PromocjeŚwińskie wakacje

Świńskie wakacje

Choć Hiszpania, Portugalia, Włochy i pogrążona w najgłębszym kryzysie Grecja teoretycznie mogłyby odstraszać turystów z Polski, to okazuje się, że ważniejsze od ryzyka jest dla nas ceny i kurs walutowy. To właśnie Grecja, skąd docierają informacje o zamieszkach i strajkach, wciąż jest najpopularniejszym kierunkiem wypraw Polaków.

Świńskie wakacje
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

16.07.2010 | aktual.: 30.09.2010 12:45

Choć Hiszpania, Portugalia, Włochy i pogrążona w najgłębszym kryzysie Grecja teoretycznie mogłyby odstraszać turystów z Polski, to okazuje się, że ważniejsze od ryzyka są dla nas ceny i kurs walutowy. To właśnie Grecja, skąd docierają informacje o zamieszkach i strajkach, wciąż jest najpopularniejszym kierunkiem wypraw Polaków.

Sezon wakacyjny w pełni. Biura podróży zachęcają do zagranicznych wojaży. Polaków blokuje jednak wysoki kurs europejskiej waluty, która od trzech miesięcy nieustannie pnie się w górę. Mimo to euro wciąż jest dużo tańsze niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Co ważniejsze, w krajach dotkniętych kryzysem nie dostrzega się wzrostu cen produktów i usług. Czy nasze wizyty pomogą bankrutującym krajom?

Z reguły decydujemy się na wczasy za granicą z kilku powodów - najczęściej gwarantowanej słonecznej pogody i stosunkowo atrakcyjnej ceny. Bardzo ważny jest kurs euro. Zdaniem ekspertów nawet słabnący w ostatnich miesiącach złoty nie powinien wpływać na podejmowane przez rodaków wybory dotyczące wypoczynku w Polsce czy poza granicami.

- Wartość euro wcale nie jest taka wysoka. W czerwcu i lipcu ubiegłego roku euro kosztowało nawet 4,6 zł, dopiero później widoczny był spadek. W sierpniu ubiegłego roku kurs euro był na poziomie podobnym do aktualnego. Oznacza to, że w porównaniu z rokiem ubiegłym ceny wycieczek do krajów europejskich przedstawiają się nieco korzystniej - ocenia Joanna Pluta, analityk walutowy TMS Brokers.

Wydaje się więc, że kurs euro jest na stosunkowo zdrowym poziomie. Nie powinien wywoływać niepokoju wśród inwestorów, polskich władz monetarnych, a już na pewno wśród turystów. Po prostu trzeba się przyzwyczaić, że kursy są zmienne i nie zawsze muszą oznaczać większe koszty wypoczynku. - To nie są poziomy spekulacyjne. Myślę, że obecny kurs walut nie powinien zniechęcać Polaków do wyjazdów zagranicznych - dodaje Joanna Pluta.

PIGS (ang. świnie) - akronim określający kraje strefy euro borykające się z olbrzymim długiem publicznym. Skrót utworzono od pierwszych liter ich angielskich nazw: Portugal, Italy, Greece, Spain. Tak się składa, że wszystkie leżą w basenie Morza Śródziemnego i uchodzą za jedne z najbardziej atrakcyjnych turystycznie na Starym Kontynencie.

Po przebadaniu ofert najpopularniejszych biur podróży nasuwa się jeden wniosek. Ceny są niemal na identycznym poziomie jak w roku ubiegłym. Aby zorganizować dwutygodniowy wyjazd dla dwóch osób, trzeba się przygotować na wydatek rzędu 4-5 tys. złotych. Oczywiście w tej cenie znajdziemy także oferty "all inclusive", co pozwoli nam zaoszczędzić na dodatkowym jedzeniu, napojach i drinkach z palemką.
- Tygodniowy wyjazd do dobrego hotelu w basenie Morza Śródziemnego może kosztować nas zaledwie 1500 złotych od osoby - zaznacza Magda Plutecka-Dydon z biura podróży Neckermann. - Ceny wycieczek są niższe, bo wpływa na to korzystniejszy kurs walutowy i dodatkowe bonusy oferowane przez naszych partnerów - dodaje.
Co ważne, największe biura podróży przy rezerwacji dużej liczby miejsc w hotelach mają możliwość negocjacji ceny.

- Sądzę, że to dobry czas na zagraniczny wyjazd. Przemawiają za tym bardzo dobre ceny wakacji za granicą, które są porównywalne, a nawet niższe niż wypoczynku w Polsce. Atutem wypoczynku za granicą jest również gwarancja pogody. Urlop na polskim morzem oznacza dla klienta swego rodzaju loterię - ocenia Magda Plutecka-Dydon.

- My sprzedajemy wycieczki głównie na greckie wyspy i tam panuje sielankowy nastrój, żadnego kryzysu nie widać. Nie ma problemów z bankomatami ani zamieszek na ulicach. Takie rzeczy mogą incydentalnie mieć miejsce w Atenach czy Salonikach, ale na pewno nie uderzą w turystów wypoczywających na greckich wyspach - komentuje Marcin Przybylski, prezes zarządu Travelplanet.pl.

Nie będą żyłować turystów

Ten rok zapowiadał się naprawdę fatalnie dla hotelarzy, producentów i punktów usługowych. Prócz kryzysu na zmniejszoną sprzedaż wycieczek zagranicznych miał wpływ pył wulkaniczny skutecznie wstrzymujący loty samolotów nad Europą. Mniejsze dochody mogły doprowadzić do podwyżki cen. Tak się jednak nie stało.

- Nie zauważyłam, by przedsiębiorcy w sztuczny sposób zawyżali ceny produktów i usług. Wygląda na to, że podwyżki cen dla zrekompensowania sobie gorszych okresów tego roku nie są sposobem na biznes. Przecież najważniejsze jest, by klient był zadowolony i być może powrócił w to samo miejsce. Myślę, że turyści nie muszą się niczego obawiać - ocenia Magdalena Plutecka- Tytoń. Jej zdaniem ceny w kurortach są porównywalne do tych sprzed roku, a nawet nieco niższe. Jednocześnie zaznacza, że wpływ na stabilność cen mogła mieć właśnie sytuacja kryzysowa m.in. w Grecji.

Podobnego zdania jest Joanna Pluta z TMS Brokers, która twierdzi, że nie ma przesłanek do znacznego podnoszenia cen w krajach Unii.
- Rynek usług turystycznych rządzi się swoimi prawami. Jednak biorąc pod uwagę niski poziom inflacji w strefie euro, ceny produktów i usług nie powinny znacznie różnić się od ubiegłorocznych. Podwyżki mogą być widoczne jedynie w najpopularniejszych turystycznie miejscowościach - mówi Pluta.

Turysta z Polski nie pomoże?

Większa liczba gości przekłada się na dochody kraju, w którym wypoczywamy. Takie wsparcie przydałoby się przede wszystkim Grecji, o której możliwym bankructwie mówi się od kilku miesięcy.

Na razie może liczyć na pomoc Unii Europejskiej, ale być może pomóc mogliby tutaj właśnie turyści z Polski...
- Jadąc do Grecji oczywiście przyczyniamy się w pewien sposób, że PKB w tym kraju będzie wyższe. Nie przeceniałbym jednak znaczenia pieniędzy turystów z Polski. Trudno ocenić, ilu Polaków musiałoby wyjechać na wczasy, żeby tamtejsze PKB wzrosło choćby o 1 proc. komentuje Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK.

Oznacza to, że z pomocą turysty dla pogrążonych w recesji krajów jest podobnie jak z najważniejszą zasadą pracy lekarza - przede wszystkim nie szkodzić. Większość turystów pochodzi z krajów Eurolandu, Ameryki i Azji. Polacy są jedynie cząstką przyjezdnych, więc i suma wydawanych przez nas pieniędzy jest jedynie kroplą w morzu potrzeb np. Grecji. Gdyby jednak wszyscy zrezygnowali z wypoczynku w tych rejonach, to kraje śródziemnomorskie znalazłyby się w tarapatach.

- Wpływy z turystyki są dla tych krajów dużym źródłem dochodów. A wpływy do budżetu szacowane są z pewnym wyprzedzeniem. Turyści z Polski raczej nie pomogą np. greckiej gospodarce, co najwyżej poprzez nasze wyjazdy możemy im nie szkodzić. Gdyby większa liczba turystów z całego świata przestała wyjeżdżać do krajów dotkniętych kryzysem, to ich wpływy z turystyki znacznie by spadły. Dopiero wtedy poważnie mogłoby im to zaszkodzić. Liczba turystów z Polski nie ma wielkiego wpływu na sytuację gospodarczą w tych krajach -podsumowuje Joanna Pluta z TMS Brokers.

Bielski zapewnia, że nasze wyjazdy na pewno nie będą lekiem na kryzys w krajach europejskich, ale pieniądze z turystyki przydadzą się wszystkim. Może więc powinniśmy porzucić marzenia o ciepłych krajach, krystalicznie czystych wodach tamtejszych mórz i wybrać się nad nasze polskie Morze Bałtyckie? Wszak zgoda na wczasy w kraju buduje, a Polska jest najważniejsza.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)