Każdy kolejny dzień "narodowej kwarantanny" przynosi nieoczekiwane efekty. Był już szturm po papier toaletowy, puste półki po kaszach i ryżu, czas na limity na drożdże. Polacy zabrali się za domowe wypieki.
W momencie wprowadzenia stanu zagrożenia epidemiologicznego, zamknięcia szkół i pierwszych obostrzeń Polacy rzucili się do sklepów wykupując produkty pierwszej potrzeby. Największą sprzedaż odnotował spirytus i mydło.
Wprowadzanie ograniczeń epidemiologicznych spowodowało, że Polacy ruszyli do sklepów, mimo że te działają prawie normalnie. Wśród towarów deficytowych znalazły się m.in. drożdże. Część sprzedawców wprowadziła limity na ten produkt.