Ten plac zabaw wywołał burzę w sieci. Właścicielka załamana
W Bielsku-Białej rodzice muszą zapłacić 15 zł za wejście dziecka na plac zabaw. Opłata ta wywołała oburzenie wśród jednego z internautów, który skrytykował komercjalizację przestrzeni publicznej. Właścicielka obiektu tłumaczy, dlaczego pobiera opłaty.
"Na głównym placu Błoni pojawił się płatny, ogrodzony plac zabaw. Co w tym dziwnego? To, że został postawiony przez prywatny lokal gastronomiczny Happy Hours i znajduje się na terenie publicznym" – napisał jeden z użytkowników na platformie wykop.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzieci oszalały na punkcie tego napoju. O co chodzi z Wojankiem?
15 zł za wejście na plac zabaw w Bielsku-Białej
Przed placem zabaw umieszczono regulamin, z którego wynika, że za możliwość skorzystania z niego trzeba zapłacić 15 zł od dziecka.
Użytkownik zwrócił uwagę na to, że płatny, ogrodzony plac zabaw "znajduje się na terenie publicznym", który jest "sercem Błoni, ogólnodostępnym miejscem spacerów, spotkań i integracji".
Dodał, że ta "przestrzeń, która miała być dla wszystkich, stała się miejscem selekcji — dla tych, którzy zapłacą, i dla tych, którzy nie".
Właścicielka wyjaśniła, dlaczego pobiera opłaty za wstęp
"Fakt" poprosił o komentarz w tej sprawie właścicielkę lokalu. Wyjaśniła, że kompleks gastronomiczno-rekreacyjny Happy Hours stoi na terenie wydzierżawionym od miasta.
Z jej relacji wynika, że zanim powstało Happy Hours, "miejsce było niewykorzystane" — stały tam jedynie toalety. Dodała, że "podobnych terenów w Polsce przedsiębiorcy dzierżawią wiele – pod food trucki, kawiarenki, sezonowe atrakcje".
Prowadząca Happy Hours na Błoniach wskazuje, że utrzymanie placu zabaw wiąże się z kosztami takimi jak m.in. codzienne naprawy, opłacenie serwisanta czy skoszenie trawy.
– Te środki ledwo pokrywają koszty pracowników i napraw – nie wspominając już o tym, że po każdym większym deszczu musimy np. dosypywać nowy piasek do piaskownicy, co kosztuje około 1,5 tys. zł. Ta inwestycja nigdy się nie zwróci – od początku nie chodziło o zysk, tylko o stworzenie miejsca przyjaznego rodzinom z dziećmi — mówiła w rozmowie z dziennikiem.
Właścicielka zaznacza, że opłata jest "symboliczna", a dzieci mogą bawić się bez ograniczeń czasowych. Zaznacza też, że płatny plac zabaw cieszy się popularnością, a pracownicy "bardzo często nie nadążają z pobieraniem opłat".
– Najbardziej boli nas to, że są osoby, które nie potrafią docenić, ile serca i pieniędzy włożyliśmy w rozwój tego miejsca – podkreśliła.
O placu zabaw zrobiło się głośno także z powodu błędów ortograficznych, które pojawiły się w regulaminie. Właścicielka przyznała w rozmowie z "Faktem", że to ona ponosi odpowiedzialność za błędy, bo nie sprawdziła treści przed powieszeniem tablicy. Regulamin został już zdjęty, a nowy – poprawiony – zostanie zamontowany.