Tyle dziennie mogą zarobić na napiwkach kelnerzy
Od 100 do 200 zł – tyle dziennie mogą zarobić na napiwkach kelnerki. Najhojniejsi są Amerykanie, za to za skąpych uchodzą Skandynawowie. Potrafią oni wręczyć kelnerce tylko 10 groszy.
03.06.2013 | aktual.: 16.06.2014 14:31
Obsługa lokalu zgodnie twierdzi, że najhojniejsi są Amerykanie, za to za skąpych uchodzą Skandynawowie. Potrafią oni wręczyć kelnerce tylko 10 groszy. Źle wypadają też Hiszpanie i Włosi. Jeśli chodzi o Polaków, to według pracowników lokalu, nie można za dużo spodziewać się po warszawiakach. Za to miłymi gośćmi są mieszkańcy Śląska.
„Warszawę rozpoznajemy bez pudła. Kompletnie nie szanują innych gości. Są głośni i niesłychanie wymagający. Czasami aroganccy. Kiedyś czwórka z nich jadła kolację. Pili najdroższe wina. O pierwszej w nocy zażądali, żebym posłała taksówkę do nocnego po jakiś serek pleśniowy. Odmówiłam. Wychodząc rzucili ostentacyjnie złotówkę na talerzyk. A zjedli i wypili za tysiąc pięćset” – opowiada pracownik restauracji na łamach „GW”.
Kto jeszcze może liczyć na napiwki? Oprócz kelnerów otrzymują je dostarczyciele pizzy, portierzy, boye hotelowi, listonosze. Niekiedy trafiają do ręki taksówkarza lub fryzjera. Bywa, że pracownicy muszą dzielić się nimi z szefem. Niekiedy napiwki stanowią cały ich zarobek, pensje bowiem nie zostały przewidziane. W europejskich realiach stanowią najczęściej od 10 do 25 proc. pensji, ale bywają i wyższe od niej.
W polskiej tradycji dobrze zapisały się tzw. końcówki, odpalane listonoszom przez emerytów. W naszych restauracjach napiwki nie są jeszcze powszechne, choć dajemy je coraz częściej. Tu wiele zależy bowiem od zwyczaju. W krajach Europy i Ameryki na ogół napiwki się daje, choć też nie wszędzie. Ale już w krajach Dalekiego Wschodu nie są mile widziane. W Japonii na przykład osoba dająca napiwek może spotkać się z zarzutem braku kultury! Zupełnie inaczej jest w świecie arabskim. Tam napiwek jest czymś normalnym. Ma formę tzw. bakszyszu, a zachodni turysta się od niego nie wymiga.
Ostatnio płacimy coraz częściej kartą. Co robić w takiej sytuacji? Przede wszystkim – nie kombinować. Jeśli nie mamy gotówki, obsłudze musi wystarczyć podziękowanie. Można ewentualnie zapewnić, że następnym razem będziemy lepiej przygotowani.
Czasami lokale wychodzą z inicjatywą, by wybawić klientów z dylematu: kiedy i ile dawać. Zdarza się, że napiwki są oficjalnie doliczane do rachunku, odciąga się od nich podatek VAT. Idą wtedy jednak nie na konto konkretnego pracownika, a całego lokalu.
Bywa i tak, że część każdego napiwku trafia do kieszeni szefa. Na blogach pojawiają się wpisy kelnerów skrupulatnie rozliczanych z każdego tipa. Nie trzeba dodawać, że szefowie nie są tam obdarzani pochlebnymi słowami.
Z listonoszem, dostarczycielem pizzy czy taksówkarzem – jeśli chodzi o dodatkową zapłatę - sprawa jest względnie prosta. Napiwek, jeśli jest, trafia do kieszeni usługodawcy i sprawa zamknięta. Inaczej w lokalach gastronomicznych. Dyskusje o podziale napiwków na linii „kuchnia – sala” trwają tam od zawsze.
Kelnerzy są uprzywilejowani. Mają bezpośredni kontakt z klientem. "Tipy" siłą rzeczy trafiają do ich rąk. Mało komu przyjdzie do głowy wizyta w kuchni i wręczenie materialnego dowodu uznania jej szefowi. A czy kelner się podzieli z kucharzem – to już jego dobra wola. Obie strony nie szczędzą sobie przytyków. Kucharze zarzucają kelnerom skąpstwo i zagarnianie napiwków dla siebie. Kelnerzy tłumaczą, że od nich zależy, co klient zje, muszą polecić, doradzić, uśmiechać się, skakać naokoło niego. Właściciele lokali zdają sobie sprawę ze specyfiki obu zawodów. Wychodzą z założenia, że kelner sobie dorobi napiwkami. Dlatego pracownicy kuchni często zarabiają więcej.
Ale zdarza się też, coraz powszechniej również w Polsce, że na zapleczu montowane są specjalne skrzyneczki. Wkłada się do nich pieniądze z napiwków, a raz na jakiś czas, powiedzmy co miesiąc, opróżnia je i rozdziela wśród pracowników. Niestety, można się również spotkać z kuriozalną sytuacją, w której pracownicy utrzymują się... wyłącznie z napiwków! Pensji nie ma, a raczej są – ale wynoszą tyle, ile kelner dostanie w formie "tipów". Istnieje też zjawisko wymuszania napiwku. Na przykład bywa, że ktoś, kto ma zapłacić 23 zł i daje 25, bo nie ma drobnych, już tych 2 zł nie zobaczy. Kelner po prostu uznał je za napiwek.
AK/WP.PL