"Tylko Polacy mogą ich uratować"
Norwegii trzeba więcej rąk do pracy, wynika z najnowszych badań. Według analityków to szansa, którą mogą wykorzystać pracownicy z Polski, polskie firmy szukające kontraktów w Norwegii oraz Polacy, którzy na norweskim rynku chcą otworzyć działalność gospodarczą.
10.03.2011 | aktual.: 10.03.2011 07:55
Z badań NAV EURES wynika, że przez najbliższe 12 miesięcy aż 32% norweskich przedsiębiorstw skorzysta z zagranicznej siły roboczej. Najchętniej zatrudnianymi w Norwegii zagranicznymi pracownikami są Polacy. Zaangażowanie zagranicznej siły roboczej po raz pierwszy od dwóch lat zaczęło wzrastać między innymi w branży budowlano-montażowej. Rok temu 33% firm z tej branży miało zamiar zatrudniać obcokrajowców, w tym roku to już 42%.
- Polscy przedsiębiorcy mają znów szansę na norweskim rynku - mówi Aleksandra Eriksen, szefowa firmy doradczej Polish Connection. - Naszą silną stroną jest to, że jako pracownicy Polacy cieszą się w Norwegii dobrą opinią. Są wypróbowaną siłą roboczą. Niejeden norweski zleceniodawca, wahając się miedzy polskim , a na przykład rumuńskim podwykonawcą, wybierze tego pierwszego. Nie dlatego, że firma rumuńska nie posiada wystarczających kwalifikacji, ale dlatego, że Norwegowie na co dzień widza, iż Polacy pracują solidnie.
Z racji rosnącego zainteresowania polskich przedsiębiorców zdobywaniem kontraktów Norwegii, Polish Connection 17 marca organizuje w Gdańsku seminarium poświęcone tej tematyce. Ilość chętnych zaskoczyła nawet organizatorów.
Dobra opinia na wagę złota
Eriksen przekonuje, że w Norwegii dobre referencje mają kluczowe znaczenie. Jeśli firma kiedykolwiek wykonywała zlecenie w Norwegii lub innym kraju skandynawskim, opinia zadowolonego klienta może jej otworzyć wiele drzwi. Nieco mniejsze znaczenie mogą mieć dobre referencje z innych europejskich krajów, ale też warto je wykorzystać. Jeśli firma referencji jeszcze nie posiada, trzeba postawić na osobisty kontakt i dobrą prezencję swojej firmy.
- W Norwegii jest dużo kontroli, szczególnie na placach budowy - podkreśla Eriksen. - Danie gwarancji, że wykonanie kontraktu odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, jest ogromnym plusem. Przed pierwszą rozmową warto się dokładnie zapoznać z norweskimi oczekiwaniami w stosunku do zagranicznych przedsiębiorców. Nic nie zrobi gorszego wrażenia niż komentarze w stylu: "w Niemczech takich wymagań nie było" lub "w Szwecji nie musiałem tego robić" - wyjaśnia.
Szukając zleceń warto wykazać się wiedzą o miejscowych przepisach prawa pracy. Trzeba wiedzieć, czego będzie oczekiwał np. Urząd Skarbowy lub Inspekcja Pracy. Informacje w języku polskim i angielskim są coraz lepiej dostępne, wiele urzędów publikuje je na swoich stronach internetowych.
"Trudny rynek"
W opinii tych, którzy na norweskim rynku już działają, to trudny rynek, bardziej wymagający niż np.: niemiecki czy holenderski.
- Jakiś czas temu zaczęliśmy się powoli wycofywać z Norwegii - mówi chcący zachować anonimowość przedstawiciel dużej polskiej firmy. - Zaostrzyły się przepisy, wprowadzono dość duże restrykcje. Norwegia wymaga nienagannego zaplecza socjalnego dla pracowników, każdemu trzeba zapłacić za przejazdy, noclegi itp. Kto chce spełnić wszystkie wymogi, ma sporo do zrobienia. Poza tym Norwegowie chcą głównie rozmawiać z firmami, które mają na ich terenie swoją siedzibę - wyjaśnia.
Wysokie wymagania Norwegów potwierdza Aleksandra Eriksen. - Wiele branż, np.: budowlano-montażowa i stoczniowa przyjęło tzw.: regulacje płacowe - wyjaśnia. - Polskiemu pracownikowi oddelegowanemu np. do budowy szkoły nie można zapłacić "polskiej" pensji plus delegacji. Pracownik wykwalifikowany ma w Norwegii zarobić brutto 154,50 koron na godzinę, a od 1 kwietnia będzie to już 159 koron - dodaje. Polskim firmom niejednokrotnie trudno jest też dotrzymać norweskich norm dotyczących czasu pracy. Nadgodziny wykraczające poza ustawę są dopuszczalne jedynie w specjalnych sytuacjach, na przykład za zgodą Inspekcji Pracy. Nie mając specjalnego zezwolenia, pracodawca nie może nakazać pracownikom pracować np.: 10 godzin dziennie.
Szansa dla wykwalifikowanych
Terje Husa prowadzi w Trondheim agencję pośrednictwa pracy Jobb-Link. Trafia do niej wielu Polaków. W poprzednim roku agencja zatrudniła około 50 wykwalifikowanych pracowników z Polski, na rok 2011 przewidują duży wzrost zapotrzebowania, szczególnie na osoby, które dobrze posługują się angielskim lub którymś z języków skandynawskich.
- Mawia się, że "bez Polaków norweska gospodarka się zatrzyma" i myślę, że ta prawda dotyczy wielu dziedzin - twierdzi Terje Husa. - Jednak nie dla każdego norweska droga jest usłana różami. Z mojego dziesięcioletniego doświadczenia w branży wynika, że polskie firmy, które chcą przedstawić swoje oferty cenowe jako podwykonawcy, są często postrzegane jako zagrożenie dla norweskich stawek i warunków pracy - wyjaśnia.
Zdaniem szefa Jobb-Link, również polscy pracownicy mogą się w Norwegii spotkać z dwojaką reakcją. Wiele firm, które na jakiś czas wynajmowały Polaków, potem zatrudniło ich na stałe. Są jednak takie, które wciąż niechętnie wynajmują lub zatrudniają Polaków.
- Niemiłe plotki o Polakach roznoszą się szybko - twierdzi Husa. - Jedna osoba może zniszczyć dobrą opinię 1000 innych. W ostatnich miesiącach obserwuję jednak spory optymizm wśród przedsiębiorców i pracodawców norweskich i dlatego chciałbym zachęcić polskich pracowników wykwalifikowanych do podejmowania pracy w Norwegii. W Jobb-Link dajemy 100% gwarancję, że nasi pracownicy nie otrzymają niższych stawek niż te ogólni obowiązujące, bez względu na branżę - zachwala na koniec usługi swojej agencji.
Niełatwe początki
Ci Polacy, którzy zdecydowali się otworzyć w Norwegii własny biznes, ostrzegają przed nadmiernym optymizmem. Początki bywają trudne, bez dobrej znajomości prawa i języka, nie ma szans na powodzenie.
- Pierwsze półtora roku to była niemal wegetacja, zeszłej zimy chciałem nawet zamknąć biznes - mówi Radek prowadzący w Trondheim jednoosobową firmę remontową. - Żeby prowadzić działalność, trzeba mieć pieniądze na start, własny sprzęt, wiedzę o przepisach, samochód, dużo cierpliwości i oczywiście referencje konieczne nawet, by wstawić u klienta jedno okno. Dopiero, gdy zyska się własną bazę klientów, którzy dają kolejne zlecenia, można ruszyć z miejsca. Kokosów na początku nie będzie, tym bardziej, że podatki mogą pochłonąć 60% otrzymanych od klienta pieniędzy - dodaje.
Kiedy firma Radka stanęła na nogi, znajomi pytali go o radę, jak w Norwegii założyć własny biznes w różnych branżach. Z trzech, którzy rozpoczęli, utrzymał się na rynku tylko jeden.
- Zdarza się, że kiedy klient przekona się, iż firma jest prowadzona przez Polaka, oczekuje pracy na czarno lub ceny poniżej kosztów - mówi Radek. - Generalnie jednak własny biznes w Norwegii to rozwiązanie lepsze niż praca dla kogoś - uważa.
Czy warto szukać w Norwegii swojej szansy? Zawsze warto spróbować.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad