Ukraińcy budują luksusowy kurort. "Ewenement na skalę światową"
Grupa ukraińskich przedsiębiorców przymierza się do budowy luksusowego kurortu narciarskiego w Bieszczadach Wschodnich, po drugiej stronie polskiej granicy. Zdaniem ekspertów inicjatywa nie zagraża jednak naszej rodzimej branży turystycznej. Budzi za to niemałe zdziwienie.
Kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską prywatny ukraiński koncern paliwowy OKKO Group wraz z grupą inwestorów (która pokryje 2/3 kosztów) zamierza zbudować ogromny ośrodek narciarski - GORO Mountain Resort. Inwestycja ma zająć 1,2 tys. hektarów w okolicach wsi Volosianka i Verkhnia Rozhanka. W ciągu najbliższych 4 lat przedsiębiorcy zbudują 13 km tras narciarskich i pięć hoteli z 415 pokojami.
"Grupa OKKO w ośrodku GORO Mountain Resort działa jako jedyny właściciel, główny inwestor, deweloper i operator, aby zapewnić harmonijny rozwój i holistyczną koncepcję całorocznego projektu rekreacyjnego" - czytamy w opisie projektu.
Docelowo goście ośrodka mają mieć do dyspozycji 75 km tras. Łączny koszt? Około 1,5 mld dol. Kwota ta budzi u komentatorów mieszane uczucia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile zaoszczędzisz w 2025 roku? Sonda o trendzie No Buy
W czasie wojny Ukraina, jako naród, powinna przeznaczać pieniądze przede wszystkim na obronność, a nie myśleć o rozrywkach. Inwestycja w przyszłość w takim czasie, to ewenement na skalę światową. Nie potrafię znaleźć w historii takiej sytuacji, że naród z jednej strony prowadzi wojnę, a z drugiej realizuje duże inwestycje turystyczne - komentuje dla WP Finanse plany budowy ośrodka Adam Karpiński, ekspert ds. turystyki z Uniwersytetu WSB Merito.
Fakt budowy dużego ośrodka narciarskiego stosunkowo niedaleko od polskiej granicy budzi jednak także obawy o stworzenie konkurencji wobec polskich kurortów. Od przejścia granicznego w Krościenku do resortu będzie około 170 km. Google Maps wskazuje, że to około 3 godziny jazdy. Po zakończeniu wojny turyści mogliby jednak dostać się na lotnisko we Lwowie, skąd do miejsca docelowego pozostaje do pokonania 140 km.
Bałkańska droga Ukrainy?
Eksperci wątpią jednak, by Polacy przekonali się do nowego kierunku. Adam Karpiński wskazuje, że Zakopane, Bukowina Tatrzańska, słowackie Tatry czy polska i czeska strona Sudetów to wyrobione marki. Mają także opinię bardzo bezpiecznych miejsc. Tymczasem cała Ukraina jest dzisiaj bardzo niestabilnym regionem, ogarniętym wojną.
Zdaniem Karpińskiego, to ostatnie może mieć duży wpływ na przyszłe losy budowanego obiektu. - Myślenie o przemyśle turystycznym bez zapewnienia bezpieczeństwa turystom, to w mojej opinii mrzonka - dodaje.
Ekspert wskazuje, że Ukraina musi przede wszystkim odbudować swoją mark ę turystyczną, jako miejsca, w którym można bezpiecznie spędzić wolny czas. Niezależnie od podjętych działań, grozi im jednak powtórzenie doświadczeń innych państw dotkniętych działaniami wojennymi.
Serbia i Bośnia powoli odbudowują swój charakter turystyczny, a przecież jesteśmy już ponad 20 lat po wojnie. W Ukrainie też nikt z dnia na dzień nie powie, że odcinamy się od przeszłości i teraz będzie już pokojowo i bezpiecznie - dodaje Karpiński.
Do wątpliwości dot. bezpieczeństwa dochodzi także niepewność związana z sytuacją klimatyczną. Ośrodek położony będzie na wysokości 850 metrów n.p.m. To oznacza, że w przyszłości może mieć częste problemy z dostępnością śniegu. Jak pisaliśmy w WP Finanse, z artykułu opublikowanego w "Nature Climate Change" wynika, że ośrodkom położonym poniżej 1500 metrów n.p.m. grozi zagłada.
- Warto przyglądać się także reakcji okolicznych mieszkańców. W tej chwili wszyscy są oszołomieni trwającym konfliktem zbrojnym, ale za chwilę mogą zacząć się protesty przeciwko niszczeniu środowiska naturalnego, które często towarzyszą tego typu inwestycjom - wskazuje Adam Karpiński.
Podobną opinię w rozmowie z PAP wyraził Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. - Nie zakładam, aby projekt był realnym zagrożeniem dla ośrodków narciarskich w Tatrach, natomiast bezwzględnie cenię sobie jego wartość motywacyjną dla polskich inwestorów, bo zawsze warto czuć konkurencję za plecami i nie osiadać na laurach - stwierdził Wagner.
Bieszczady mogą spać spokojnie?
Oddechu konkurencji na plecach, zdaniem Karpińskiego, nie muszą obawiać się także przedsiębiorcy z polskiej części Bieszczad.
W Bieszczady jeździ turysta kochający kontakt z przyrodą. W okolicy, z wyjątkiem Arłamowa, nie ma dużych hoteli. Bieszczady są tak postrzegane jako kraina naturalna. Przyjezdni szukają tam spokoju, wyciszenia, umiarkowanego wysiłku fizycznego, zapewne także "zderzenia" z wielokulturowością tego regionu - mówi wykładowca WSB Merito.
- W pierwszej fazie inwestycja będzie oparta prawdopodobnie głównie na popycie krajowym. Oferta zostanie skierowana do zamożnych mieszkańców Ukrainy - opowiada ekspert.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl