Ultimatum dla pracodawców. Wyższa pensja albo kara

– Polacy za mało zarabiają. Dziś w Polsce za pośrednictwem państwa należy wymusić podniesienie płac – zapowiada Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Jego pomysły komentują dla Faktu ekonomiści Ryszard Bugaj, Marek Zuber i Piotr Kuczyński

Ultimatum dla pracodawców. Wyższa pensja albo kara
Źródło zdjęć: © PAP/ Leszek Szymański

05.09.2013 | aktual.: 04.11.2013 14:18

Kaczyński w wywiadzie dla Rzeczpospolitej wypowiedział kilka zastanawiających kwestii. O sytuacji ekonomicznej Polaków mówił tak:

Uważam, że dziś w Polsce za pośrednictwem państwa należy wymusić podniesienie płac, bo są one zaniżone (...) Jest wiele metod. Można też wprowadzić karne podatki. To jest mechanizm potrzeby, żeby zwiększyć w Polsce popyt.

Jak wycenić, czy kasjerka w supermarkecie zarabia za mało?

One zarabiają zdecydowanie za mało. Generalnie Polacy zarabiają za mało, biorąc pod uwagę pozycję gospodarczą naszego kraju. A powinni zarabiać więcej – żeby zwiększyć popyt, jakość życia. A to, proszę mi wierzyć, przełoży się na wzrost. Ponadto musi być w końcu odtworzony dialog pomiędzy pracownikami a pracodawcami. Obecny rząd nie wywiązuje się jednak z roli arbitra. Zerwano dialog pomiędzy przedstawicielami pracowników i pracodawców. Stało się nawet coś gorszego. Rządzący obecnie Polską bezrefleksyjnie – nie patrząc na koszty społeczne – firmują rozwiązania, które mogą naruszyć ład społeczny. Podniesienie wieku emerytalnego, elastyczny czas pracy – przecież to grozi konfliktem i nieprzewidywalnymi skutkami.

Czy chcemy, żeby społeczeństwo zostało na trwale podzielone na niewielką grupę beneficjentów przemian i całą resztę o statusie wyrobników, którzy nie posiadają już żadnych praw pracowniczych i obywatelskich? Czy chcemy, żeby uprzywilejowana mniejszość musiała zamykać się za murem strzeżonych osiedli przed oburzonymi, których pozbawiono statusu obywateli i konsumentów?

O finansach państwa:

Swój nowy program gospodarczy przedstawimy prawdopodobnie w styczniu. Prace nad nim trwają. To będzie diagnoza obecnej sytuacji gospodarczej kraju i recepta na jej poprawę. Ale to nie będą ogólniki – pokażemy konkretnie, co zrobić, aby Polska się lepiej rozwijała, a patologie zostały przezwyciężone. Natomiast w Krynicy będę mówił o sprawach doraźnych związanych z kryzysem. Dziś najpilniejszą kwestią jest naprawa finansów publicznych, do czego jako partia jesteśmy nieźle przygotowani. Mamy cały system finansów publicznych opisany na nowo w gotowych projektach ustaw. Chodzi o ustawy podatkowe i kompleksowy plan przebudowy urzędów skarbowych i celnych. Gdy dojdziemy do władzy, to przebudowa finansów państwa nastąpi bardzo szybko. Nowy VAT, nowy PIT i CIT, bez zmian zostawiliśmy tylko akcyzę.

– Złożyliście te projekty w Sejmie w 2012 r., ale koalicja je odrzuciła.

Nawet gdybyśmy w Polsce znaleźli pokłady ropy, złota i diamentów, to wicepremier Rostowski powie, że to źle. Te projekty wrócą, gdy dojdziemy do władzy.

Inny element związany z kryzysem to walka z bezrobociem, a tak naprawdę plan aktywizacji zawodowej Polski, reindustrializacji kraju. W Polsce są poważne zasoby finansowe, także związane z państwem, które należy wykorzystać. Myślę choćby o Banku Gospodarstwa Krajowego. Wszystkie nasze propozycje zapisane zostaną w ustawie antykryzysowej, nad którą pracujemy. Ale najlepsza recepta na kryzys w Polsce to i tak zmiana władzy.

O walce z korupcją:

Platforma doszła do władzy, zarzucając nam łamanie prawa podczas walki z korupcją. To był sygnał dla skorumpowanych biznesmenów, że teraz można kraść z przyzwoleniem ze strony władzy. A gdzie można ukraść najwięcej? Przy funduszach europejskich. W ten sposób mamy choćby koszmarnie drogie – i fatalnie wykonane – autostrady. Nagrania podsłuchów biznesmenów z firm drogowych obnażają ten stworzony przez PO system. Gdy wrócimy do władzy, to tacy ludzie znów powinni się bać. Będzie im grozić utrata majątku i wyroki.

O biznesie w Polsce:

– Mówił pan niedawno: „Polsce potrzebni są Gatesowie, a nie tępi faceci, którzy chcą mieć willę z basenem". To o przedsiębiorcach – brzmi pogardliwie.

Żadnej pogardy w tym nie ma, jest szacunek do uczciwego biznesu. Polsce potrzebni są Gatesowie, ludzie bardzo innowacyjni. Sądzę, że takich jest wielu, należy im pomóc – a mają oni wiele problemów: część traci poczucie stabilizacji i nadzieję na dalszy rozwój. Obserwują ograniczenie aktywności swoich partnerów handlowych, spadek siły nabywczej i konsumpcji Polaków, który pociąga za sobą spadek produkcji i zleceń ich firm oraz zmniejszenie obrotów. Obserwują też nieuczciwą konkurencję i brak symetrii w traktowaniu krajowych i zagranicznych podmiotów. Na to nie może być zgody. Mam nadzieję, że dotrwają do zmiany złej sytuacji w Polsce i zaczną się jeszcze bardziej dynamicznie rozwijać.

Ale nie zmienia to faktu, że w Polsce jest problem opisywany analogią do folwarku szlacheckiego: są przedsiębiorcy całkowicie nieinnowacyjni, którzy żyją z eksploatowania pracowników, niczym chłopów pańszczyźnianych. Ma to związek z tym, że w Polsce po 1989 r. doszło do zjawiska fatalnego: mechanizm selekcji negatywnej, charakterystyczny dla komunizmu, przeniósł się do biznesu.

– Chyba nie mówi pan o drobnych przedsiębiorcach, którzy są kołem napędowym gospodarki? A co to znaczy uwłaszczenie nomenklatury? – W małym biznesie?

Duży i średni biznes w niemałej części, ale small biznes także stanowił i niestety w wielu przypadkach nadal stanowi przystań dla ludzi dawnego systemu. Mój brat jako prezes NIK miał wiedzę na ten temat. Są badania socjologiczne, które pokazują, że duża część naszego kapitału to ludzie wywodzący się z nomenklatury. To jest kontynuacja dawnego systemu.

– Jak pan chce zlustrować biznes?

Porządne państwo i dobrze działający rynek – gdzie nie trzeba łapówek i znajomości – same to uregulują. Jeśli ktoś mimo nie najlepszej przeszłości i marnego charakteru jest dobrym biznesmenem, to nie ma się czego bać. Ale wielu nie jest dobrymi biznesmenami.

O zmianach w konstytucji:

Chcemy mieć większość konstytucyjną, aby móc przebudować państwo. Ale zdaję sobie sprawę, że wygranie wyborów z tak znaczną przewagą nad Platformą będzie niebywale trudne. Możemy być skazani na koalicjanta. Jeśli nasi partnerzy koalicyjni uznają, że warto podjąć się wspólnego wysiłku, to będziemy chcieli pójść bardzo daleko. Jeśli takiej woli nie będzie, to konstytucja tworzy pewne ramy, które są nie do przekroczenia. Ale jestem przekonany, że nawet drogą ustawową albo poprzez decyzje niższego szczebla, można zrobić wiele dobrego. Obecna konstytucja jest naprawdę niedobra. Wchodząc w życie w 1997 r. spetryfikowała ona czysty postkomunizm. Przecież polski aparat państwowy nie został zbudowany do nowa, jest mutacją aparatu komunistycznego. Przykład – nigdy nie rozwiązano Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w którym królują skamieniałe układy personalne z poprzedniej epoki.

Czas przyjąć do wiadomości, że polityka to sztuka wyboru opartego na zespole wartości ukształtowanych przez tradycje i religię. Polityka, która nie uwzględnia tradycji i lokalnych uwarunkowań, staje się jedynie lobbowaniem na rzecz silnych podmiotów gospodarczych. Politykowi pozostaje wówczas rola komiwojażera, takiego wiecznego załatwiacza. Z taką wizją polityki nie chcę mieć nic wspólnego.

Oto co o jego pomysłach mówią ekonomiści

prof. Ryszard Bugaj: Płace w Polsce są za niskie

Jeżeli porównujemy poziom płac w Polsce do uzyskanego poziomu dochodu narodowego na mieszkańca, to rzeczywiście płace w Polsce są niskie. I koszty pracy są niskie. A rozmiary produkcji są wyznaczone przez wielkość popytu, a dochody płacowe przekładają się prawie w stu procentach na popyt bieżący. Dlatego wzrostu płac się nie obawiam, ale muszę zastrzec, że podniesienie płac można przeprowadzić dobrze, ale także można przeprowadzić źle.

Na pewno nie powinno być tutaj jakichś gwałtownych zmian, bo tego gospodarka nie znosi. Trzeba to robić takimi „miękkimi” środkami np. poprzez zmiany w systemie podatkowym – a takie możliwości są w rękach polityków. Polsce potrzebne jest pewne przesunięcie ciężarów podatkowych: z dużej grupy tych nie najlepiej zarabiających, gdzie relatywnie stopa podatku dochodowego jest wysoka, na grupy o wyższych dochodach, gdzie ta stawka opodatkowania jest bardzo niska.

Marek Zuber, ekonomista: Pensje wzrosną, jeśli będzie więcej pracy

Rynek pracy nie jest w Polsce poddany żadnym nadzwyczajnym naciskom: mamy – w porównaniu z innymi krajami Europy – system, który raczej broni pracowników. Trudno się zgodzić z tezą, że biorąc pod uwagę stan polskiej gospodarki, Polacy zarabiają za mało. Nasza gospodarka się rozwija, ale jeśli popatrzymy na to, ile jesteśmy w stanie produkować na jednego obywatela, to my w dalszym ciągu należymy do pięciu najbiedniejszych krajów Unii Europejskiej. To jest dwukrotna różnica w porównaniu z najbogatszymi krajami Unii. Wydajność pracy w Polsce jest znacznie niższa niż w Niemczech czy we Francji, choć Polacy pracują ciężko i bardzo intensywnie, ale nie jesteśmy gospodarką nowoczesną. W jaki sposób doprowadzić do wzrostu płac? Tylko poprzez ułatwianie życia przedsiębiorcom. Jeśli będzie więcej firm, będzie więcej miejsc pracy, a wtedy płace automatycznie będą rosły.

Piotr Kuczyński, ekonomista Xelion:

Niewątpliwie Polacy zarabiają mało, zarobki są niskie. Wynika to z różnych powodów: wydajność pracy w Polsce nie jest najwyższa, a związki zawodowe są zbyt słabe, aby wymusić wzrost wynagrodzeń.

Ale państwo nie może wymusić na przedsiębiorcach jakiegoś ogólnego wzrostu płac, tego się zrobić nie da. Prezes Jarosław Kaczyński proponuje wprowadzenie jakiegoś karnego podatku – ja sobie tego kompletnie nie wyobrażam. Nie wiem także, jak miałaby być określona godziwa pensja dla określonych grup zawodowych, czy stanowisk. Żyjemy w systemie wolnorynkowym. Być może trzeba zadziałać w ten sposób, aby przedsiębiorcom opłacało się podnosić wynagrodzenia. Nikt jeszcze oprócz wolnorynkowego układu nie wymyślił, jak podnieść pensje i myślę, że prezes Kaczyński nie będzie tutaj wyjątkiem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (27)