Upadł bank - myślisz, że odzyskasz wszystkie pieniądze?

Duża część z ponad 50 tys. klientów parabanku Amber Gold być może już nigdy nie odzyska zainwestowanych pieniędzy. Upadek firmy na pewno na długo nadszarpnął zaufanie do instytucji finansowych. Czy podobny los może czekać klientów tradycyjnych banków i SKOK-ów?

Upadł bank - myślisz, że odzyskasz wszystkie pieniądze?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

24.08.2012 | aktual.: 26.08.2012 04:46

- Parabanki nie są objęte żadnym zewnętrznym systemem gwarantowania - krótko ucina temat bezpieczeństwa pieniędzy ulokowanych w tego typu instytucjach Katarzyna Mazurkiewicz z Komisji Nadzoru Finansowego.

Wtóruje jej Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich, i przestrzega przed korzystaniem z tego typu instytucji. Zaznacza przy tym, że w ogóle nie powinny one działać w środowisku finansowym.
- Gromadzenie depozytów w celu obciążenia ich ryzykiem należy tylko do zadań banków. Inne instytucje prowadzą działalność nielegalną, wbrew prawu i osoby, które lokują środki w takich podmiotach, narażają się na ogromne ryzyko utraty całości zainwestowanych środków - podkreśla Jerzy Bańka.

Parabanki to często małe prywatne firmy, za którymi nie stoi żadna duża grupa finansowa. To dopiero z pieniędzy pierwszych inwestorów budowany jest ich kapitał, często jednak tylko na papierze.

- Nikt takich instytucji nie może skontrolować, bo parabanki czy piramidy finansowe prowadzą swoją działalność w oparciu o umowy cywilno-prawne. Ustawodawstwo nie jest w stanie tak naprawdę przyjrzeć się wszystkim takim umowom, bo byłaby to trochę zbyt daleko idąca interwencja - ocenia Roman Przasnyski, analityk Open Finance.
Idzie nawet krok dalej twierdząc, że wprowadzenie ograniczeń w działalności parabanków doprowadziłoby do sytuacji, w której każda pożyczka prywatna czy lokata podlegałaby państwowej kontroli.

Parabank potrzebny na rynku

Zdaniem Romana Przasnyskiego likwidacja parabanków nie jest możliwa. Szara strefa zawsze będzie istniała, nie w tej, to innej formie. Zaostrzenie przepisów spowoduje przeniesienie takich oszustw na inny grunt.
- Już lepiej, żeby ta szara strefa była ujęta w jakichś przepisach, aczkolwiek niezbędna jest większa kontrola i szybsze reagowanie na podobne działania, jak w przypadku Amber Gold - ocenia Przasnyski.

Dodaje jednocześnie, że próby zwalczania parabanków czy piramid finansowych nigdzie do tej pory nie zakończyło się pełnym sukcesem. Przywołuje tutaj przykład piramidy Madoffa, która działała przecież w kraju, który posiada doskonale regulowany rynek finansowy i instytucje powołane do wykrywania takich oszustów. Problemem jest sama skuteczność tych instytucji. A klienci na podobnych niepewnych inwestycjach tracą na świecie ponad 30 mld euro rocznie...

Jeśli więc nie ma sposobu, by powstrzymać oszustów żerujących na nieszczęściu innych, to najważniejsza jest świadomość i rozsądek potencjalnych inwestorów. Zdaniem Przasnyskiego większą wagę trzeba przywiązywać do edukacji finansowej. Analityk apeluje również o większą dozę zdrowego rozsądku. Trudno bowiem oczekiwać, że ktoś zaoferuje nam kilkunasto-, a nawet kilkudziesięcioprocentowy zysk bez ryzyka. Zwłaszcza że banki w tym samym czasie oferują oprocentowanie na poziomie ledwie kilku procent.
- Posłużmy się przykładem podejrzanego typa, który chce zrobić z nami interes w ciemnej ulicy. Takich sytuacji powinniśmy unikać. Podobnie jest z parabankami, bo oferują coś, co uznaje się za zysk, ale trudno go nazwać przyzwoitym, jeśli inni oferują znacznie mniej. Gdzieś musi być haczyk - ostrzega Przasnyski.

Państwo nieodpowiedzialne

Oczekiwania inwestorów, którzy mieli jeszcze nadzieję, że ciężar upadku Amber Gold weźmie na siebie budżet państwa, okazały się złudne. Minister finansów Jacek Rostowski po spotkaniu Komisji Stabilności Finansowej jednoznacznie stwierdził, że państwo nie może udzielać gwarancji dla depozytów ulokowanych w parabankach.
- Nie ma takiej możliwości, aby udzielać gwarancji na depozyty czy środki złożone w instytucjach, które działają albo na granicy prawa, albo sprzecznie z prawem - powiedział minister.

Takie reguły za słuszne uważa również Jerzy Bańka ze ZBP. Jego zdaniem państwo nie może gwarantować takich depozytów. Na pytanie, czy budżet państwa powinien chronić pieniądze parabanków, odpowiedział:
- W żadnym razie, bo prowadzona przez nie działalność jest nielegalna. Trudno więc aby państwo włączało się w proces gwarantowania depozytów podmiotu, który prowadzi działalność bez niezbędnego zezwolenia - wyjaśnia przedstawiciel ZBP.
Jego zdaniem odpowiedzialność za te niepewne inwestycje spoczywa wyłącznie na nierozsądnych klientach, którzy ponosili ryzyko przy pełnej świadomości. Istniała bowiem lista ostrzeżeń KNF.

- Gdy jednak w grę wchodzi żądza zysku, nasze zachowania są często nieracjonalne i podejmujemy bardzo nieprzemyślane decyzje - kwituje Bańka.

Wydaje się, że jest w tym sporo prawdy, ponieważ trudno mówić, by osoba, która zainwestowała w Amber Gold ok. 3,5 mln złotych nie miała świadomości ryzyka. W przypadku emerytów i rencistów, którzy inwestowali małe kwoty, rzeczywiście można to zrzucić na karb niewiedzy.

Masz to jak w banku

Rozczarowanym inwestycjami w parabankach przypominamy, że to nie one, a właśnie banki tradycyjne dają swoim klientom gwarancję depozytową. Gdyby zdarzyło się bowiem, że jakiś bank upadnie, to klient nie straci swoich pieniędzy. A przynajmniej nie wszystkie.
- Depozyty o wartości w złotych do 100 tys. euro zgromadzone we wszystkich bankach krajowych są chronione przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG). Chronione są środki ulokowane na wszystkich rachunkach, np. lokatach terminowych, bieżących, oszczędnościowo-rozliczeniowych, jednej osoby w danym banku. W przypadku rachunku wspólnego każdemu ze współposiadaczy przysługuje osobna kwota gwarancji - wylicza Katarzyna Mazurkiewicz z KNF.

W razie upadku banku procedura zwrotu zdeponowanych pieniędzy jest prosta. Ich wypłata nastąpi w ciągu 20 dni roboczych.
- Rozpoczęcie procedury wypłaty środków gwarantowanych nastąpi już w dniu zawieszenia działalności banku przez Komisję Nadzoru Finansowego i złożenia wniosku o ogłoszenie jego upadłości. Oznacza to, że nie jest konieczna decyzja sądu o ogłoszeniu upadłości banku, aby BFG rozpoczął wypłatę środków gwarantowanych - informuje prezes zarządu Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Jerzy Pruski.

Zdaniem Romana Przasnyskiego prawdopodobieństwo upadku któregokolwiek banku w Polsce jest znikome.
- Na szczęście polskie banki w swoich portfelach nie mają żadnych niebezpiecznych aktów. Nie słyszeliśmy o tym nawet w najgorszym momencie dotychczasowego kryzysu. Problemy częściej jednak dotykają klientów, którzy nie spłacają zobowiązań. Choć liczba niespłacanych kredytów rośnie, to jest ona na tyle mała, że nie powoduje jakiegokolwiek zagrożenia płynności systemu bankowego - ocenia Roman Przasnyski.

Jak dodaje, w Polsce KNF udało się dość wcześnie zareagować na kryzys i wprowadzić restrykcyjną politykę. Dzięki temu banki w Polsce nie doszły do momentu, do którego dotarły instytucje finansowe na Zachodzie, które przyznawały kredyty niemal wszystkim. Nawet tym, o których z góry było wiadomo, że nie będą ich spłacać.

Wtóruje mu Jerzy Bańka ze ZBP, który nie widzi w sektorze bankowym żadnego zagrożenia upadłościami.
- Jakość portfela kredytowego jest bardzo dobra. Od wielu lat w Polsce ten stan utrzymuje się na niezmienionym poziomie. Jesteśmy w lepszej sytuacji, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę inne europejskie państwa - wyjaśnia Jerzy Bańka.

Mimo że eksperci zapewniają o dobrej kondycji systemu bankowego w Polsce, wyobraźmy sobie czarny scenariusz. Gdyby któryś z banków miał problemy z płynnością, to zadaniem KNF jest podjęcie działań, które mają zapobiec niewypłacalności. Może się to odbyć poprzez zgodę na połączenie dwóch banków. Jeśli to się nie uda, a bank upadnie, to nasze pieniądze zgromadzone w bankach chronione są przez BFG do równowartości 100 tys. euro.

- Środki pieniężne, których suma przekroczy limit BFG, również mogą zostać odzyskane, ponieważ stanowią wierzytelność deponenta do banku. Po ogłoszeniu upadłości banku deponent ma prawo dochodzić swoich roszczeń na ogólnych zasadach prawa upadłościowego i naprawczego - uspokaja Katarzyna Mazurkiewicz z KNF.

Gwarantowana równowartość 100 tys. euro dotyczy pieniędzy zgromadzonych w jednym banku. Jeśli zatem ktoś ma więcej oszczędności, warto ulokować je w kilku bankach - wtedy nie będzie problemu z odzyskaniem całej zgromadzonej kwoty.
- Polskie banki są naprawdę bezpieczne, ale gdyby ktoś nie ufał takim deklaracjom, to może dywersyfikować to ryzyko poprzez dzielenie swoich pieniędzy i lokowanie ich w różnych bankach - zaznacza Jerzy Bańka. Warto jednak zwrócić uwagę, jaką strukturę ma działający na polskim rynku bank. W przeciwnym wypadku może się okazać, że nasze pieniądze nie są gwarantowane lub też ich odzyskanie będzie dużo trudniejsze.
- Ewentualne zagrożenie dla klientów jest ściśle powiązane z konstrukcją działania takiego banku. Jeśli jest to oddział zagranicznego banku, to w razie problemów „banku-matki” upada on automatycznie. Natomiast w sytuacji, w której funkcjonuje jako osobny byt prawny, upadek jego zagranicznej centrali wcale nie musi być równoznaczny z bankructwem banku w Polsce o tej samej nazwie – wyjaśnia Mariusz Zygierewicz z ZBP.

Przykładem może być tutaj przypadek Polbanku, który wcześniej był oddziałem greckiego banku, ale kiedy pojawiły się zagrożenia, doszło do jego przekształcenia w samodzielny bank działający na terenie Polski. Od tego momentu zgromadzone w nim depozyty są gwarantowane przez BFG. Natomiast w przypadku oddziałów instytucji kredytowych depozyty gwarantowane są przez odpowiednie instytucje kraju, w którym jest główna siedziba tego banku.
Zygierewicz zaznacza jednocześnie, że większość banków w naszym kraju ma charakter podmiotu wyodrębnionego i działającego pod kontrolą polskiego prawa, co oznacza, że nie ma ryzyka globalnego bankructwa banku i przeniesienia jego problemów do Polski.

SKOK na bank

W rozumienia prawa SKOK nie jest bankiem, dlatego nie podlega kontroli podobnej do banków. Przynajmniej na razie.
- Z dniem 27 października 2012 r. spółdzielcze kasy zostaną objęte państwowym nadzorem. Podobnie jak w przypadku nadzoru nad bankami, kontrola KNF wobec SKOK-ów będzie nakierowana na bezpieczeństwo depozytów członków kas. W pierwszym okresie celem KNF będzie ocena ich sytuacji finansowej oraz identyfikacja rodzajów ryzyka występującego w ich działalności - informuje przedstawicielka KNF.
Celem utworzenia SKOK-ów było prowadzenie działalności niezarobkowej, polegającej na stworzeniu dostępu do tańszych pożyczek i kredytów dla ich członków, którzy nie mogą liczyć na kredyt w tradycyjnym banku.
- Musimy pamiętać, że podstawowa różnica pomiędzy bankami i skokami jest taka, że w przypadku banków jest zakaz udzielania kredytów osobom, które nie posiadają zdolności kredytowej. Jeśli chodzi o SKOK-i, to nie ma takiego obowiązku, co może generować zagrożenie przekredytowania, a co za tym idzie zagrożenia dla bezpieczeństwa depozytów - uważa Jerzy Bańka.

Dziś z usług SKOK-ów korzysta 2,5 mln Polaków, którzy ulokowali tam ok. 10 mld zł oszczędności.
Choć od 1992 roku żadna tego typu instytucja nie upadła, to gdyby się tak zdarzyło, pieniądze klientów wydają się być równie bezpieczne, jak te ulokowane na bankowych depozytach. Ich gwarancja odbywa się poprzez Zbiorowe Ubezpieczenie Depozytów TUW SKOK. 1 grudnia 2010 r. wartość gwarancji depozytów wszystkich członków SKOK została zwiększona do kwoty stanowiącej równowartość 100 tys. euro. Wcześniej było to 50 tys. euro. Oznacza to, że nasze oszczędności są chronione w takim samym stopniu, co depozyty na bankowych rachunkach.
Zdaniem Jerzego Bańki, choć SKOK-i dają identyczną ochronę kapitału co banki, to jednak odeszły od swoich samopomocowych idei.
- Okazało się, że kasy zaczęły poszukiwać zysków, więc zaczęły konkurować z bankami na rynku finansowym poprzez oferowanie podobnych produktów. Ich przeistoczenie się generuje zagrożenia dla bezpieczeństwa gromadzonych depozytów, dlatego postulat, by podobnie jak banki podlegały one nadzorowi państwa, a tym przypadku KNF - ocenia przedstawiciel ZBP.

Roman Przasnyski jednak uspokaja. Jego zdaniem SKOK-i musiały dotrzymać bankom kroku, ponieważ w czasie kryzysu ich depozyty zaczęłyby się kurczyć. Zaznacza jednocześnie, że dobrą praktyką jest objęcie kas nadzorem KNF.
- Należy zaznaczyć, że w przeciwieństwie do parabanków, które nielegalnie oferują lokaty, SKOK-i prowadzą swoją działalność na określonych zasadach, zgodnie z prawem. Brakuje im tylko lepszych zabezpieczeń przy ściąganiu zaległości od klientów. Nie mają one bowiem prawa do wystawiania tytułów egzekucyjnych. Takie uprawnienie mają tylko banki - dodaje.

Na zarzuty bankowców odpowiedział również przedstawiciel SKOK. Andrzej Dunajski, rzecznik prasowy SKOK, zwraca uwagę, że działanie kas regulowane jest przez polskie i europejskie prawo. Natomiast jeśli chodzi o gwarancję depozytów, to w SKOK-ach wydaje się ona analogiczna jak w bankach. - Absolutnie nie zgadzam się z zarzutem Jerzego Bańki. Nie jest tak, że odchodzimy od statutowej działalności. Funkcjonujemy tak jak do dotychczas. Jesteśmy instytucją non profit, a wypracowane zyski służą wzmacnianiu rozwoju i stabilizacji SKOK. Te zyski powodują, że nasz system jest znacznie bezpieczniejszy niż bankowy. Część pieniędzy przeznaczamy również na edukację finansową społeczeństwa - stwierdza Andrzej Dunajski.

Mniejszy i większy wór zabezpieczeń

Jak się okazuje, nie wszystkie instytucje finansowe oferują jednakową ochronę. Tylko banki i SKOK-i dają nam gwarancję depozytów do równowartości 100 tys. euro. Parabanki to zupełnie inna bajka, bo zainwestowane w nich pieniądze mogą być szalenie trudne do odzyskania. Środki na zwroty dla klientów mogą bowiem pochodzić z zabezpieczonych pieniędzy lub kruszców, a także sprzedaży pozostałego majątku firmy. Nie można jednak wrzucać wszystkich parabanków do jednego worka.

Jerzy Bańka zwraca uwagę, że w przypadku parabanków istnieje potrzeba ich terminologicznego rozróżnienia, bo mianem parabanków określa się także legalnie funkcjonujące podmioty i instytucje finansowe udzielające pożyczek z własnych środków.
- Przede wszystkim musimy rozróżnić działalność depozytową od działalności kredytowej. Na pewno ci, co lokują pieniądze w instytucjach, które nie są bankami czy skokami, muszą się liczyć z utratą tych środków. W przypadku firm pożyczkowych jest to legalnie prowadzona działalność, aczkolwiek niektóre z nich naruszają prawo, np. poprzez obchodzenie maksymalnych poziomów oprocentowania dzięki stosowaniu dodatkowych opłat - uważa Jerzy Bańka.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, czyj kapitał ryzykuje firma. Jeśli jak w przypadku Providenta jest to kapitał firmy, niepochodzący z depozytów, to wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Zdaniem Jerzego Bańki, jeżeli ktoś ma ochotę pożyczać swoje prywatne środki i podejmować ryzyko, czy zostaną oddane, to jest to jego sprawa. Problemów dopatruje się raczej w sytuacji, gdy parabank przyjmuje cudze pieniądze i wystawia je na ryzyko, poprzez udzielanie pożyczek czy inwestowanie w kruszce.
- To już powinno podlegać kontroli na zasadach zbliżonych do systemu bankowego czy SKOK-ów. Ostatnie tygodnie pokazały ewidentną potrzebę przyglądania się takim podmiotom - kwituje przedstawiciel ZBP.

Również Roman Przasnyski jest zdania, że tylko banki i skoki gwarantują nam jakąkolwiek ochronę kapitału. W przypadku parabanków zbierających depozyty pozostaje nam liczyć na administracyjną kontrolę i szczęście.
- Trudno jednak liczyć na szczęście, bo te instytucje z założenia są nastawione na wykorzystanie klientów. Klient nie ma szans, by się przed tym zabezpieczyć. Najlepiej w ogóle nie wierzyć w takie "atrakcyjne" lokaty - podsumowuje Przasnyski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)