Warszawa na słoikach stoi

Zabierają pracę, bo godzą się na niższe pensje

Warszawa na słoikach stoi
Źródło zdjęć: © Thinkstock

11.07.2013 | aktual.: 11.07.2013 09:51

Zabierają pracę, bo godzą się na niższe pensje. Są też oskarżani za korki w stolicy, zwłaszcza w niedziele, gdy wracają ze swoich rodzinnych domów. Do tego są powodem opóźnień miejskich inwestycji, a w końcu - podatki płacą w innych częściach kraju. O kim mowa?

O warszawskich "słoikach", czyli napływowych mieszkańcach, krytykowanych przez warszawiaków a których z roku na rok jest w stolicy coraz więcej. Zaglądając do internetu można odnieść wrażenie, że określenie "słoik" stało się już terminem powszechnie obowiązującym. Jednak większość Polaków - także tych z Warszawy - nigdy o nim nie słyszało i nie rozumie, dlaczego przyjezdni nazywani są właśnie "słoikami". Odpowiedź znajdziemy na dziesiątkach internetowych forów. Otóż "słoiki", bo... to w nich przywożą co weekend wałówkę z rodzinnych wsi i miasteczek, jedzenie które musi wystarczyć na pięć dni wypełnionych nauką lub pracą. Rdzenni mieszkańcy Warszawy, a przynajmniej te osoby, które się za takie uważają, często traktują "słoiki" z nieukrywaną wyższością sugerują, że powinni oni wrócić "do siebie".

Kto więc, ich zdaniem, ma prawo korzystać z przywilejów niskiego bezrobocia, ośrodków nauki i kultury, których w Warszawie jest z pewnością więcej niż w innych Polskich miejscowościach? Trudno powiedzieć. Z badań dr Bogdana Cichomskiego wynika bowiem, że mieszkańców stolicy, którzy przyszli na świat w tym właśnie mieście, jest mniej niż połowa (47 proc.) Jeśli zaś za rodowitych warszawiaków uznamy wyłącznie te osoby, których rodziny pojawiły się w stolicy przed wielką migracją okresu powojennego, odsetek mieszkańców stolicy z krwi i kości drastycznie spada. A z roku na rok ta dysproporcja staje się coraz większa. I nie ma w tym nic dziwnego. Do Warszawy przyciąga przede wszystkim perspektywa w miarę łatwego znalezienia pracy i wyższe uczelnie - po których o wspomnianą pracę będzie łatwiej. Przyglądając się danym GUS za 2011 rok, dotyczącym nowym meldunkom w mieście, można odnieść wrażenie, że do Warszawy pcha się cały kraj.

Najliczniej meldują się w stolicy mieszkańcy podwarszawskich miejscowości. Dwa lata temu Warszawie przybyło prawie 21 tys. oficjalnych mieszkańców. Blisko 40 proc. z nich przybyło z woj. mazowieckiego. Kto jeszcze szuka swoich szans w Warszawie? Najliczniej migrują mieszkańcy woj. lubelskiego (2493 osób), łódzkiego (1318), podlaskiego (1254) i świętokrzyskiego (1033). Może się wydawać, że 21 tys. przyjezdnych rocznie to dużo. Tak naprawdę, skala zjawiska jest znacznie większa. Znaczna część nowych mieszkańców nie melduje się w Warszawie na stałe. I właśnie tych osób rodowici mieszkańcy stolicy nie lubią najbardziej. Zarzucają im, że kradną im pracę i zaniżają zarobki w mieście. Bo przyjezdni godzą się na niższe pensje - i tak zresztą wyższe od tych, na które mogliby liczyć "u siebie".

Z drugiej strony zawyżają standardy. W pogodni za pracą, są bowiem gotowi na wielkie poświęcenia. Nie mają w stolicy rodzin, nie prowadzą prywatnego życia mogą więc poświęcić życiu zawodowemu znacznie więcej czasu. Do tego są pokorni i na wszystko zgadzają. Zazwyczaj pracują w korporacjach i z lęku przed utratą pracy oraz chęcią wspięcia się na wyższe szczeble kariery gotowi są zapracowywać się na śmierć.

Tacy nowo przybyli pracownicy, uważani za ekstremalne "słoiki", określani są często mianem "Doitów". Skąd nazwa? Od angielskiego "do it", czyli "zrób to", które pracownicy korporacji słyszą bardzo często i bez wahania wykonują. Ci, którzy się nie meldują, oskarżani są także o okradanie miasta, w którym żyją. Korzystają przecież ze służby zdrowia, jeżdżą komunikacją miejską, chodzą po chodnikach i swoimi autami na blachach LLU czy BIS wyjeżdżają w jezdniach dziury. Jednak podatki płacą "u siebie", nie wnoszą więc środków do budżetu stolicy. Problem zauważają nie tylko dawno osiedli warszawiacy, ale także władze miasta i dzielnic. Ci jednak, zamiast obrażać nowo przybyłych na forach, postanowili ich zachęcić, by meldowali się w stolicy i tu płacili podatki. A jest o co walczyć. Według szacunków, w Warszawie mieszka ponad 400 tys. osób, które nie są w niej zameldowane. biorąc pod uwagę, że każdy podatnik to około 3 tys. zł rocznego wpływu do budżetu, gra idzie o dużą stawkę.

Stąd profity dla nowych zameldowanych. Na Białołęce mogą oni liczyć na bilet do kina lub na basen. Meldując się na Bemowie uczestniczy się w losowaniach biletów na wielkie koncerty organizowane na tutejszym lotnisku. Dodatkowo mieszkańcy mogą korzystać z zajęć gimnastycznych i liczyć na dodatkowe punkty, gdy chcą zapisać dziecko do przedszkola. Zdaniem wielu specjalistów, bez względu na to czy "słoiki" się meldują i czy płacą w Warszawie podatki, zjawisko intensywnego napływu świeżej krwi jest dobre zarówno dla stolicy, jak i rozwoju całego kraju.

Wbrew obawom rodowitych warszawiaków, nowi mieszkańcy nie zaniżają już poziomu wykształcenia w stolicy, jak to było jeszcze niedawno. O ile bowiem wśród 70-latków, którzy kiedyś przyjechali tu za pracą, aż jedną trzecią stanowiły osoby jedynie z wykształceniem podstawowym, dziś ponad połowa napływowych może pochwalić się dyplomem z wyższej uczelni. Wielu z nich zdobyło go zresztą w Warszawie. Co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę jak duży odsetek na tamtejszych uczelniach (często więcej niż 50 proc.) stanowią osoby spoza miasta, a nawet kraju.

Wielu napływowych to ludzie zdolni i zdeterminowani by osiągnąć zawodowy sukces. W końcu, by zdecydować się na opuszczenie rodziny i wyjazd do innego miasta trzeba mieć odwagę, ambicję i chęć do działania. Warszawa chłonie więc jak gąbka tych, którzy chcą coś w życiu osiągnąć. Łatwo to zaobserwować sprawdzając biografie współczesnych znanych warszawskich osobowości. Wśród aktorów i ludzi kultury, dziennikarzy, sportowców, polityków czy biznesmenów, ludność napływowa stanowi bardzo dużą grupę.

Tak więc słoiki na dobre już wpisały się w warszawski krajobraz, a ich pozycja jest na tyle silna, że w rozstrzygniętym w maju konkursie na "Neon dla Warszawy", wygrała instalacja przedstawiająca... trzy świetliste słoje, bo - jak twierdzą zwolennicy projektu - dziś to właśnie słoiki tworzą Warszawę. Jednak nie tylko ci, którzy odnieśli spektakularny sukces zawodowy napędzają rozwój Warszawy. Napływowi mieszkańcy, nawet jeśli PIT-y składają u siebie (przyczyniając się do rozwoju innych części kraju), w Warszawie robią codzienne zakupy, bawią się, wynajmują mieszkania itd. - stanowiąc w ten sposób źródło dochodu dla tysięcy ludzi. Nie wszyscy też - wbrew obiegowej opinii - stolicy nie lubią, "nie umieją prowadzić, parkują gdzie popadnie, klną na Warszawę, klną na warszafkę, klną w ogóle i dużo (bo to wieśniaki)".

Jak pisze na swoim blogu "płocczanka", podział między rodowitymi i napływowymi jest sztuczny, bo jedni i drudzy zwyczajnie muszą ze sobą egzystować i zwykle to robią: "Jestem słoikiem, mimo, że nie klnę na Warszawę, na warszafkę, w ogóle i dużo. Jeśli dostanę pracę, zapłacę miastu podatki. Na wakacjach natomiast powiem, że jestem płocczanką. Nie wieśniaczką. Nigdy jednak żaden warszawiak nie powiedział mi wprost, że tak o mnie myśli. Wszystko dzieje się … no właśnie, gdzie? Zresztą nieważne. Po co te podziały? My (słoiki) i tak będziemy tu przyjeżdżać (bo mit Wawy krainy – pieniądzem płynącej trwa), kupować mieszkania, płodzić dzieci itd. Wy – rdzenni mieszkańcy będziecie na nas psioczyć publicznie, ale wynajmiecie nam mieszkania, zatrudnicie, ba, nawet pójdziecie z nami do łóżka. A wracając do neonu (pomysłu przyjezdnej i warszawiaka) – niech sobie świeci. Dla mnie to symbol zgody i ucieczki od stereotypów."

Stopa bezrobocia w Warszawie w 2012 r. według dzielnic (w proc.):

Bemowo – 3,89;
Białołęka – 3,22;
Bielany – 5,20;
Mokotów – 4,56;
Ochota – 4,42;
Praga – Południe – 5,13;
Praga – Północ – 7,13;
Rembertów – 4,43;
Śródmieście – 4, 98;
Targówek – 5,06;
Ursus – 4,24;
Ursynów – 3,19;
Wawer – 4,30;
Wesoła – 3,74;
Wilanów -2,20;
Włochy – 4,49;
Wola – 5,88;
Żoliborz – 4,59;
Bezrobocie w całej Warszawie – 4,61.
(źródło GUS)

Przykłady warszawskich ofert pracy dla absolwentów

Opieka nad dzieckiem – od 15 do 50 zł za godzinę;
Wyprowadzanie psów – od 10 zł do 50 zł za godzinę;
Kelnerka – pół etatu, 1,9 tys. zł netto, również praca za barem; raz w tygodniu – zmywak;
Parkingowy – pół etatu lub praca dodatkowa; 1,2 tys. zł netto;
Praca w recepcji – etat; 2,2 tys. zł netto;
Asystent(ka) kierownika hotelu – etat; 2,8 tys. zł;
Kasjer w banku – etat, 2,5 tys. zł.
(źródło: Pracuj.pl, czerwiec 2013)

MA,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (524)