Warszawskie rozczarowanie
Nie da się wiele powiedzieć o tym, co działo się w poniedziałek na rynkach w USA. Rozpoczęliśmy bowiem tydzień, w którym danych makro i raportów kwartalnych spółek będzie niezwykle mało. W poniedziałek praktycznie ich nie było.
08.02.2011 09:58
Nie było też publikacji ważnych dla rynku raportów kwartalnych spółek. Owszem, na godzinę przed końcem sesji pojawił się raport o grudniowym kredycie konsumenckim, ale rynek zazwyczaj nań nie reaguje. Był to jednak raport dla byków korzystny. Po raz trzeci z rzędu wartość kredytu wzrosła. Tym razem o 6 mld USD, czyli sporo więcej niż oczekiwane 2,2 mld USD. W górę zrewidowano też dane z listopada. Pamiętać jednak trzeba, że były to dane z okresu świątecznego.
Wydawało się, że na rynku zapanuje marazm. Tak jednak nie było, a indeksy szybko rosły. Pomagały bykom informacje o przejęciach i fuzjach mniej znanych u nas spółek. Przede wszystkim jednak pieniądze przechodzące z obligacji (tym razem rentowność pozostała bez zmian) nadal pompowały rynek akcji. Sesja rozpoczęła się od wzrostów, które wywindowały S&P 500 na poziom z czerwca 2008 roku. Od tego momentu na rynku zapanował marazm, a na dwie godziny przed końcem sesji indeksy zaczęły się nawet (bardzo powoli) osuwać. Niewiele zwojowały – w ostatnich 30 minutach byki bez problemów odwróciły kierunek. Rynek jest bardzo silny – nadal nie ma najmniejszego sygnału, który zapowiadałby rozpoczęcie korekty.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję tak jak rozpocząć ją powinna, czyli wzrostem. Owszem pojawiły się wahania, ale giełdy europejskie nie dały naszym niedźwiedziom szansy na kontratak. Indeksy rosły, chociaż rosły powoli. Wydarzeniem było wezwanie Santandera na akcje BZ WBK, ale nie widziałem jego wpływu na cały sektor bankowy.
Wystarczyły bardzo słabe dane o zamówieniach w niemieckim przemyśle, żeby WIG20 zanurkował. Znacznie zmniejszył skalę zwyżki, mimo że inne europejskie indeksy zareagowały nieznacznie. Jeśli weźmie się pod uwagę to, że nasz rynek w czwartek i piątek rwał się do wzrostów (z zewnętrznych powodów niewiele z tego wyszło) to można powiedzieć, że w poniedziałek zachowywał się rozczarowująco. Najwyraźniej popyt powiedział sobie: byliście zbyt pewni – musimy wprowadzić element rozczarowania i niepewności.
Kropką nad i by fixing zdejmujący z indeksu kilkanaście punktów. Szczególe szkodziły indeksowi spółki paliwowe – wpływ spadku cen ropy. Zupełnie inaczej zachowywał się MWIG40 kończąc sesję wzrostem o 1,47 proc. Rynek dużych spółek stara się wszystkich uśpić, a w tym czasie harcują spółki mniejsze. Czekając na ruch tych dużych (zapewne nieoczekiwany, ale raczej nie dzisiaj, bo znowu brak impulsów) możemy zarabiać na mniejszych.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi