Węgiel brunatny - tania energia kontra ingerencja w środowisko

Elektrownie na węgiel brunatny z kopalń odkrywkowych wytwarzają ok. jednej trzeciej produkowanej w Polsce energii elektrycznej. Bez nowych odkrywek ta gałąź energetyki będzie jednak zanikać, a planowane kopalnie napotykają na opór społeczny.

13.07.2014 08:25

Węgiel brunatny - co wielokrotnie podkreślali przedstawiciele rządu - z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego ma niewątpliwą zaletę - jest surowcem niewymagającym transportu i niewrażliwym na trendy rynkowe. Z odkrytego złoża trafia do wybudowanej obok elektrowni, która działa aż do wyczerpania okolicznych zapasów. Jedynym problemem jest wymierzona w emisje gazów cieplarnianych polityka klimatyczna. Przedstawiciele firm energetycznych podkreślają jednak, że przy dzisiejszych niskich cenach uprawnień do emisji CO2 węgiel brunatny, mimo najwyższej spośród paliw kopalnych emisyjności, jest bezkonkurencyjny jeśli chodzi o koszt wytwarzania prądu.

Z poznanych dotychczas fragmentów i analiz dot. planowanej polityki energetycznej państwa wynika, że rząd nie zamierza z tego surowca rezygnować. Zgodnie z planami w 2030 r. powstawać z niego będzie ok. 25 proc. energii elektrycznej. W przypadku wysokich cen emisji CO2 jego udział będzie zanikać, by skończyć się definitywnie ok. 2050 r. Natomiast w przypadku utrzymania się niskich cen emisji oraz minimalnych inwestycji w inne gałęzie energetyki, rezygnacji z atomu itp., z surowca tego ok. 2050 r. ma powstawać nawet połowa energii elektrycznej.

Budowa odkrywki to ingerencja w środowisko na terenie kilkudziesięciu km kw., konieczność wysiedleń mieszkańców, zmiana stosunków wodnych itp. Skala tej działalności budzi społeczne opory, zarówno części mieszkańców jak i organizacji ekologicznych. Z drugiej strony instalacja w postaci odkrywki i elektrowni to oprócz miejsc pracy bardzo wysokie podatki, odprowadzane do kasy gminy. Najbogatszą gminą w Polsce jest Kleszczów, gdzie znajduje się największy w kraju tego typu kompleks - Elektrownia Bełchatów. PGE szacuje, że do kasy gminy trafia ok. 200 mln zł rocznie tytułem podatków i opłat.

Perspektywa wyczerpania się eksploatowanych złóż jest już na horyzoncie. Najbardziej wyeksploatowane są odkrywki, z których korzysta zespół elektrowni PAK - Pątnów-Adamów-Konin. Ocenia się, że złoża dla elektrowni Adamów ulegną wyczerpaniu na początku przyszłej dekady, a w okolicy nie ma już żadnych innych, więc i elektrownia zostanie zamknięta. Elektrowni Konin zabraknie paliwa w drugiej połowie przyszłej dekady, a bez nowych odkrywek ok. 2030 r. zabraknie węgla również dla elektrowni w Pątnowie.

PAK ma już koncesje na rozpoznanie złóż w południowej Wielkopolsce, ale - jak przyznała spółka - perspektywy są niejasne przede wszystkim z powodu oporu społecznego. W 2012 r. roku ówczesny prezes spółki PAK Górnictwo skarżył się posłom, że prace przy rozpoznawaniu złóż blokują nawet instytucje podległe państwu, jak np. państwowe stadniny koni. W odpowiedzi ówczesny minister rolnictwa Stanisław Kalemba straszył spółkę powtórką z Powstania Wielkopolskiego, jeśli wizja nowej odkrywki w tej okolicy zacznie się materializować.

Protesty dotyczą też innych projektów, np. koncesji Gubin-Brody, gdzie spoczywa 800 mln ton węgla brunatnego, a PGE przymierza się do wydobywania 17 mln ton paliwa rocznie dla elektrowni o mocy 2,7-3 tys. MW. Okolica ta obfituje w złoża także po niemieckiej stronie granicy i niemieckie koncerny także planują tam nowe odkrywki. Mimo głośno reklamowanego przechodzenia na "zieloną" energetykę, prąd z węgla brunatnego pokrywa w Niemczech jedną czwartą zapotrzebowania, a kraj ten spala rocznie ponad 180 mln ton tego paliwa - trzy razy więcej niż Polska.

Przeciwnicy odkrywek protestowali kilka dni temu pod kancelarią premiera i zapowiadają, że 23 sierpnia 8-kilometrowy łańcuch ludzi połączy przez granicę miejsca planowanych kopalni Grabice i Kerkwitz w okolicach Gubina.

Zaadresowany do Donalda Tuska list ze sprzeciwem wobec odkrywek i apelem o zmianę polityki energetycznej trafił do KPRM. Równocześnie jednak do premiera trafiły listy zwolenników kopalni pod Gubinem, argumentujących, że szacowana na 20 mld zł inwestycja to jedyna szansa na duży impuls rozwojowy dla tego regionu.

Przeciwnicy odwołują się do gminnych referendów z 2009 r., kiedy to przy 70 proc. frekwencji znacząca większość mieszkańców była przeciwko odkrywkom. Z kolei PGE wskazuje, że w prowadzonych na zlecenie spółki sondażach opinii, od kilku lat widać znaczącą zmianę. W marcu 2014 r. 44 proc. mieszkańców gmin Gubin i Brody deklarowało się jako zwolennicy kopalni, podczas gdy w 2011 r. odsetek ten był dwa razy mniejszy - wynika z przekazanych PAP przez PGE wyników tych badań. W tym samym czasie z 41 do 21 proc. stopniał natomiast odsetek przeciwników.

PGE podkreśliło też, że stosuje możliwie najlepsze dostępne technologie w celu ograniczenia emisji zanieczyszczeń, a w 2013 r. służby ochrony środowiska nie stwierdziły przekroczeń dopuszczalnych emisji z elektrowni i elektrociepłowni spółki. Koncern podkreślił też, że zgodnie z obowiązującymi przepisami rekultywuje tereny działalności, np , w okolicy Turowa w 2013 r. zasadził 56 tys. drzew, a w okolicach Bełchatowa rekultywacji biologicznej poddał powierzchnię 450 ha.

Według PGE, decyzji o rozpoczęciu budowy odkrywki Gubin-Brody należy się spodziewać ok. 2018 r., jeśli prąd z elektrowni miałby popłynąć ok. 2030 r. Spółka zastrzegła jednak, że istnieje wiele warunków z których prawdopodobnie decydującą rolę odegra polityka klimatyczna UE. Jej cele na przyszłą dekadę ciągle nie są precyzyjnie określone, a dla węgla brunatnego rozstrzygające są ceny emisji CO2 w systemie ETS. Zdaniem specjalistów, co prawda nie ma sposobu na ich radykalny wzrost do 2020 r., ale jak handel emisjami i ich ceny będą wyglądać potem - ciągle nie wiadomo.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)