Wreszcie odbicie na rynkach amerykańskich

W USA gracze czekali na jakieś dobre informacje, które mogliby zamienić we wzrosty indeksów po kilku sesjach spadków i w końcu doczekali się. Przede wszystkim, we wtorek bykom bardzo pomagały dane makro.

Wreszcie odbicie na rynkach amerykańskich
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

18.08.2010 09:21

Tylko dane z rynku nieruchomości były niejednoznaczne. Ilość rozpoczętych budów domów wzrosła o 1,7 proc. (oczekiwano 2 proc.), a ilość pozwoleń na budowę spadła o 3,1 proc. (oczekiwano spadku o 0,5 proc.). Nic dziwnego, że dane o ilości domów poprawiły się, bo rynek kredytowy ostatnio zachowywał się bardzo dobrze, co musiało znaleźć przełożenie na rynek nieruchomości. Dziwne jednak i niepokojące jest to, że ilość pozwoleń znowu wyraźnie spadła.

Druga partia danych była jednak znacznie lepsza. Produkcja przemysłowa wzrosła w lipcu o 1 procent (oczekiwano 0,5 proc.). Jest to tym bardziej istotne, że po pierwsze lato to często sezon na różnego rodzaju remonty i konserwacje ograniczające produkcję. Po drugie, wzrost wynikał przede wszystkim z produkcji dóbr inwestycyjnych, co dobrze świadczy o gospodarce. Również dane o inflacji w cenach produkcji (PPI) uspokoiły rynek. Zazwyczaj ten raport jest lekceważony, ale obawa o to, że idzie deflacja zmalała, bo PPI wzrosła o 0,2 proc. (bazowa o 0,3 proc. – oczekiwano 0,1 proc.,). Oczywiście, jeden raport to za mało, żeby odwołać zagrożenia, ale byki musiały go wykorzystać.

Na rynku akcji też sporo było niezłych informacji. Raport kwartalny Home Depot był lepszy od oczekiwań rynku. Kwartalne wyniki Wal-Mart były dokładnie zgodne z oczekiwaniami, ale spółka podniosła prognozy na ten rok. Nawet bardzo dobre wyniki Wal-Mart wcale nie są pozytywem. Jeśli rośnie sprzedaż w najtańszej sieci, to źle to świadczy o kondycji konsumentów. Ceny akcji obu spółek rosły. Pomagało też to, że spółka Potash odrzuciła ofertę przejęcia przez BHP Bilton za 38,6 mld USD. Skoro odrzuca się taką ofertę, to widocznie ocena rynku przez menadżerów jest bardzo pozytywna. Nic dziwnego, że indeksy wzrosły, ale minusem było to, że w końcu sesji dominowała podaż.

Przypominam, że mamy teraz dwuznaczną sytuację techniczną. Jeśli spojrzy się na wykres S&P 500 od maja 2010, to widać, że może być kształtowana formacja odwróconej RGR. Przełamanie linii szyi (1.130 pkt.) dałoby bardzo mocny sygnał kupna z przynajmniej 100- punktowym zakresem zwyżki. Z kolei przełamanie 1.060 pkt. ostrzegałoby, że z tej formacji nic nie będzie, a pokonanie 1.020 pkt. kazałoby myśleć o spadku nawet do 940 pkt. Jeśli patrzy się na większość danych makro, to można oczekiwać scenariusza negatywnego, ale jeśli pamięta się o obiecanej przez Fed pomocy, to drugi scenariusz wydaje się być nawet bardziej prawdopodobny.

GPW rozpoczęła wtorkową sesję od minimalnego spadku WIG20, który nie był niczym innym jak redukcją cudo-fixingu z poniedziałku. Powodów do większych spadków nie było, bo indeksy w Europie rosły, a wszyscy czekali na kolejne dane z USA. Nic dziwnego, że bardzo szybko indeks wrócił do poziomu z poniedziałku. Widać było, że rynek czeka na byle pretekst, żeby ruszyć wyżej.

Po południu takim pretekstem stały się raporty kwartalne amerykańskich spółek. Gracze w Europie wpadli w swoistą euforię, a to zmusiło WIG20 do kosmetycznych wzrostów, które po pobudce w USA zaczęły się zwiększać. Nic wielkiego z tego nie wynikło, a WIG20 wzrósł jedynie o 0,4 proc, odstając wyraźnie od indeksów z Niemiec czy Francji. Pamiętać jednak trzeba, że indeks w poniedziałek wzrósł bardzo sztucznie, więc wtorek były jedynie dokończeniem poniedziałkowej sesji. Nie muszę dodawać, że sesja obrazu rynku nie zmieniła i sygnał sprzedaży nadal obowiązuje.

Piotr Kuczyński
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)