Wydawcy prasy: nie walczymy z Google'm, chcemy uporządkować relacje

Nie walczymy z Google'm, chcemy uporządkować wzajemne relacje, bo choć czytelników treści prasowych nie ubywa, to przychody prasy spadają - mówił o unijnej inicjatywie nadania nowych praw wydawcom Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy na czwartkowej konferencji.

03.11.2016 15:15

W połowie września Komisja Europejska zaproponowała reformę ochrony praw autorskich w UE, by - jak uzasadniano - dostosować przepisy do rozwoju internetu i dać ochronę interesów majątkowych wydawców. Propozycja Komisji przewiduje więc m.in. wprowadzenie tzw. prawa pokrewnego wydawców prasy, co ma wzmocnić ich pozycję w negocjacjach w sprawie korzystania z ich treści przez serwisy internetowe czy agregatory treści, jak np. Google News. Prawa pokrewne, które przysługują już m.in. producentom muzyki i filmów, mają rekompensować koszty, jakie trzeba ponieść, żeby dane treści mogły zostać wyprodukowane, np. koszt wynajęcia i wyposażenia redakcji, w której będą pracować dziennikarze, koszt dystrybucji, etc. Są one niezależne od praw autorskich przysługujących samym twórcom.

"Chciałbym podkreślić, bo to też pojawia się w tym szumie informacyjnym, że oto wydawcy europejscy poszli na wojnę z Google'm. My nie walczymy z żadnym Google'm. Jesteśmy zainteresowani tym, żeby porządkować te relacje, a zainteresowani jesteśmy dlatego że sprawa tzw. +monetyzacji kontentu+, czyli zarabiania na treściach, które produkują dziennikarze zatrudnieni w wydawnictwach, jest sprawą coraz ważniejszą" - mówił Podkański na prezentacji Izby Wydawców Prasy poświęconej sytuacji wydawców prasy i reformie zaproponowanej przez KE. Podkreślał, że przychodów dla prasy ubywa, jej nakłady nie rosną.

"To, że nakłady nam nie rosną, nie oznacza, że spada nam liczba czytelników" - dodał. Powołał się na przeprowadzone przez Izbę badania, które pokazały, że czytelnicy odchodzą od czytania wydań papierowych na rzecz ich bezpłatnych wersji w internecie. Zaznaczył, że celem wydawców nie jest ściganie indywidualnych użytkowników, tylko uregulowanie relacji z pośrednikami zarabiającymi na treściach wyprodukowanych przez wydawców. Chodzi o to - jak mówił - by pośrednicy podzielili się zyskami z publikacji tych treści zarówno z wydawcami, jak twórcami.

Jak podkreślał Jerzy Jurecki, wydawca "Tygodnika Podhalańskiego i wiceprezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, zrzeszającego kilkudziesięciu lokalnych wydawców prasy, bardzo ważne jest, by "wszystkie media, bez względu na ich zabarwienie", mówiły "w tej sprawie jednym głosem".

"Jeśli się przyzwyczaimy do tego, że jest jakaś ochrona, jeśli przyzwyczaimy tych, którzy pobierają nasze treści, że to jest po prostu kradzież, to może troszkę to ukrócimy" - przekonywał Jurecki.

Według przedstawicieli wydawców wokół sprawy praw pokrewnych narosło wiele mitów, np. że jest to rodzaj podatku, lub że uniemożliwi korzystanie z linków.

"Ta regulacja nie ma nic wspólnego z podatkiem od linków. Niektórzy mówią też, że to jest +Google tax+, czyli podatek od Google'a. Ta regulacja nie ma nic wspólnego z podatkiem, podatek rządzi się innymi prawami i nie ma też nic wspólnego z konkretną jedną firmą. To rozwiązanie dotyczy pewnego modelu, który polega na wykorzystywaniu treści prasowych, uzyskiwaniu dzięki nim korzyści bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów związanych z produkcją tekstów, wypłacaniem honorariów, itd. Chodzi o to, żeby wydawca, który poniósł pewne koszty, otrzymał z tytułu korzystania z jego produktów - publikacji, jakiś zwrot poniesionych kosztów" - mówił Jacek Wojtaś z Izby Wydawców Prasy.

Wojtaś podkreślał, że "zwykłe" linki odsyłające czytelnika np. do artykułu na stronie internetowej danej gazety nie będą objęte taką regulacją. Chodzi natomiast - mówił - o linki pozorne, przekierowujące czytelnika do niemal w całości przekopiowanych artykułów w ramach strony portalu agregującego treści, a nie oryginalnej strony, na której opublikowano artykuł.

Jak podkreślała Ewa Laskowska, ekspertka ds. praw autorskich z Uniwersytetu Jagiellońskiego, proponowany przez KE zakres praw pokrewnych wydawców jest w istocie bardzo ograniczony. Według propozycji Komisji ochrona wynikająca za prawa pokrewnego wydawców - która miałaby obowiązywać przez 20 lat po opublikowaniu danej publikacji - będzie dotyczyć publikacji dziennikarskich, ale tylko w wypadku cyfrowego korzystania z publikacji, nie kopii materialnych ani zdigitalizowanych wersji gazet papierowych.

Firma Google, po ogłoszeniu propozycji przez KE, nazwała ją "rozczarowującą", gdyż zaszkodzi ona nie tylko "wszystkim, którzy piszą, czytają i dzielą się wiadomościami - w tym wielu europejskim start-upom działającym w sektorze informacyjnym", ale także samym wydawcom, do których Google przestanie "bezpłatnie przekierowywać" czytelników, dzięki czemu mogą oni zarabiać pieniądze.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)