Wynagrodzenia będą rosły, choć możemy tego nie odczuć
Przez ostatni rok przeciętne wynagrodzenie wzrosło o 172 zł, czyli o 4,1 proc. W pierwszym kwartale było to 4353,55 zł. W następnych miesiącach nadal będzie rosło, choć nie musi to być dla nas odczuwalne tak mocno, jak w ostatnich miesiącach.
11.05.2017 | aktual.: 11.05.2017 23:19
Rosnące wynagrodzenia, wraz ze wzrostem zatrudnienia i niskim bezrobociem, są świetną informacją dla pracowników. I nieco gorszą dla pracodawców. Eksperci mówią wprost o rynku pracownika, w którym to właśnie zatrudnieni dyktują warunki.
- Jeśli ktoś jeszcze niedawno miał wątpliwości, że mamy w Polsce rynek pracownika, to teraz sytuacja jest jednoznaczna: tak, to pracownik rządzi obecnie na rynku pracy - komentuje dla WP najświeższe dane Głównego Urzędu Statystycznego Monika Smulewicz, partner, ekspert rynku pracy w Grant Thornton.
Jak przypomina, bezrobocie w Polsce jest najniższe od 26 lat i jest już właściwie czystym bezrobociem strukturalnym, czyli stałym, niezależnym od bieżącej koniunktury gospodarczej.
- Trudno się dziwić, że coraz szybciej rośnie dynamika wynagrodzeń. Ich wzrost i tak – w porównaniu z tym, jak szybko spadało bezrobocie – dość długo trzymał się na relatywnie niskim poziomie - dodaje.
W samym marcu przeciętna pensja w sektorze przedsiębiorstw wzrosła o 5,2 proc.
- To naprawdę przyzwoity wynik, a należy się spodziewać, że ta presja płacowa będzie narastać, tym bardziej że nieco w górę poszła w ostatnich miesiącach inflacja - dadaje ekspert Grant Thorton.
Jednak, jak zauważa w rozmowie z WP Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ Banku, mimo że w dalszej części roku nominalne płace będą rosły, przeciętny Polak nie musi tego odczuć tak mocno, jak w minionych miesiącach. A to dlatego, że realnie część wzrostów zjada inflacja, która teraz wynosi około 2 proc. Tymczasem przed rokiem mieliśmy 1-proc. deflację (ceny spadały). Różnica wynosi zatem 3 pkt. proc.
- W poprzednim roku dynamika nominalna płac była niższa, ale deflacja dodawala 1 pkt. proc. do dynamiki realnej. I ta zbliżyła się do poziomu notowanego w okresach boomu - mimo że nominalnie była niska. Teraz realne wzrosty - przez wzrost inflacji - nie będą już tak spektakularne jak w 2016 r., tym bardziej że przez ostatnie 12 miesięcy mieliśmy bonus w postaci transferów społecznych - zauważa ekonomista BOŚ Banku.
Jego zdaniem teraz dynamika realna dochodów wyhamuje. - Pod koniec roku może zejść do zera - twierdzi Łukasz Tarnawa. Czyli możemy w ogóle nie poczuć, że pensje rosną.
Ostatnio pojawił się też powód, dla którego pracodawcy mogą mieć ograniczoną ochotę do przyznawania pracownikom podwyżek.
- Presję na wzrost płac tonuje imigracja, przede wszystkim pracownicy z Ukrainy - tłumaczy ekonomista BOŚ Banku.
Spora liczba pozwoleń na czasową pracę, szczegolnie wśród pracowników o niższych kwalifikacjach, powoduje, że pracodawcy mają pewien bufor bezpieczeństwa i nie muszą zdecydowanie podnosić wynagrodzeń, by utrzymać zatrudnienie.
- Komfort pracowników na pewno się poprawił: nie boją się utraty pracy, mają też świadomość, że nawet jeśli ją stracą, szybko znajdą nową. W tym zanczeniu mamy rynek pracownika. Natomiast nie idzie z tym w parze możliwość żądania przez pracowników wysokich podwyżek. Ta tonowana jest przez efekt imigracji - mówi Łukasz Tarnawa.