Za znalezienie fachowca płaci się słono
Zdobycie pracownika - już nie tylko specjalisty w zawodzie, ale także niewykwalifikowanego do przyuczenia w nowym fachu, graniczy z cudem. Firmy nie mogą liczyć na państwowego pośrednika. Urzędy pracy mają dziesiątki ofert od firm i żadnego chętnego albo dziesiątki chętnych i żadnej oferty spełniającej ich wymagania pracy.
26.03.2008 | aktual.: 26.03.2008 07:50
Dlatego pracodawcy zgłaszają się do prywatnych pośredników koncesjonowanych przez resort pracy. Ponieważ "łowców głów" na rynku jest mało, przebierają w klientach jak w ulęgałkach i każą im słono płacić za swoje usługi.
_ Z dnia na dzień straciłem kasjerkę i kierowniczkę placówki _- opowiada Zbigniew Babka, właściciel sklepu w Gliwicach. _ Zacząłem szukać po urzędach pracy, ale dowiedziałem się, że to bardzo poszukiwany fach i trudno będzie przebić ofertę supermarketu. Z kolei ci, którzy pracy szukali, nie nadawali się z dnia na dzień do sklepu. Nie mieli książeczek sanepidowskich i chęci do pracy. _
Deklaruje on, że gotów byłby zatrudnić kobiety opiekujące się dziećmi, osoby młode, uczące się, bez konkretnego doświadczenia zawodowego, ale też starsze, często długo bezrobotne. Nie znalazł pracownika - mimo 9 proc. bezrobotnych w Gliwicach czy 13 proc. w Zabrzu. Za radą znajomych trafił do prywatnego pośrednictwa pracy.
Takich firm, które na zlecenie pracodawcy szukają w jego okolicy pracownika, jest pomad setka w każdym województwie. Wystarczy złożyć wniosek do Wojewódzkiego Urzędu Pracy, uzyskać wpis do rejestru i zapłacić za to Ministerstwu Pracy 100 złotych - i już stać się właścicielem prywatnego pośredniaka. Według Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia, mamy 1856 takich agencji - o ponad 20 proc. więcej niż w ubiegłym roku.
_ Okazało się, że dla takiej agencji jestem kiepskim klientem. Oni oferują swoje usługi pracodawcom, którzy szukają grupy pracowników. Przy mnie gość załatwiał tuzin niewykwalifikowanych robotników do obsługi wytłaczarki kubków jednorazowych. Godził się na zapłatę za znalezienie takiej grupy, i to niemało: po tysiąc złotych od głowy _- nie może się nadziwić Zbigniew Babka, bo dla jego firmy to duża kwota.
Prywatni pośrednicy życzą sobie za zwerbowanie pracownika średnio jego jednomiesięcznej pensji - i pracodawcy się na to godzą. Agencje interesuje też werbowanie większych grup pracowników - co najmniej 10. Pojedynczą głowę pośrednicy mogą złowić wówczas, gdy jej miesięczne dochody wyrażają się w pięciocyfrowej kwocie na liście płac, bo to znajduje odzwierciedlenie w ich prowizji. Taka stawka nie jest jednak wygórowana. Aż 45 proc. dużych i średnich przedsiębiorstw przyznaje bowiem, że traci spore przychody z powodu braku pracowników, a aż 72 proc. uważa niedobór kadr za jeden z głównych problemów w ich firmach - podaje firma doradcza KPMG. Agencje proponują firmom zwykle pracowników tymczasowych.
_ Zatrudniając pracownika tymczasowo można poznać jego wartość. Gdy ze współpracy zadowolony jest pracodawca i pracownik, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zatrudnić taką osobę na stałe. Tym samym zyskujemy wykwalifikowanego pracownika, o którego coraz trudniej na rynku _ - mówi Katarzyna Gurszyńska ze Związku Agencji Pracy Tymczasowej.
To opłacalne dla firm, które w dzisiejszych czasach szukają wszelkich sposobów na obniżenie kosztów działalności.
_ Można zatrudnić pracownika wedle potrzeb, sezonowo lub do realizacji konkretnego projektu _- uważa Marek Jurkiewicz, dyrektor handlowy Start People, Agencji Pracy i Doradztwa Personalnego, zajmującej się m.in. rekrutacja i selekcją pracowników tymczasowych. _ Jednocześnie pracodawca redukuje wydatki związane z prowadzeniem kadr. _
Klient agencji nie musi prowadzić dokumentacji akt osobowych, dokumentacji dla ZUS oraz urzędów skarbowych, nie musi też wystawiać świadectw pracy oraz rozliczać wynagrodzeń. Robi to za niego agencja. To jednak plusy dla większych firm, a nie kilkuosobowej Zbigniewa Babki. Agencje pracy tymczasowej nie znajdują w małych firmach klientów także z innego powodu. Dziś przepisy pozwalają, by pracownik tymczasowy u jednego pracodawcy był zatrudniony do 12 miesięcy. Na to zgodziło się w 2007 r. tylko nieco ponad 350 tys. osób. Taka szybka rotacja nie odpowiada pracodawcom. To powody, dla których tymczasowi pracownicy to tylko 0,2 proc. wszystkich osób pracujących w naszym kraju. Według Międzynarodowej Konfederacji Prywatnych Agencji Zatrudnienia (CIETT) gorzej jest tylko w Grecji, gdzie stanowią 0,1 proc. pracujących. Być może rozwiąże to zmiana prawa przez resort pracy, co wydłuży okres tymczasowej pracy do 18 miesięcy. Według dyr. Jurkiewicza ze Start People, byłaby to szansa dla pracowników z małych
miejscowości, gdzie jest ograniczony dostęp do etatu.
Beata Sypuła
POLSKA Dziennik Zachodni