Zagubieni i niekontaktowi. Ale zarabiają
Praca zdalna – czysty zysk? Kto tak uważa, nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń. Łączą się one z funkcjonowaniem bez kontaktu z ludźmi.
13.08.2012 | aktual.: 14.08.2012 15:37
Praca wygodna i… niebezpieczna
Jeśli wierzyć prognozom, popularność zdalnej pracy na całym świecie będzie rosnąć. Ta tendencja dotyczy informatyków czy telemarketerów, ale nie tylko ich. Równie dobrze pracować w domu mogą graficy, artyści, dziennikarze, tłumacze. Lista zajęć dających możliwość pracy w kapciach i szlafroku, albo wręcz w łóżku, z pewnością będzie się wydłużać.
Dobrze to, czy źle? Wiele zależy od okoliczności. Niejedna matka, która nie ma z kim zostawić dziecka z radością powitałaby możliwość zdalnej pracy. To samo pracownik wykonujący zadania absorbujące, wymagające maksymalnej koncentracji.
- Odkąd pracuję w domu, udaje mi się zrobić o wiele więcej – konstatuje Piotr, informatyk. – Wcześniej byłem zatrudniony w firmie. Od 2 miesięcy prowadzę własną działalność. Na etacie zarabiałem ponad 3 tys., teraz wyciągam 6. Nie muszę mówić, że jestem zadowolony ze zmiany. Braku kontaktu z innymi nie odczuwam – w końcu mam rodzinę. Mimo wszystko, w Polsce zaledwie 11 proc. ankietowanych pracowników chciałoby pracować w formie telepracy. Tak wynika z badań przeprowadzonych wiosną br. przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości. Czy to oznacza, że jako społeczeństwo nie nadążamy za trendami światowymi? Czy raczej jest dowodem na realistyczne podejście do zjawiska zwanego pracą w domu?
Wydaje się, że raczej to drugie. Pracownicy czują na ogół, że taka forma zatrudnienia – to nie dla nich. Wymaga lepszej organizacji, silniejszej dyscypliny wewnętrznej, umiejętności samodzielnego rozwiązywania problemów. Obawiają się też skutków odseparowania od współpracowników.
- Pracowałam zdalnie przez pół roku. Miałam wrażenie, że dziczeję – opowiada Beata, która jest graficzką. – Całe dnie brak kontaktu z ludźmi, tylko pies i ja. W dodatku dopadła mnie lekka paranoja. Zaczęłam się obawiać, że będą chcieli mnie zwolnić i nie zdołam temu zapobiec. Zrobiłam się nerwowa. Pojawiły się kłopoty z ogarnięciem się, z wyjściem z domu. Rozpoczęcie pracy odwlekałam w nieskończoność. Dobrze, że szef mnie zrozumiał i umożliwił mi powrót do firmy.
Bez ludzi się nie da
- Takie reakcje nie powinny dziwić. Praca w domu, bez kontaktu z innymi, upośledza funkcje społeczne – tłumaczy psycholog Paweł Brzeziński. – Ludzie odkrywają, że coraz trudniej przychodzi im nawiązanie relacji ze środowiskiem. Zbliża się weekend, chcieliby wyjść, spotkać się ze znajomymi, i nagle widzą, że nie bardzo mają z kim. Jeśli ktoś jest z natury ekstrawertyczny, otwarty na świat, siedzenie w domu zaczyna mu ciążyć szybciej. Ktoś zamknięty w sobie wytrzyma dłużej. Ale nie ma co się łudzić: praca w samotności musi odbić się niekorzystnie na psychice.
Dotyczy to przede wszystkim osób samotnych, żyjących bez rodziny. Ale i ci „rodzinni” potrafią nieźle się wyalienować i zdziwaczeć. Poza tym liczba singli rośnie. Nie można więc liczyć, że problem zniknie.
Bywa i tak, że doprowadzony do ostateczności telepracownik rzuca pracę albo zaczyna wszystko robić źle, myśląc: „niech mnie zwolnią i niech się to wszystko skończy”. Dużo zależy od tego, czy ktoś podjął pracę w domu z własnej woli, czy też został przeniesiony, w ramach reorganizacji, przez oszczędnego szefa. W tym drugim przypadku może pojawić się niepożądana reakcja: robienie wszystkiego byle jak, lub nawet sabotowanie powierzanych zadań. To swego rodzaju wołanie o pomoc. Ma na celu wykazanie szefowi, że jego podwładny nie nadaje się do pracy w domu. Że niszczy ona jego inwencję, odbiera chęci, zabija kreatywność.
Innego rodzaju niebezpieczeństwo czyha na teleankieterów. Nie dość, że siedzą sami, to jeszcze spotykają się często z niezadowoleniem, czy wręcz gniewem rozmówców. Do poczucia wyobcowania dołączają się więc skumulowane, złe relacje. To odbija się na stanie ducha.
- Ci ludzie cierpią na brak pozytywnych bodźców. Nie pamiętamy na ogół, ile znaczy jeden banalny komplement – mówi Paweł Brzeziński. – W ich przypadku mógłby on zdziałać bardzo dużo. Tylko kto miałby go wypowiedzieć?
Czynnikiem sprzyjającym alienacji jest komputer. To on często sprawia, że praca zaczyna niepostrzeżenie wypełniać całe nasze życie. Osoba „przyspawana” do komputera przestaje dbać o otoczenie, o swój wygląd, czasem nawet o higienę. Po co ma to robić, skoro i tak z nikim się nie widuje? Gdy z kimś się spotka, nie znajduje wspólnych tematów. Ten stan rzeczy sprzyja wykruszaniu się kręgu znajomych i w konsekwencji pogłębia wyobcowanie. - Zagrożenie alienacją dużych grup społecznych jest tym większe, że znaczna część społeczeństwa nie zdaje sobie z niego sprawy. Dzieciństwo ludzi starszych minęło jeszcze bez komputerów. Nie rozumieją więc wagi problemu. A brak umiejętności nawiązywania kontaktów czy zanik empatii to już dzisiaj zjawiska powszechne – podkreśla psycholog.
Jarosław Kurek/Nap
(Dziękujemy psychologowi Pawłowi Brzezińskiemu, można się z nim skontaktować poprzez stronę opsychoterapii.pl)