Zapał do kupowania zgasł. Grecja rozpali ogień
Samo odkrycie, że rynki już dawno uporały się ze zdyskontowaniem faktów, o których dopiero teraz mówią agencje ratingowe, to zbyt mało by utrzymać dobre nastroje.
18.01.2012 09:12
Poniedziałek przyniósł silne wzrosty w Europie stymulowane dobrymi wynikami aukcji bonów Hiszpanii oraz odczytami indeksu nastrojów niemieckich inwestorów ZEW oraz indeksu produkcji w regionie Nowego Jorku (Empire State Index). Na Wall Street udało się utrzymać zwyżki, ale już znacznie słabsze niż w Europie (S&P zyskał 0,4 proc.). Jest kilka powodów słabszej postawy Wall Street, z których najistotniejsza jest prosta konstatacja, że przede wszystkim to europejskie rynki mają prawo cieszyć się z poprawy warunków finansowania rządów na Starym Kontynencie.
Z kolei w Azji o Europie już "zapomniano" a inwestorzy skupili się na lokalnych problemach. Z 70 monitorowanych w Chinach miast, ceny domów wzrosły w grudniu tylko w dwóch. Być może jest to krok w stronę pęknięcia bańki, czego mają prawo obawiać się i władze i chińskie banki. SSE Composite spadał o 1,5 proc. na minuty przed końcem notowań. Kospi spadł nieznacznie, a Nikkei wzrósł o 1 proc., pomimo informacji o spadku produkcji przemysłowej o 4,2 proc. (r/r) w listopadzie.
Giełdy w Europie mogą rozpocząć dzień bez zdecydowanego kierunku. Na nastroje inwestorów mogą wpływać dwa podstawowe czynniki. Bank Światowy obniżył prognozy wzrostu dla światowej gospodarki do 2,5 proc. z 3,6 proc (prognozowanych w czerwcu 2011 r.). Medialny wymiar tej informacji będzie spory, ale nie wydaje mi się, żeby na bardziej doświadczonych inwestorach mogło to zrobić wrażenie. Spowolnienie od dawna jest w cenach akcji. Druga sprawa to Grecja - dziś mają zakończyć się negocjacje z przedstawicielami prywatnych wierzycieli greckiego długu. Sukces byłby sygnałem, że banki europejskie są przygotowane na odpisy w swoich bilansach. Porażka o niczym nie przesądzi, ale na pewno nie byłaby dobrze przyjęta.
W ciągu dnia napłyną raporty kwartalne z USA (m.in. Goldman Sachs) oraz dane o dynamice produkcji w Stanach i mogą one zaważyć na końcówce notowań.
W Warszawie wczorajsza sesja zakończyła się źle. WIG20 co prawda wybił się powyżej 2200 pkt, ale gdy zawędrował trzydzieści punktów wyżej nadział się na zdecydowaną kontrę sprzedających. Oczywiście trudno oczekiwać, żeby indeks w obecnych okolicznościach parł w górę bez żadnych przeszkód, ale przy takim zachowaniu WIG20 wygląda na to, że nadal to sprzedający kontrolują rynek.
KOMENTARZ PRZYGOTOWAŁ
Emil Szweda, Open Finance