"Zapędzamy niedźwiedzia do matecznika, ale niewiele tym wskóramy"

Unia Europejska osiągnęła porozumienie w sprawie nałożenia na Rosję kolejnych sankcji w związku z kryzysem na Ukrainie. Nowe restrykcje mają dotyczyć sektora paliwowego, zbrojeniowego oraz technologii wrażliwych. Jakie będą ich konsekwencje dla Rosji? Co ważniejsze, jakie będą skutki dla Europy, w tym Polski?

"Zapędzamy niedźwiedzia do matecznika, ale niewiele tym wskóramy"
Źródło zdjęć: © AFP | philippe huguen

30.07.2014 | aktual.: 31.07.2014 08:00

Unia Europejska osiągnęła porozumienie w sprawie nałożenia na Rosję kolejnych sankcji w związku z kryzysem na Ukrainie. Nowe restrykcje mają dotyczyć sektora paliwowego, zbrojeniowego oraz technologii wrażliwych. Jakie będą ich konsekwencje dla Rosji?

We wtorek kraje UE uzgodniły sankcje sektorowe wobec Rosji. Przyjęto zeszłotygodniową propozycję, która zakłada wprowadzenie wielu nowych obostrzeń. Najistotniejszym ekonomicznym ograniczeniem jest wprowadzenie zakazu emitowania akcji i obligacji przez duże rosyjskie banki. Takie, które przynajmniej w połowie są własnością państwa. Wprowadzone zostanie embargo na nowe kontrakty na broń, a także tak jak zapowiadano w życie wejdzie ograniczenie sprzedaży zaawansowanych technologii potrzebnych przy eksploatacji ropy naftowej.

Profesor Andrzej Barczak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach jest przekonany, że kolejne obostrzenia mogą znacząco ochłodzić relacje polsko-rosyjskie. Przypomina, że Putin już nie raz nie chciał kupować polskiego mięsa czy jabłek.

- Niestety, w gospodarce globalnej już tak jest, że wszystkie gospodarki, rynki finansowe są ze sobą powiązane. Często nie wiadomo, kto i za czym stoi, na dodatek ciągle wszystko podlega zmianom. W tej sytuacji takie czy inne sankcje będą bardzo złożonym problemem nie tylko dla Polski, ale i dla innych krajów UE - powiedział PAP prof. Barczak.

Barczak zauważa, że chociaż UE w końcu zajęła stanowisko wobec Rosji, poniekąd pod naciskiem USA, to nie wśród członków pełnej zgody w wielu kwestiach gospodarczych. Profesor jest przekonany, że restrykcje nałożone na Rosję mają charakter propagandowy. Tak naprawdę, zaczyna się teraz wielka gra i trudno powiedzieć, kto wygra.

Sankcje o sto lat za późno

Z kolei Andrzej Maciejewski z Instytutu Sobieskiego uważa, że gdyby te sankcje były ogłoszone sto lat temu, byłby to sukces i wielka rewolucja.
- W chwili obecnej, w dobie globalizacji, wszystkie te sankcje są legalnie do ominięcia. Każda firma ma swoje spółki-córki. Na przykład na terenie Polski są spółki-córki Gazpromu, więc ich te sankcje nie dotykają, bo są na terenie Polski i tak po kolei - zauważył ekspert.

Maciejewski wytyka, że sankcje na technologie mijają się nieco z celem, bo w jego ocenie Europa już od dawna nie jest źródłem tychże technologii. Teraz są nimi kraje azjatyckie, takie jak Chiny i Japonia. Zauważa też, że podobnie jest, jeśli chodzi o rynki finansowe.

- Sankcje medialnie się ładnie sprzedają, wszyscy je kupują i ogłaszają sukces. Jest to jednak tak sprytnie skonstruowane, aby z jednej strony było to sprzedane, jako sukces - w końcu UE podjęła mądrą decyzję - a tak naprawdę ta decyzja nikogo nie boli. Wszystkie strony już dawno zabezpieczyły swoje interesy - zaznaczył ekspert Instytutu Sobieskiego. Maciejewski zgadza się w ocenie z profesorem Barczakiem, że sankcje nałożone przez UE odbiją się na niej samej. Zwłaszcza na Polsce i krajach bałtyckich, które eksportują na wschód owoce i warzywa.

- Tymczasem Węgrzy i Rumunii robią świetne interesy z Rosjanami i te sankcje ich omijają. Trzeba wyciągnąć wnioski i nałożyć takie sankcje, które realnie poczułaby Moskwa. Na poziomie unijnym byłby to zakaz kontaktów przedstawicieli UE i PE z lobbystami działającymi na rzecz Rosji. Pierwszą osobą, która miałaby zakaz wstępu do siedziby unijnej, byłby pan Gerhard Schroeder - powiedział Maciejewski.

O co tak naprawdę chodzi Rosji?

Nieco dokładniej problemowi przygląda się były ambasador w Moskwie Stanisław Ciosek. Zauważa, że po pierwsze z badań wynika, że zdecydowana większość społeczeństwa rosyjskiego popiera punkt widzenia Putina. W związku z tym karanie i dyscyplinowanie ich dotkliwymi sankcjami może być źle odebrane. W ten sposób, z czego warto sobie zdawać sprawę, możemy trochę rzucać społeczeństwo rosyjskie w objęcia Putina.

- Oczywiście nie można pozostawić agresji rosyjskiej na Ukrainie bez odpowiedzi. Czuję jednak, że nie znaleźliśmy się na właściwej drodze do rozstrzygnięcia tej sprawy. Póki, co w moim odczuciu trwa jedynie gra o to, czyje będzie bardziej na wierzchu. Zapędzamy niedźwiedzia do matecznika, ale raczej niewiele tym wskóramy - zauważa Ciosek.

Były ambasador jest przekonany, że wraz z sankcjami powinny pojawić się propozycje rozwiązania problemu rozumianego, jako globalne relacje Europy z Rosją. -Trzeba wreszcie Rosjan zapytać: w czym rzecz, o co macie pretensje i o co wam chodzi? Takie pytania powinny paść - z tym, że nie na polu bitwy, tylko za stołem negocjacyjnym. Alternatywą jest budowanie na powrót żelaznej kurtyny, zrywanie w mozole budowanych relacji. Trzeba też pamiętać, że Polska byłaby wtedy państwem frontowym - stwierdza Ciosek.

Według najnowszych ustaleń sankcje zostaną wprowadzone na rok, ale będą poddawane stałemu przeglądowi; pierwszy przegląd ma nastąpić już za trzy miesiące. Decyzje o złagodzeniu, zniesieniu albo zaostrzeniu restrykcji mają być podejmowane w zależności od postawy Rosji w sprawie kryzysu na Ukrainie. Po roku, jeżeli konflikt na wschodniej Ukrainie będzie trwać, UE przedłuży sankcje.

Ustalenia muszą być jeszcze zatwierdzone przez rządy państw UE i wejdą w życie w ciągu najbliższych dni.

Dyplomaci przyznają, że UE spodziewa się, że Rosja odpowie na sankcje, w sposób, który może okazać się bolesny przynajmniej dla niektórych państw unijnych.

rosjaueukraina
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (90)