Trwa ładowanie...

Zbieracze wisienek wyciskają z banków nawet 5 tys. zł

Wbrew powszechnej opinii banki coraz częściej z nas nie zdzierają, ale dają zarobić. Za polecenie znajomemu kredytu hipotecznego można dostać nawet 1000 zł. Za założenie konta - od stu do nawet kilkuset złotych. Podobnie sytuacja wygląda z kartami kredytowymi. Korzystający z takich bankowych okazji sami siebie nazywają zbieraczami wisienek.

Zbieracze wisienek wyciskają z banków nawet 5 tys. złŹródło: Jupiterimages
dqjs1j1
dqjs1j1

- Niniejszym informuję, że zainkasowałem resztę wisienek z Alior Sync - chwali się na forum internetowym premią w wysokości 50 zł jeden ze zbieraczy. Wcześniej także 50 zł dostał za samo założenie konta. Na tym samym forum inna osoba pyta, na jaką kwotę minimalną muszą opiewać transakcje, by dostać nagrodę.

- Dowolnie. Najtaniej chyba "doładować" sobie prowizji na allegro, 3 x 1,01 PLN płacąc kartą - podpowiada inny internauta. Od tych 3,03 zł za transakcję w internecie zbieracze wisienek dostaną jeszcze 5 proc. zwrotu w ramach tzw. cashbacku. Tu każdy grosz się liczy.

Osobny i mocno rozbudowany program rekomendacyjny ma też ojciec Synca, Alior. Za to, że polecimy znajomemu kredyt hipoteczny, a on go zaciągnie właśnie w tym banku, dostać możemy 1000 zł. Alior wynagradza też za pożyczki gotówkowe - 0,8 proc. od wypłaconej pożyczki.

- Od początku działania programu rekomendacyjnego uczestnicy wysłali blisko 30 000 rekomendacji. Największym zainteresowaniem cieszy się polecanie kont, ale najwięcej dają zarobić produkty kredytowe. Średnia premia za skuteczne polecanie pożyczki gotówkowej to ponad 300 zł - mówi Julian Krzyżanowski z Alior Banku.

dqjs1j1

5 tys. zł za wisienkowe kombinowanie

Promocje za założenie konta są też w innych bankach. Raiffeisen płacił 200 zł za otworzenie konta i dwukrotne przelanie co najmniej 1000 zł. mBank za polecenie założenia rachunku płaci 250 zł. W Citi Handlowym po 50 zł za założenie karty kredytowej może dostać polecający i polecony. Zbieracze wisienek polecają sobie też założenie karty kredytowej w Sygma Banku, za którą dostać można... kosz piknikowy. Zarabiają też na cashbackach i różnego rodzaju zniżkach (np. na benzynę), dołączonych zazwyczaj do kart kredytowych.

Z kolei w BGŻ zbierać można "orzeszki od Baśki". Jak bank sam reklamuje, może to być nawet 600 zł rocznie. Warunek podstawowy to przelanie pensji. Aby więc oszukać bank, internauci radzą, by dać tytuł przelewu "wynagrodzenia za miesiąc XX". Problem w tym, że może to zauważyć urząd skarbowy i pytać, co to za wypłata, której nie ma w naszym zeznaniu podatkowym. Dlatego zbieracze orzeszków polecają na wszelki wypadek dopisać "za sex", bo ponoć wtedy fiskus się nie czepia.

- Mnie banki na razie płacą około 5 tysięcy złotych rocznie, z tym że to wartość chwilowa. Być może dostanę więcej, być może mniej. Na razie z wyliczeń wyszło mi około 5 tysięcy złotych z dokładnością lepszą niż 100 złotych rocznie - mówi Wirtualnej Polsce Leszek z Białegostoku, forumowicz zajmujący się wyłapywaniem bankowych okazji.

Jak dodaje, z zarobionych pieniędzy rozlicza się z urzędem skarbowym. Banki się tu jednak wycwaniły i coraz częściej zamiast premii dają nagrodę za udział w konkursie. Wtedy podatku od 200 czy 300 zł płacić nie trzeba.

dqjs1j1

Jak zaznacza Leszek, chęć zarobienia nie jest dla niego jednak jedyną inspiracją do korzystania z promocji bankowych. Ważne są też kwestie ekonomiczno-polityczne. Jego zdaniem banki w Polsce są w przeważającej liczbie zagraniczne. A na dodatek ich spółki-matki, np. z Portugalii, ratowane są z pieniędzy unijnych, więc także jego jako polskiego podatnika.

A bank i tak zarobi

Większość szukających okazji interesuje jednak czysty zysk. Dziś pieniędzy do zyskania od banków jest już mniej niż jeszcze rok-dwa lata temu. Wtedy za konto dostać można było nawet 600 zł! Obecnie częściej jest to około 100-200 zł. Banki wbrew pozorom na tym nie tracą. Bo choć znajdzie się kilku zbieraczy wisienek, to masa osób, które zaczną z ich usług korzystać i tak sprawia, że promocja staje się opłacalna.

Większość tego typu ofert obwarowanych jest zasadą obowiązkowego przelewania wynagrodzenia. Dlaczego? Bo banki zarabiają na tak zwanym osadzie, czyli pieniądzach, które nie lądują na lokacie czy rachunku oszczędnościowym, ale są trzymane na niemal nieoprocentowanym ROR-ze.

dqjs1j1

- Jeśli ktoś ma pensję w wysokości 3 tys. zł, to średniomiesięcznie saldo ma na poziomie 1500 zł. Jeśli bank pożyczy te pieniądze innemu bankowi, to przy 5-proc. WIBOR-ze zarabia 75 zł rocznie. To jest podstawowy zysk - tłumaczy Tomasz Bursa z Ipopema Securities. - Jeśli ta osoba miesięcznie płaci kartą za około 1000 zł, to rocznie z opłat interchange bank zarabia 192 zł. W sumie jest to więc ponad 250 zł rocznie - dodaje ekspert.

200 zł dla klienta za założenie konta zwraca się więc w czasie krótszym niż rok. A trzeba pamiętać, że w tym wypadku niemal odpadają koszty marketingu. Premia zazwyczaj jest więc dużo tańszą formą pozyskania klienta niż kampania reklamowa.
- Wszystko zależy od tego, jak duża jest to kampania i czy bierze w niej udział celebryta w typie Szymona Majewskiego czy Chucka Norrisa. W szczycie wojny na ROR-y pozyskanie przez reklamę jednego nowego klienta mogło kosztować od 300 do nawet 500 zł - tłumaczy Michał Sadrak z Open Finance.

Podobnie sprawa wygląda z dużo bardziej skomplikowanymi poleceniami kredytów hipotecznych. Banki pośrednikom finansowym płacą około 2,5 proc. od wartości kredytu. Przy średnim kredycie hipotecznym na poziomie 200 tys. zł daje to 5 tysięcy złotych. Tysiąc złotych od Aliora jest więc dla banku czystym zyskiem.

dqjs1j1

Jednak zarówno Tomasz Bursa, jak i Michał Sadrak są zdania, że promocji typu "200 zł za konto" czy interchange 5 proc. będzie coraz mniej. Polska jest wyjątkowym rynkiem, na którym przyzwyczailiśmy się do kont za zero złotych, podczas gdy wszędzie indziej za prowadzenie rachunku trzeba płacić. Banki godziły się na takie rozwiązanie, bo miliardy złotych szły do nich z najwyższych w Europie opłat interchange za transakcje kartami. Te najprawdopodobniej ustawowo zostaną niedługo zmniejszone.

- Banki zadają sobie pytanie, po co bić się w kółko o tych samych klientów i podbierać ich sobie nawzajem - tłumaczy Sadrak.

Na razie jeszcze to robią, a my możemy dzięki temu zdjąć wisienkę z bankowego tortu.

dqjs1j1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dqjs1j1