Zjeździli pół świata. Opowiadają, gdzie najchętniej wrócą
Różnią ich profesje, ale łączy jedno - zamiłowanie do podróży. Zapytaliśmy osoby, które w swoim życiu odwiedziły wiele zakątków naszej planety, które miejsca wspominają ze szczególnym sentymentem.
04.05.2024 08:06
Moment wyboru kierunku urlopowego zbliża się nieubłaganie. W zalewie poradników i reklam biur turystycznych redakcja WP Finanse postanowiła poprosić o radę blogerów podróżniczych, znanego reportera i podróżnika oraz pracownicę organizacji humanitarnej. Pytanie brzmiało: Do jakiego kraju lub regionu na świecie wróciłbyś najchętniej?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile można zarobić w Polsce na restauracji? Karol Okrasa w Biznes Klasie
I choć oczywistością jest, że każdy turysta ma własne gusta i preferencje, mamy nadzieje, że ten krótki przegląd zainspiruje czytelników, którzy rozglądają się za nowymi destynacjami podróży.
Helena Krajewska, rzeczniczka Polskiej Akcji Humanitarnej
Wybór: region Ameryki Środkowej
Wróciłabym do Ameryki Środkowej! Spędziłam tam kilka miesięcy, najpierw na stażu w Parlamencie Środkowoamerykańskim w mieście Gwatemala, a potem jeżdżąc z plecakiem po całym regionie. Dlaczego wróciłam? Bo czułam, że jedynie dotknęłam, zahaczyłam małym palcem o ten bardzo złożony, przeciekawy i przepełniony historią świat. Nie potrafię wskazać jednego kraju, który zrobił na mnie największe wrażenie, choć znajomi od dawna nazywają mnie "ambasadorką Belize w Polsce" (śmiech).
Nikaragua z przepięknymi jeziorami i kanionami i ciekawą historią, Panama ze swoimi tak odmiennymi wybrzeżami pacyficznym i karaibskim oraz górami na północy, Kostaryka, która postawiła na parki narodowe, rezerwaty dla zwierząt i ochronę środowiska. Gwatemala mnie osobiście fascynuje z uwagi na bogate tradycje ludności rdzennej, czynne wulkany i piękne świątynie w Tikál.
W Salwadorze warto spróbować surfingu, ale i przejechać Ruta de las Flores, zajrzeć do małych miejscowości. A w Hondurasie spotkałam najbardziej przyjaznych ludzi –chociaż tu doradzałabym tereny wiejskie z uwagi na zagrożenia dla bezpieczeństwa w dużych miastach. W Belize polecam poznać bardzo interesującą kulturę Garifuna, zanurkować z manatami, żółwiami i rekinami w Morzu Karaibskim, zobaczyć małe miasteczka na wybrzeżu. Nie da się nudzić w tym regionie!
Jacek Pałkiewicz, reporter i podróżnik
Wybór: Wietnam, Kambodża
Rzadko nawiedza mnie nostalgia, chociaż przyznaję, że nigdy nowe nazwy geograficzne nie będą̨ miały dla mnie takiego uroku jak dawne, pobudzające wyobraźnię̨ terminy. W mojej pamięci na zawsze pozostanie Sajgon, chociaż̇ dzisiaj nazywają̨ go Ho Chi Minh, podobnie jak Cejlon Sri Lanką, albo Syjam, a nie Tajlandia, Birma, a nie Myanmar. Zdążyłem w ostatniej chwili poznać smak epoki wiktoriańskiej podróżując przez pustynię na wielbłądzie, oglądając dżungle z indiańskiego czółna czy Bhutan z grzbietu jaka. Wiele miejsc przechodzi nieuchronnie do historii, jeszcze niedawno w zatoce Ha Long pływałem tradycyjną dżonką.
Dzisiaj tamtejsi rybacy przesiedli się na praktyczniejsze kutry motorowe. Na rzece Jangcy poznałem urok żeglowania sampanem, który obecnie zamieniono na komfortowe statki pasażerskie. Nawet piękno Czarnego Lądu poznałem takie, jakie teraz można zobaczyć tylko w filmach "Śniegi Kilimandżaro" czy "Pożegnanie z Afryką". Zatem nie sposób odciąć się od rozpamiętywania bezpowrotnie utraconych obrazów.
Ale chyba najgłębiej w sercu noszę Angkor, stolicę potężnego imperium khmerskiego. Miałem szczęście, bo zagadkową metropolię poznałem jeszcze w burzliwych dla Kambodży latach 70. Pamiętam jak jeżdżąc, niczym intruz między świątyniami wierzchem na słoniu, miałem niemiłe poczucie profanacji tego sakralnego miejsca. Rozpalona wówczas młodzieńcza fascynacja pozostała po dziś i wracam tam często, pomimo świadomości, że Angkor nie jest już ten sam.
Szymon Nitka, blog rowerowy znajkraj.pl
Wybór: Niemcy, Brandenburgia
Jednym z naszych podstawowych postanowień podczas rowerowych podróży jest, by odwiedzać wciąż nowe, niepoznane dotychczas regiony, a tam przejeżdżać nieprzejechane szlaki rowerowe. Jeśli gdzieś wracamy, musimy mieć ku temu ważny - rowerowy! - powód.
I tak, od wielu lat nasz rowerowy sezon rozpoczynamy majówką na szlakach rowerowych wschodnich Niemiec, a najczęściej - w Brandenburgii. Tym, co przyciąga nas na szlaki rowerowe naszych sąsiadów, jest przede wszystkim doskonała organizacja turystyki rowerowej i infrastruktura - drogi rowerowe, tworzące długodystansowe szlaki rowerowe. Tylko w jednej Brandenburgii jest ich kilkakrotnie więcej niż w całym naszym kraju!
Ten krótki komentarz piszę z Pojezierza Łużyckiego, gdzie właśnie podróżujemy po Szlaku Górniczym Dolnych Łużyc (Niederlausitzer Bergbautour). To aż 500 kilometrów trasy, która pokazuje, jak obszar zdegradowany przez wydobycie węgla brunatnego Niemcy zmieniają w atrakcyjny, nowoczesny, zielony obszar aktywnej rekreacji. Ogromne niecki dawnych kopalni odkrywkowych dziś są jeziorami, wokół których biegną drogi rowerowe.
W poprzednim roku nasz majowy wyjazd rozpoczęliśmy w Berlinie, z którego po doskonałych drogach rowerowych Brandenburgii i polskiego Pomorza Zachodniego dotarliśmy do Szczecina. A dwa lata temu przez cztery dni jeździliśmy po rowerowej pętli Szlaku Odra-Sprewa (Oder-Spree-Tour), położonej między Frankfurtem nad Odrą i Berlinem. Ten ostatni widzę zresztą jako najlepszą, doskonałą pod względem dojazdu z Polski, propozycję na pierwszy weekendowy wyjazd rowerowy do Niemiec.
Michał Maj, autor bloga "Życie jest piękne"
Wybór: Indie
Myślę, że Indie to miejsce, gdzie nadal można być zaskakiwanym i trafiać na sytuacje, których nie da się zaplanować. Codzienna dawka emocji i przeżyć, które przeprowadzą Cię przez wszystkie uczucia, które masz w sobie. Ruchliwe ulice i hałas potrafią przytłoczyć, a nawet przestraszyć. Na pasie jezdni spotkasz wielkie ciężarówki, setki skuterów, krowę czy słonia. Bardzo łatwo przeżyć pierwszy szok kulturowy, który zmusza do tego, aby po prostu zaakceptować to i nauczyć obcować się w innej kulturze. Raz stoimy na środku ruchliwego skrzyżowania, aby za kilkanaście minut wejść do ekstremalnie cichej świątyni z unoszącym się zapachem kadzideł.
Do tego otwartość i ciekawość mieszkańców Indii. Przykład: Jadąc nocnym pociągiem z New Delhi do Waranasi na jednej ze stacji dosiadła się grupa kilkunastu chłopców w wieku ok. 15-18 lat ze swoim nauczycielem. Szkolna wycieczka. Przyglądali mi się przez kilkanaście minut, wymieniali między sobą spojrzenia, uśmiechy. Wiedziałem, że rozmawiają o mnie. W końcu ten kontakt wzrokowy zamienił się wielogodzinne rozmowy i...siłowanie się na rękę. W Indiach spotkamy się z nieznaną nam otwartością i nie ma takiej możliwości, żeby nie przerodziło się to w dłuższą znajomość.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl