Tu żadne bony nie pomogły. Turystyczna perełka Polski świeci pustkami
Pojawiło się u mnie niedawno małżeństwo z Torunia. Byli zaskoczeni spokojem, jaki tu panuje. Znajomi straszyli ich czołgami na ulicach, zdobywaniem przepustek. "Chyba zwariowaliście", słyszeli. A tu, sam pan widzi, cisza i spokój. Nawet samochodów wojskowych nie ma - mówi nam biznesmen z Białowieży.
Region Puszczy Białowieskiej zmaga się dzisiaj z dużym kryzysem wizerunkowym. Przedsiębiorcy handlujący w Białowieży zgodnie przyznają: afery związane z uchodźcami wypędziły nam klientów.
Sezon? Może się dopiero zacznie, może już trwa, a może właśnie się kończy. Trudno powiedzieć. Na pewno turystów jest znacznie mniej niż w ubiegłych latach - rozkłada ręce sprzedawczyni ze sklepu z pamiątkami, którą pytamy o ocenę trwającego sezonu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie miał nic. Dziś prowadzi miliardowy biznes i Widzew Łódź - Robert Dobrzycki w Biznes Klasie
- Jestem rodowita białowieżanką. Nigdy nie widziałam migranta na ulicy. Wiem, że ludzie sądzą, że tu jeżdżą czołgi na ulicach, ale my żyjemy jak zawsze - dodaje po chwili.
Branża w "głębokiej zapaści"
Punkt kulminacyjny miał miejsce w ubiegłym roku, gdy polski żołnierz został raniony nożem przez osobę próbującą nielegalnie przekraczać granicę polsko-białoruską. Wojskowy zmarł, a rząd zadecydował o zastosowaniu specjalnych środków bezpieczeństwa. Jednym z nich było wprowadzenie tzw. strefy buforowej, która sięga 200 metrów w głąb kraju, w której nie wolno przebywać cywilom.
Jednak skutki działań prewencyjnych dotyczących nielegalnej migracji były widoczne już wcześniej. W lutym 2024 r. przedsiębiorcy z regionu Puszczy Białowieskiej wysłali do premiera pismo z prośbą o pomoc. Za spadek ruchu turystycznego obwiniali budowę muru na granicy, zamknięcie strefy przygranicznej dla turystyki i wycinkę puszczy przez Lasy Państwowe. "Branża turystyczna Puszczy Białowieskiej znajduje się w głębokiej zapaści" - ostrzegano w liście.
Od momentu wprowadzenia strefy buforowej jej funkcjonowanie było przedłużane kilkukrotnie. Ostatni raz w czerwcu 2025 r.
Nasi rozmówcy zgodnie przyznają, że od rozpoczęcia kryzysu migracyjnego na granicy wiele się zmieniło. Mają do rządu pretensje, że komunikaty dotyczące wprowadzanych restrykcji są bardzo nieprecyzyjne i budują atmosferę grozy.
- Minister Siemoniak mówi o przedłużeniu restrykcji o 90 dni. Nikt nie wie, o co chodzi, ludzie wyobrażają sobie wojsko na ulicach, przepustki albo nawet godziny policyjne. To nieodpowiedzialne - słyszymy od jednego z nich.
"50 proc. turystów mniej"
Gdy odwiedzamy Białowieżę w poniedziałkowe popołudnie, spadek liczby turystów widać jak na dłoni. W słoneczny dzień na głównych ulicach i w Białowieskim Parku Narodowym spacerujących jest stosunkowo niewielu, a w restauracjach, mimo pory obiadowej, można znaleźć dużo wolnych miejsc.
Nieco większy tłok jest na płatnym parkingu przed wejściem do BPN. Samochody zajmują około połowy miejsc, na placu gromadzą się także wycieczki grupowe z zagranicy. Trudno powiedzieć jednak, by handel kwitł. Otwarte stoiska handlowe przy parkingu można policzyć na palcach jednej ręki. Mimo względnie wczesnej pory zamknięty był także stragan ze świeżymi warzywami położony nieco dalej.
Większym zainteresowaniem cieszy się turystyka rowerowa. Po opustoszałych ulicach co pewien czas przejeżdżają większe grupki cyklistów, często rodzin z dziećmi.
Ruch po pandemii wciąż się nie odbudował. W porównaniu z 2019 r. przyjeżdża tu może 50 proc. turystów co wcześniej - mówi nam handlarz z Białowieży.
Po chwili rozmowa schodzi na temat polityki. Zdaniem naszego rozmówcy problemem jest także bierna polityka miejscowych samorządowców. - Kiedyś nazwa Białowieża była znana każdemu Polakowi. Ale nic nie trwa wiecznie. Tykocin i Supraśl mocno się promują, ściągają turystów. U nas nic takiego się nie dzieje. Byleby przetrzymać do kolejnej kadencji i nie robić sobie kłopotów - wskazuje przedsiębiorca.
Gwoździem do trumny miało stać się całkowite zamknięcie przejść granicznych. Jak pisaliśmy w WP Finanse, odcięcie Podlasia od ruchu handlowo-turystycznego z Białorusią ma dla regionu fatalne skutki. Problemy przeżywają centra handlowe i targowiska, na których nasi wschodni sąsiedzi robili zakupy. Spadki notuje także branża turystyczna.
Sami Polacy tej straty nie pokryją. Podlasie znów stanie się Polska B. Z perspektywy Warszawy tego nie rozumieją - narzeka jeden z naszych rozmówców.
- To tak, jakby dzisiaj odciąć południową Polskę od turystyki z Czech - zauważa w rozmowie z WP Finanse dr Adam Karpiński, ekspert ds. turystyki z Uniwersytetu WSB Merito we Wrocławiu.
Także jego zdaniem upatrywanie przyczyn problemów z ruchem turystycznym w Białowieży wyłącznie w bliskości granicy z Białorusią może być znacznym uproszczeniem. - Nie mamy sygnałów o tym, by obcokrajowcy napadali na turystów, albo by pojawiały się trudności w przemieszczaniu się - mówi Adam Karpiński.
Ekspert wskazuje, że Białowieża zawsze była w pewnym sensie turystycznie "trudna". To region dla turystów szukających ciszy i spokoju, łaknących kontaktu z przyrodą. Tak samo jak na całym Podlasiu nie ma tam obiektów typu all inclusive, które przyciągają duże grupy odwiedzających.
- Po pandemii, gdy skończyła się izolacja, wszyscy szukają bliskości. W dodatku silny złoty sprawia, że wyjazdy zagraniczne stają się bardzo atrakcyjne. To odciąga turystów od Podlasia - uzupełnia Karpiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Turyści nie oszczędzają. Na jeden dzień wydają nawet 600 zł
Duża rolę odgrywa moda. Zdaniem Karpińskiego Białowieża musi umieć przedstawić się jako alternatywa wobec głośnych i zatłoczonych miejscowości turystycznych. Pomóc mogliby w tym np. influencerzy.
Brakuje również zachęty kierowanej do turystów z dalszych części Europy. Można pokazać im inną Polskę. Podlasie to przecież prawdziwy tygiel kulturowy. Mamy tu kulturę tatarską, prawosławną, rzymskokatolicką. To tu można w końcu także zjeść naprawdę dobrego kartacza - dodaje ekspert.
Bon turystyczny nie pomógł
Ratunkiem dla regionu miało być wprowadzenie Podlaskiego Bonu Turystycznego. Dopłaty w wysokości od 200 do 400 zł do noclegów na terenie województwa rozeszły się w mgnieniu oka.
Jak pisaliśmy w WP Finanse, korzyści z wprowadzenia tego turystycznego benefitu nie rozłożyły się równomiernie. - U mnie zrealizowano tylko jeden bon - tłumaczyła nam właścicielka agroturystyki z Białowieży. Przedsiębiorczyni narzekała, że wakacje już trwają, a w jej ośrodku wciąż jest wiele wolnych miejsc na sierpień.
Z podobnym problemem zmaga się większość obiektów noclegowych w Białowieży. W trakcie naszej wizyty informację o braku miejsc napotkaliśmy tylko na jednym z ośrodków.
- Bon powinien być kierowany konkretnie do miejsc dotkniętych kryzysem migracyjnym, czyli pasa miejscowości przy granicy z Białorusią. Wokół mnie wielu sąsiadów pozaciągało kredyty na obiekty noclegowe, teraz nie mają klientów i nie mają pojęcia co robić dalej - mówiła właścicielka ośrodka agroturystycznego.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl