Zwolniona z powodu 2,77 zł
Kasjerka straciła pracę w jednym ze sklepów sieci Makro. Zapłaciła za klienta 2,77 zł, a według regulaminu nie miała prawa tego zrobić.
29.06.2007 | aktual.: 29.06.2007 10:50
Kasjerka straciła pracę w jednym z olsztyńskich sklepów sieci Makro. Zapłaciła za klienta 2,77 zł, a według regulaminu nie miała prawa tego zrobić.
Skowrońska do grudnia 2006 była kasjerką w hurtowni Makro, pisze "Gazeta Wyborcza". Straciła pracę kilka godzin po tym, jak obsłużyła jednego z pracowników sklepowego monitoringu.
- Chciał zapłacić za zakupy bonem na 50 zł. Ale wziął towar na mniejszą sumę, a zakupy można było zrobić tylko za równowartość bonu lub za więcej. Zaproponowałam, że dorzucę ciasto za 4 zł, a brakujące mu 2,77 zł w przerwie dołożę do kasy z własnej kieszeni. I tak zrobiłam - opowiada gazecie Skowrońska. - Potem ten pracownik złożył szefom raport o popełnieniu przeze mnie błędu kasjerskiego.
Wezwana na rozmowę z pracodawcą Skowrońska własnoręcznie napisała podanie o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. - Zrobiłam tak, bo grożono mi zwolnieniem dyscyplinarnym - wspomina. Potem jednak Skowrońska pozwała Makro - chciała przywrócenia do pracy, unieważnienia rozwiązania umowy i wypłaty odszkodowania w wysokości 2,9 tys. zł, (równowartości jej trzymiesięcznego wynagrodzenia w Makro).
Olsztyński sąd oddalił powództwo kasjerki i uznał, że choć Skowrońska mogła nie przemyśleć decyzji, to była świadoma tego co podpisuje. Również zachowanie kasjerki na kasie według sądu było niezgodne z procedurami firmy i mogło uchybić jej prestiżowi.
- Daliśmy pani Urszuli wybór: rozwiązanie z dwutygodniowym wypowiedzeniem, bądź za porozumieniem stron. Mogła sama zdecydować, co jest dla niej korzystniejsze - mówi Andrzej Słodki, rzecznik prasowy Makro. - Tu nie chodzi o 2,77 zł, bo to bagatelizowanie sytuacji. Pracownica popełniła dwa błędy: naliczyła klientowi towar, którego nie chciał, i nabiła na kasę sumę, bez pobrania gotówki. Dla pracodawcy ważne jest, że była skłonna do tak znaczących nadużyć. Przecież inna kasjerka mogła pójść w jej ślady. Dyrektor hali postąpił słusznie, bo kierował się dobrem zespołu pracowników.
Według Edwarda Golenia, prezesa Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Wielkie Sieci Handlowe, które pomaga Skowrońskiej, sąd popełnił błąd, bo nie zgodził się, by biegły psychiatra ocenił stan kasjerki, kiedy podpisywała podanie o zwolnienie. - Nie dopuszczono też części świadków. Odwołamy się od tego wyroku.
Zobacz też: 30 tys. zł grzywny za łamanie praw pracowniczych