A. E. Marshall Farms – nie jedźcie tam!
Wszystko wyglądało obiecująco. Legalna praca przy zbiorze malin, pensja 5,35 £ za godzinę oraz zapewnione zakwaterowanie. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Pracodawca oszukiwał na każdym kroku.
20.09.2007 | aktual.: 21.09.2007 15:04
Hubert i Radek z południowej Wielkopolski przestrzegają wszystkich, którzy zamierzają wyjechać do Anglii i podjąć pracę właśnie na tej farmie. To co robi właścicielka A. E. Marshall Farms przekracza bowiem wszelkie granice.
Fatalne kwatery
Gdy przyjechali na miejsce, zobaczyli w jakich warunkach przyjdzie im mieszkać. – To były zabudowania gospodarcze przerobione na kwatery – opowiada Hubert. – Dla nas nie było to takie straszne, ale dziewczyny, które przyjechały z innego miasta po prostu się rozpłakały, jak to zobaczyły – dodaje.
Pokoje były wieloosobowe, łazienka wspólna. Najgorsze jednak to, że na cztery prysznice działał jeden... na mniej więcej 60 osób. – Były przez to dni, w których nie sposób było się wykąpać – mówi Radek. Za takie lokum pracodawca potrącał 30 £ tygodniowo.
Maksymalnie 2 Ł za godzinę
Mieszkanie to jednak nie koniec rozczarowań. Po pierwszej wypłacie obydwaj załamali ręce. Dostali bowiem do ręki niecałe 2 Ł za godzinę pracy. – Pracowaliśmy od poniedziałku do soboty po 10 godzin dziennie – mówi Hubert.
Za taki czas pracy powinni otrzymać ok. 270 £, biorąc pod uwagę, że każda nadgodzina to 150% normalnej stawki. Oczywiście po potrąceniu podatków i 30 £ na mieszkanie. – A właścicielka wypłaciła nam po 90 £ – mówi Hubert. Maksymalna tygodniówka, jaka trafiła się chłopakom wyniosła 120 £ do ręki.
W skali miesiąca na swoich oszustwach pracodawca kantował każdego pracownika na ok. 500-600 £. Tak wynika z opowiadań Radka i Huberta. Jeśli pomnożyć to przez 100 osób, które tam pracowały uzyskujemy niebagatelną kwotę 50 tys. £ miesięcznie! – Pewnie z tych pieniędzy właścicielka kupiła sobie nowe BMW X5 – wścieka się Hubert. Poza kiepskimi płacami pracodawca nie dbał o warunki pracy. Każda rajka, w której rosły maliny miała system nawadniający, który działał praktycznie przez cały czas. Żeby rozprowadzał tylko wodę, nie byłoby problemu. Ale do wody dodawane były chemikalia, które powodowały uczulenia u wielu pracowników. – Nic sobie z tego nie robili – skarży się Hubert.
Chcesz pracować? Nie narzekaj!
Przełożonymi Huberta i Radka byli także Polacy. Na próżno jednak było się spodziewać jakiejkolwiek pomocy z ich strony. – Oni mieli układ z właścicielką – mówi Hubert. – Ściągali dla niej kolejnych ludzi, za co na pewno dostawali kasę – dodaje. Na ich pobłażliwość nie mogli liczyć również na polu. O potrzebach fizjologicznych trzeba było zapomnieć aż do przerwy. Gdy Hubert i Radek zaczęli głośno mówić, że warunki pracy oraz płaca nie odpowiadają temu, co znajduje się w dokumentach, pracodawca nic sobie z tego nie robił. – Sprawdziłem w internecie co mogę zrobić w tej sytuacji – opowiada Hubert. Postanowił walczyć o to, co mu się należy. Przy kolejnej okazji zagroził pracodawcy, że zgłosi sprawę na policję oraz do polskiej ambasady. – Myślałem, że to coś pomoże – mówi. Tymczasem szefowa wyrzuciła ich z pola, kazała zabrać swoje rzeczy i dosłownie wystawiła za bramę. – Tak właśnie straciliśmy pracę – mówi Radek.
Po tym wszystkim Hubert i Radek jeszcze przez mniej więcej trzy tygodnie szukali pracy w Anglii, jednak bezskutecznie. W końcu wrócili do kraju. O swoich przeżyciach opowiadają, by przestrzec wszystkich przed pracą na A.E. Marshall Farms w Colchester. – Oni nie mają żadnego szacunku dla pracowników – zapewniają. ¬– Działają w ten sposób bo wiedzą, że i tak kolejne osoby przyjadą na ich farmę pracować za grosze – przekonują. Hubert i Radek mają jednak nadzieję, że dzięki ich opowieści mniej osób da się oszukać.
Michał Kaczmarek