Absurdalność korporacyjnej nowomowy
Dynamiczna optymalizacja to zwolnienie z pracy. Finałowanie – wycofywanie się z rynku. A nieuzyskanie niezbędnych poziomów monetaryzacji oznacza bankructwo
24.09.2010 | aktual.: 24.09.2010 13:28
Dynamiczna optymalizacja to zwolnienie z pracy. Finałowanie – wycofywanie się z rynku. A nieuzyskanie niezbędnych poziomów monetaryzacji oznacza bankructwo. Niestety, korporacyjne absurdy nie dotyczą tylko języka.
Według brytyjskiego dziennika „Financial Times”, słynna (i tylekroć wyśmiewana) „derekrutacja” dawno wyszła już z mody. Dziś wylanie z firmy to „dynamiczna optymalizacja”. Brzmi świetnie, nieprawdaż? Gdy jedna z czytelniczek „FT” usłyszała to eleganckie wyrażenie, myślała raczej o awansie niż o zwolnieniu z pracy. Menedżer ds. zasobów ludzkich (następny językowy koszmar) szybko jednak pozbawił kobietę złudzeń. „Zamierzamy stworzyć pani lepsze warunki ze skutkiem natychmiastowym. Pozwalamy pani odejść, by skuteczniej mogła pani wykorzystać swój talent i umiejętności, a tym samym umożliwić sobie rozwój kariery i poszerzyć możliwości” – powiedział HR-owiec, wręczając pracownicy wypowiedzenie. Oto wyrafinowanie i klasa prawdziwego angielskiego dżentelmena!
Przodują Amerykanie i Anglicy
Brytyjczycy mają „dynamiczną optymalizację”, natomiast za oceanem furorę robi czasownik „finałować”. Pierwszy użył go latem 2008 roku amerykański dostawca usług internetowych AOL, oznajmiając, że wycofuje się z tych swoich serwisów, które „nie uzyskały niezbędnych poziomów monetaryzacji”. Czytaj: okazały się nierentowne, przyniosły stratę. Jak dalece niezrozumiały jest korporacyjny bełkot, niech świadczy wypowiedź pewnego ekonomisty Banku Światowego, który w wywiadzie dla BBC World Service stwierdził: „W naszym podstawowym modelu, jest tu pozytywny aspekt, który... odpowiada drugiej stronie aspektu negatywnego, w pewnego rodzaju przeciwnym kierunku”. Tymczasem próbkę ekstremalnie irytującego komunikatu zafundowała klientom Driving Standards Agency. Dzwoniący na infolinię DSA słyszeli wiadomość: „Dziękujemy za telefon. Spodziewany czas oczekiwania na połączenie jest... dłuższy, niż – według nas – gotów jesteś czekać. Szanując twój czas i cierpliwość, a także biorąc pod uwagę konieczność poniesienia kosztów,
przerywamy połączenie”. I rzeczywiście się rozłączali.
Parodia leczy świat
Jak obnażyć głupotę korporacyjnego świata? Chyba najlepiej za pomocą parodii, jak to robią słynni Yes-Meni (Potakiwacze) – czyli Mike Bonanno, nauczyciel akademicki, i Andy Bichlbaum, bezrobotny programista, pisarz i artysta komputerowy. Tych dwóch niepozornych facetów koło trzydziestki połączyła wspólnota poglądów na temat skutków korporacyjnej globalizacji i zamiłowanie do złośliwości. Plan był prosty: budować fałszywe strony internetowe wyśmiewające bezdusznych biznesmenów oraz biznesowe zwyczaje i język.
Nieoczekiwanie jakiś organizator konferencji dla VIP-ów ekonomicznego świata przysłał im zaproszenie, prosząc o przygotowanie przemówienia w imieniu WTO (Światowej Organizacji Handlu). Zaszokowani sukcesem swego żartu Yes-Meni postanowili wykorzystać okazję. Ubrani w garnitury kupione w lumpeksie Armii Zbawienia i zaopatrzeni w domowej roboty wizytówki Bonanno i Bichlbaum wygłosili absurdalny referat, zachęcający szefów wielkich korporacji do kupowania głosów wyborczych bezpośrednio od obywateli, z pominięciem lobbystów, celem obniżenia kosztów własnych. Zgromadzeni przedstawiciele wielkiego biznesu nie tylko ich nie wyśmiali, lecz ich wystąpienie nagrodzili gromkimi brawami. *Król jest nagi *
Na kolejnych prestiżowych eventach (wydarzeniach!) Potakiwacze w przebraniu przedstawicieli WTO prezentowali coraz bardziej szokujące pomysły, demaskując głupotę korporacyjnej globalizacji. Z kamiennymi twarzami proponowali więc np. karmienie mieszkańców Krajów Trzeciego Świata reBurgerami, to jest kotlecikami produkowanymi z ekskrementów importowanych z bogatszych państw. Inny pomysł – odziewanie pozostającej na nieustających wakacjach kadry menadżerskiej w idiotycznie wyglądające złociste kostiumy z olbrzymim fallusem z przodu, zwieńczonym telewizyjnym ekranikiem do monitorowania pracowników.
„Ku naszemu zdziwieniu – piszą Yes-Meni – na wszystkich spotkaniach, w których uczestniczyliśmy, udawało nam się bez żadnego problemu oszukać ekspertów – tych samych ekspertów, którzy od lat pchają w gardła światowej populacji rzekomo cudowne lekarstwo »wolnego handlu« i »globalizacji«. Co gorsza, nie udawało nam się sprawić, by nam nie wierzyli”.
Jedynie publiczność złożona ze studentów jednej z amerykańskich uczelni zaprotestowała i wprost nazwała ich pomysły nonsensem. Widać potrzeba dziecka – lub kogoś o duszy dziecka – by krzyknąć, że cesarz jest nagi.
A jakie ty znasz przykłady korporacyjnych absurdów?
Mirosław Sikorski