Amerykanie nadal masowo tracą pracę
Czwartek był ostatnim w tym tygodniu dniem handlu na giełdach amerykańskich. Od piątku Amerykanie świętują już Dzień Niepodległości przypadający w sobotę.
03.07.2009 09:35
Z góry wiadomo więc było, że wielkich emocji nie można było oczekiwać, ale publikacja raportu o zmianie zatrudnienia i stopie bezrobocia w czerwcu jednak te emocje zapewniła.
Zatrudnienie spadło o 467 tysięcy (oczekiwano spadku o 370 tysięcy), a stopa bezrobocia wzrosła do 9,5 proc. (oczekiwano 9.6 proc.), czyli do poziomu najwyższego od 26 lat. Bezrobocie w ostatnim tygodniu też wzrosło: o zasiłek dla bezrobotnych wystąpiło 614 tys. osób (nieco mniej niż w poprzednim okresie). Raport o rynku pracy jest tym, na który wszyscy czekają, ale najczęściej nie doprowadza do dużych zmian indeksów. Najczęściej to nie znaczy jednak, że zawsze, a dane czwartkowe były tym razem wyjątkowo odległe od oczekiwań. Teoretycznie wszyscy wiedzą, że zatrudnienie to nie jest wskaźnik wyprzedzający koniunkturę, że sytuacja na rynku pracy poprawia się wtedy, kiedy już ożywienie trwa. Jednak również wszyscy pamiętają, że słabszy rynek pracy to mniejszy popyt, a popyt wewnętrzny to ponad 2/3 gospodarki. Dziwić mogło tylko to, że nie pomagały bykom dane o majowych zamówieniach w przemyśle. Wzrosły o 1,2 proc. m/m (oczekiwano wzrostu o 0,2 proc.). Te dane to prawdziwy wskaźnik wyprzedzający.
Rynek akcji zareagował na dane wysprzedażą. Może by jej nawet nie było, gdyby nie to, że od piątku zaczyna się długi weekend, a indeksy (szczególnie NASDAQ) były zbyt blisko poważnych oporów. Poza tym w przyszłym tygodniu rusza sezon publikacji raportów kwartalnych spółek. Ostrożność kazała zredukować zawartość akcji w portfelu. Nie wiemy jak mocno wpłynęło na zakończenie to, że NYSE miała problemy techniczne i przedłużyła sesję o 15 minut. To mogło całkiem nieźle zdezorientować graczy. Nie zmienia to postaci rzeczy, że nie widać było chęci walki, a wolumen był żałosny, co przed długim weekendem nie dziwi. Układ techniczny nie zmienił się – tylko indeksy oddaliły się od oporów.
GPW rozpoczęła czwartkowa sesję od spadku indeksów. Poszliśmy po prostu śladem innych giełd. Skala spadku szybko została zredukowana i WIG20 zamarł na poziomie około 0,5 procent niższym od środowego zamknięcia. Nadal najmocniejsza była TPSA. Przed południem indeksy na innych rynkach zaczęły redukować skalę spadku, co przełożyło się na poprawę nastrojów również na naszym rynku, ale była to poprawa chwilowa. Rynek tkwił w marazmie i wyczekiwaniu, na którym korzystały mniejsze spółki (rósł indeks MWIG40). Po pobudce w USA, a przed publikacją danych makro z amerykańskiego rynku pracy byki podjęły jeszcze jedną próbę przeprowadzenia WIG20 nad kreskę. Przez chwilę nawet się to udało, ale bardzo słabe dane z amerykańskiego rynku pracy zawróciły indeksy. Przez długi czas WIG20 tracił jeden procent, ale zachowywał się dwa razy lepiej niż inne indeksy europejskie. Nie było widać poważnej chęci do sprzedaży akcji. Jednak nec Hercules contra plures – byki w ostatniej godzinie sesji się poddały i WIG20 spadł o 2,2 proc.
Obrót był większy niż na wzroście, co jest niedźwiedzim sygnałem.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi