Amerykanie wyliczyli, ile zarabiają finansując badania
Badania uniwersyteckie są ważną składową systemu amerykańskiej gospodarki. Wpływają na zatrudnienie, biznes i produkcję w całym kraju, przez co zapewniają zwrot zainwestowanych pieniędzy. Mechanizmy te przedstawiono w "Science".
03.04.2014 | aktual.: 03.04.2014 19:22
Teoretycznie celem prowadzenia badań uniwersyteckich jest dokonywanie odkryć i rozwój wiedzy. Tymczasem nowe badanie amerykańskie pokazuje, że finansowanie uniwersytetów z budżetu państwa opłaca się na wielu innych frontach i wpływa na gospodarkę bardziej, niż można by się spodziewać. Zapewnia bowiem miejsca pracy i pozwala funkcjonować sektorowi wysokiej techniki - temu, w którym ważna jest wiedza specjalistyczna i know-how - czytamy w "Science".
- Głównym celem finansowania badań nie jest tworzenie miejsc pracy ani stymulowanie gospodarki. Nowe badanie pokazało jednak, że finansowanie nauki daje ogromne, krótkoterminowe korzyści dla gospodarki - podkreśla jeden z autorów publikacji, profesor ekonomii z Ohio State University Bruce Weinberg.
Korzyści, jakie płyną do społeczeństwa z inwestycji w naukę, oceniali naukowcy z American Institute of Research, Committee on Institutional Cooperation, University of Michigan, University of Chicago i Ohio State University. W ramach swojej pracy analizowali dane STAR METRICS z dziewięciu uniwersytetów (Michigan, Wisconsin-Madison, Minnesota, Ohio, Northwestern, Purdue, Michigan State, Chicago i Indiana).
Badane uczelnie otrzymały w 2012 r. na badania i rozwój w sumie ok. 7 mld dol. Ponad połowa (ok. 56 proc.) tej kwoty pochodzi z budżetu federalnego.
Naukowcy sprawdzali np., jakie miejsca pracy są tworzone dzięki federalnemu finansowaniu badań. - Zatrudniani są pracownicy o różnych poziomach umiejętności. Nie są to głównie wykładowcy - zauważają. Wśród osób zatrudnianych dzięki federalnemu finansowaniu badań samodzielni pracownicy naukowi stanowią niespełna jedną piątą. Mniej więcej co trzeci zatrudniony to student lub absolwent. Kolejną jedną trzecią stanowią pracownicy laboratoriów (naukowcy i pracownicy techniczni). Ok. jednej dziesiątej to adiunkci ze stopniem doktora.
Badanie pokazało też, na co uniwersytety wydają budżetowe środki. Każdy uniwersytet, który otrzymuje państwowe finansowanie, wydaje te środki w granicach USA, przy czym ok. 70 proc. pieniędzy wydawanych jest poza własnym stanem. W ten sposób wspierane są duże i małe krajowe firmy.
W 2012 r. niemal miliard dolarów wydanych na badania trafił do amerykańskich sprzedawców i podwykonawców, z czego 15 proc. pieniędzy wydano w tych samych hrabstwach, w których znajdują się uczelnie, a kolejne 15 proc. - w granicach tego samego stanu.
Uniwersytety zamawiają usługi i towary (od prostych próbówek, przez teleskopy i mikroskopy, po zaawansowane urządzenia do sekwestracji - określania kolejności "liter" kodu DNA) u dostawców reprezentujących przeróżne gałęzie przemysłu. Lwią część tych towarów produkują amerykańskie firmy. Kiedy autorzy publikacji przeglądali strony internetowe części spośród dziesiątków tysięcy firm zaopatrujących amerykańskie uczelnie - byli zaskoczeni tym, jak wiele z nich stanowią małe, niszowe firmy specjalizujące się w wysokich technologiach.
- To badanie dostarcza dowodów na to, że o choć nauka jest skomplikowana, to nie jest żadną magią. To normalna, wydajna praca. Naukowe działania dają ludziom pracę. Zużywają wkład kapitałowy, co prawie od razu powoduje ożywienie działalności gospodarczej. Podejmując swoje decyzje o alokacji zasobów, politycy muszą rozumieć, jak powstaje nauka. To badanie dostarcza informacji w sposób wiarygodny i prosty - podkreśla główna autorka analiz, ekonomistka z American Institutes for Research Julia Lane.
- Oprócz świadomości, że odkrycia czynią ze świata nieco lepsze miejsce - mamy teraz potwierdzenie, że dają też społeczeństwu bardziej ogólną korzyść - potwierdza inny autor publikacji, Roy Weiss z University of Chicago.