Amerykański bank centralny chce zwiększyć inflację
W minionym tygodniu na Wall Street najważniejszym zdarzeniem było posiedzenie FOMC. Inwestorzy zakładali, że komunikat po zebraniu może być impulsem wzrostowym dla rynku, który pozwoli na przebicie poziomu 1130 pkt. na S&P 500.
24.09.2010 17:15
Stany Zjednoczone
W minionym tygodniu na Wall Street najważniejszym zdarzeniem było posiedzenie FOMC. Inwestorzy zakładali, że komunikat po zebraniu może być impulsem wzrostowym dla rynku, który pozwoli na przebicie poziomu 1130 pkt. na S&P 500.
Okazało się, że pozytywne myślenie inwestorów pozwoliło na wybicie dzień przed posiedzeniem. W komunikacie tak oczekiwanym przez inwestorów nie pojawił się zwrot o zwiększaniu płynności poprzez skup aktywów w przypadku osłabienia gospodarczego, który został zastąpiony walką o wyższą inflację za pomocą tych samych środków. Świat się zmienia, banki centralne wielu krajów starają się osłabić swoją walutę, a bank centralny USA życzy sobie wyższej inflacji. Nastrojom nie pomagają dane makro, a dodatkowo zaczęły pojawiać się gorsze prognozy dotyczące przyszłych wyników ze spółek publikujących raporty kwartalne. Adobe System po podzieleniu się z rynkiem swoja wizją biznesu został ukarany 20 proc. spadkiem cen akcji. Niewiele lepiej zachowały się akcje PMC-Sierra. Zadyszka na Wall Street ze środka tygodnia potwierdza, że do trwałego wzrostu potrzebne są dobre dane makro.
*Polska i Europejskie Rynki Wschodzące*
Tak jak można było się spodziewać, najwięcej emocji, które przekładały się na aktywność inwestorów mieliśmy na ostatniej sesji poprzedniego tygodnia. Wygasająca seria kontraktów terminowych poparta była ogromnym obrotem, który sięgnął 3,5 mld złotych. Początek tygodnia na warszawskiej GPW, można uznać za udany. Indeksy rosły, a polski złoty na fali umocnienia na parze EUR/USD również zyskiwał na wartości. Jednak handel był już dużo bardziej spokojny. Rynek pozbawiony impulsów w postaci danych makro czekał na pretekst do dalszych wzrostów, bądź realizacji zysków. Takim niewątpliwie mógł być komunikat FOMC w USA. Wyniki wtorkowego posiedzenia nie wniosły jednak zbyt wiele do obrazu rynku, który po niewielkiej realizacji zysków popadł w marazm.
Również opis posiedzenia RPP przeszedł bez echa. Wniosek o podwyższenie podstawowych stóp procentowych NBP, jak i stopy rezerwy obowiązkowej o 50 pb, został odrzucony. W takiej sytuacji kluczowy okazał się układ techniczny. Po kosmetycznym wybiciu oporu na S&500 tj. 1 130 pkt., obóz byków na naszym rodzimym rynku, również postanowił przetestować linie oporu na WIG20, która ukształtowała się na poziomie 2 560 pkt. Jej przebicie umocniłoby sygnał kupna i droga do tegorocznych szczytów, tj. okolice 2 620 pkt., byłaby otwarta. Na próbie, przynajmniej na razie, się skończyło.
Europa Zachodnia
Indeksy w rozwiniętych krajach Europy kończą tydzień bez zmian, co nie oznacza, że nic się nie działo. Większość inwestorów z dużym zainteresowaniem przyglądało się temu, co działo się na rynku długu w Irlandii. Najpierw irlandzki minister finansów obwieścił, że rząd nie będzie się musiał zwracać z pomocą do Unii Europejskiej. Z kolei prezes banku centralnego uspokajał, że straty w bankach nie powinny niepokoić i określił je mianem: „zarządzalne”. Inwestorzy nie dali wiary takim wystąpieniom i wyprzedawali obligacje irlandzkie. Następnego dnia sytuacja zmieniła się diametralnie i aukcja obligacji tego kraju warta 1,5 miliarda euro rozeszła się bez przeszkód. Podobnie jak w Portugalii czy Grecji, gdzie bony skarbowe tych krajów również sprzedały się bardzo szybko. Problem w tym, że we wszystkich przypadkach premia za ryzyko była bardzo wysoka, więc duży popyt nie powinien dziwić. Odzew jest taki, że kryzys fiskalny trwa w najlepsze, ale świat nie zwraca na to uwagi. Niepokojące mogą być również dane makro ze
strefy euro, gdzie zamówienia w przemyśle spadły o 2,4 proc. przy spodziewanym minus 1 proc. To był argument dla niedźwiedzi, które obniżyły indeksy. Z pomocą przyszły piątkowe dane makro ze Stanów Zjednoczonych, które zaraziły optymizmem i pozwoliły utrzymać indeksy na poziomie zamknięcia z poprzedniego tygodnia.
Azja i Ameryka Łacińska
Większość azjatyckich indeksów spadło w przedostatnim tygodniu września. Premier Chin powiedział w Nowym Jorku, że kurs juana nie jest przyczyną braku równowagi w handlu Chin z USA. Zdaniem Jiabao, podniesienie kursu chińskiej waluty spowodowałoby masowe bankructwa w Chinach. Kongresmeni domagają się zmiany kursu chińskiej waluty, a to mogłoby spowodować spustoszenie w chińskim sektorze eksportowym i nie stworzy wcale nowych miejsc pracy w USA, ponieważ amerykańskie firmy nie wytwarzają już produktów wymagających tak dużych nakładów siły roboczej.
Jen osłabił się w piątek o 0,5 proc. do 84,87 za dolara z 84,38 w czwartek po południu w Nowym Jorku. Waluta Japończyków umocniła się w czwartek nawet do 84,26 jenów za dolara, dochodząc do najwyższego poziomu od pierwszej interwencji banku centralnego Japonii 15 września. Wiceminister finansów powiedział, że nie słyszał o interwencji na rynku walutowym. Indeks Nikkei 225 spadł na zamknięciu o 0,99 proc. i wyniósł 9.471,67 pkt. Bombay Stock Exchange Sensitive Indeks wzrósł o 184,17 pkt., czyli o 0,9 proc. do 20045,18 pkt., wypełniając tym samym najdłuższy tygodniowy trend wzrostowy od 9 kwietnia. Inwestorom podoba się jakości indyjskich firm i wyraźnie są one dużo lepsze niż to, co widzimy w innych krajach regionu. Indie planują podwojenie wydatków na budowę projektów infrastrukturalnych do 1 bln USD w ciągu pięciu lat, do 2017 roku. Gospodarka tego kraju wzrosła o 8,8 proc. w ostatnim kwartale względem roku wcześniej, czyli najwięcej wśród największych gospodarek po Chinach i Brazylii.
Petroleo Brasileiro SA, kontrolowana przez skarb państwa spółka naftowa, uplasowała emisję akcji 70 mld dolarów. Ponad połowę papierów objął największy akcjonariusz, za papiery wartościowe płacąc prawami do eksploatacji odkrytych dwa lata temu ogromnych złóż ropy. Cena akcji Petrobrasu w perspektywie ostatnich dwunastu miesięcy spadły o 27 procent i był to drugi najgorszych wynik w sektorze po BP Plc w obawie przed spadkiem dochodów i zwiększeniem ingerencji państwa.
Surowce
Ponownie okazało się, że rynek walutowy rządził rynkami surowcowymi. Rosnący eurodolar (po publikacji komunikatu po posiedzeniu FOMC) wymusił wzrost cen surowców. Drożała zarówno ropa, miedź i złoto, które pobiło kolejny rekord cenowy wszechczasów. Ale po kolei. Ropa zdrożała o 0,5 proc., co nie zmienia całkowitego obrazu rynku. Ceny nadal poruszają się w kanale 70-80 dolarów za baryłkę. Piątkowa popołudniowa wycena to 75,5 dol./bbl. Wzrost cen (oprócz bodźca z rynku walutowego) realizowany był czynnikami fundamentalnymi i spekulacyjnymi. Patrząc od strony danych makro, odczyty były niejednoznaczne. Zwiększyła się bowiem liczba bezrobotnych w USA oraz ponownie wzrosły zapasy surowca w tym kraju. Z drugiej strony, większy wpływ na rynek ropy miały piątkowe dane z USA o zamówieniach na dobra trwałego użytku, które były kluczowe dla dodatniego zamknięcia tygodnia na rynku „czarnego złota”. Czynnikiem spekulacyjnym były wieści o tropikalnej burzy „Matthew”, która może zmienić się w huragan i przerwać pracę
platform wiertniczych w Zatoce Meksykańskiej.
Można było oczekiwać, iż w związku z zamknięciem giełdy metali w Szanghaju od 22 do 27 września na rynku miedzi nic ciekawego się nie zdarzy. Brak tak ważnych graczy jak Chińczycy wprowadził marazm. Nie było tu dodatkowych czynników, które determinowałyby kierunek zmian cen a notowania szły w parze z rynkiem walutowym. We wspomnianym komunikacie FOMC był przekaz, że gdyby wprowadzone pakiety stymulujące gospodarkę nie zadziałałyby w oczekiwany sposób, to działania tego typu mogą być kontynuowane. Inwestorzy odczytali to jako dobry prognostyk dla gospodarki, co pozwoli zwiększyć popyt na miedź. W ujęciu tygodniowym metal zdrożał o ponad 3 proc., a tona metalu w Londynie kosztuje 7950 dolarów.
Ciekawie było na rynku złota, które wyznaczyło nowy szczyt na poziomie 1299,65 dolarów za uncję. Wycenom pomagał słabnący dolar. Patrząc przez pryzmat niejednoznacznych danych makro z gospodarek o największym znaczeniu dla świata finansów, inwestorzy stoją na rozdrożu decyzji inwestycyjnych. Z jednej strony, magiczne słowo „inflacja” pcha kapitał do bezpiecznej przystani jaką jest złoto. Z drugiej strony, sytuacja na rynku walutowym ma znaczący wpływ na rynki surowcowe i wówczas kruszec traktowany jest jako „zwykły surowiec”, który drożeje w skutek spadku siły nabywczej dolara. Wydaje się, że tylko obraz techniczny rynku może wymusić większą korektę notowań, a do tego czasu złoto powinno drożeć.
Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Jacek Maleszewski, Piotr Olejniczakowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak, Konrad Widuliński, Jan Żuralski.