Amerykański dług, globalny problem
Zadłużenie USA rośnie od wielu lat, ale dopiero od kilku przybrało niebezpieczne rozmiary. W tym roku w wyniku politycznego sporu między zasiadającymi w Kongresie stronnictwami zaistniała groźba niewypłacalności państwa, które odczuliby nie tylko jego obywatele, ale ludzie i firmy na całym świecie.
29.11.2013 13:27
Amerykanie od przynajmniej 30 lat zmagają się z nadmiernym długiem publicznym. Problem ten nasilił się na początku obecnego stulecia. Wówczas – za sprawą początku wojny z terroryzmem (inwazje na Afganistan, Irak, wydatki na zbrojenia i politykę bezpieczeństwa) – pojawiła się też kwestia ogromnego deficytu budżetowego, który z roku na rok powiększa deficyt sektora finansów publicznych.
Zadłużenie większe od gospodarki
Rząd USA ostatnią nadwyżkę zanotował w 2001 r. Było to 0,3 proc. PKB. Jednak już wtedy, czyli w pierwszym roku urzędowania George’a W. Busha, proporcja między federalnymi wydatkami i dochodami w relacji do PKB pogarszała się. W ostatnim roku prezydentury B. Clintona nadwyżka wyniosła bowiem aż 1,8 proc.
Rekordowy deficyt sektora publicznego wystąpił w 2009 r. Wówczas skumulowane zobowiązania amerykańskiego państwa (rządów: centralnego i stanowych) z tytułu kredytów, pożyczek i poręczeń miały wartość 12,1 proc. jego PKB. Po części wynikało to ze stale rosnących wydatków, po części – z pogarszającej się sytuacji makroekonomicznej, która w końcu doprowadziła do recesji. W 2008 r. tamtejsza gospodarka skurczyła się o 0,3 proc., rok później o – 3,1 proc.
Wyjście z recesji w 2010 r. tylko częściowo poprawiło sytuację, ponieważ dług publiczny USA stale narasta. Jeszcze w 2000 r. przekraczał on nieznacznie połowę tamtejszego PKB. W tym roku będzie to już 108 proc. W ujęciu nominalnym zadłużenie Stanów Zjednoczonych prezentuje się jeszcze bardziej porażająco: 16,7 bln dol. Kiedy Biały Dom je spłaci? Nie wiadomo.
Sytuacja jest patowa i chyba wymknęła się spod kontroli. Wielkość, znaczenie i wpływ amerykańskiej gospodarki na resztę świata jest olbrzymi. Na domiar złego niektórzy jej najwięksi wierzyciele, np. Chiny, nie są zainteresowani zbyt szybką spłatą zobowiązań, bo to osłabiłoby wzrost w ich kraju.
Potencjalne skutki niewypłacalności
Ostatnio dług publiczny USA stał się kanwą politycznej rozgrywki między samymi dłużnikami. Oto Republikanie, mający większość w Izbie Reprezentantów, odmówili zgody na przyjęcie przez Kongres nowego budżetu (rok fiskalny zaczął się 1 października). W efekcie na 16 dni zamknięto wiele urzędów i instytucji finansowanych przez rząd. 800 tys. ludzi wysłano przymusowo na urlop. Nastał kryzys, który nazwano government shutdown.
Nieubłaganie zbliżał się też 17 października, czyli dzień wypełnienia limitu długu – dopuszczalnej przez prawo granicy zadłużenia. Wówczas miały się wyczerpać zasoby finansowe rządu, co groziło poważnymi konsekwencjami. Odczuliby je nie tylko rodacy Baracka Obamy, ale pośrednio również inwestorzy na całym świecie i przeciętni obywatele każdego kraju.
Departament Skarbu nie mógłby wtedy sprzedawać obligacji, z których finansuje się wydatki publiczne, a dokładnie – sięgający 1 bln deficyt budżetowy. Żołnierze, urzędnicy, nauczyciele i inni pracownicy sektora publicznego nie otrzymywaliby wynagrodzeń, a emeryci – świadczeń. USA nie spłacałyby też odsetek od już zaciągniętych kredytów.
Rząd musiałby ogłosić bankructwo, a to oznaczałoby gigantyczne straty dla posiadaczy jego obligacji. Straciłyby też osoby inwestujące w fundusze – wiele z nich lokuje przecież pieniądze klientów w papiery skarbowe. Zapewne doszłoby do tąpnięcia na giełdach.
Na szczęście tak się nie stało, ponieważ kongresmeni się porozumieli. Przyjęto nowy budżet i podniesiono granicę zadłużenia. Będzie ona obowiązywać do 7 lutego 2014 r. – Rynki nie będą się cieszyć stabilizacją zbyt długo. Za kilka miesięcy znów dojdzie do politycznego spektaklu, na którym najbardziej stracą inwestorzy oraz małe i średnie przedsiębiorstwa – komentuje Dyrektor Zarządzający Saxo Bank Polska Maciej Jędrzejak.
Materiał powstał przy współpracy z Saxo Bank Polska.