Banery wyborcze psu na budę. Zdrowa moda na polityczny recykling
Znamy już rozkład miejsc w parlamentu, ale ciągle z plakatów uśmiechają się do nas politycy, którzy o te fotele walczyli. Zwycięstwa i porażki to tony papieru i plastiku zużyte do produkcji materiałów kampanijnych. Tylko część z nich otrzyma drugie życie.
17.10.2019 | aktual.: 17.10.2019 15:54
Krajobraz po wyborczej bitwie w dużych miastach jest mocno irytujący. Wszędzie walają się jeszcze ulotki kandydatów, na słupach wiszą plakaty, a na płotach resztkami sił trzymają się jeszcze plastikowe banery z hasłami i uśmiechami poprawianymi w Photoshopie. Niestety jeszcze trochę będziemy musieli je oglądać.
Zgodnie z ordynacją wyborczą plakaty, hasła i urządzenia ogłoszeniowe (ramy do wieszania plakatów) ustawione do celów kampanijnych muszą zniknąć z naszych oczu 30 dni po wyborach. Na szczęście coraz częściej politycy zaczynają się ścigać też w trudnym sporcie sprzątania po sobie.
"Pierwsze moje banery znikają już z gdańskich ulic. Niezależnie od wyniku wypełniamy pierwsze zobowiązanie po(wyborcze). Dziękuję Łukaszowi i Bartkowi Bejmowi za ciężką pracę do rana" - napisała tuż po zamknięciu lokali wyborczych Agnieszka Pomaska z PO.
Sprzątanie po sobie nie jest jednak niczym szczególnym, za co należą się owacje na stojąco. Cieszy jednak, że politycy zaczynają wreszcie dostrzegać ten problem. Cieszy również, że coraz częściej idą o krok dalej i szukają odpowiedzi na pytanie: komu i do czego ta płachta plastiku mogłaby się przydać.
Komu baner
Zrobił tak ponownie wybrany do parlamentu z wrocławskiej listy KO-PO Michał Jaros. Na swoim profilu na Facebooku zwrócił się do swoich sympatyków i wyborców z propozycją.
"Czas na akcję "banery", ale tym razem nie wywieszamy, lecz zdejmujemy i przekazujemy materiały wyborcze tam, gdzie mogą być potrzebne. Dzwoniliśmy do schronisk we Wrocławiu oraz okolic, jednak po ostatnich wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego, schroniska mają zapas banerów, więc trzeba je wykorzystać w inny sposób, niekoniecznie wyrzucając do śmieci. Jeśli macie pomysły, jak zagospodarować banery wyborcze, sami chcecie je wykorzystać lub prowadzicie organizację, która może zrobić z nich pożytek, piszcie śmiało" - zachęcał.
Pod tym wpisem pojawili się chętni, którzy zrobią z nich plandeki czy wykorzystają w warsztacie. Ktoś inny celu nie ujawnia, ale deklaruje, że potrzebne mu będą te największe. Zgłosiła się nawet facebookowiczka, która ma zamiar uszyć z nich torby. Nie brakuje też wpisów zagrzewających sztab posła do szybszego sprzątania. Padają w nich nawet konkretne adresy, gdzie jeszcze wiszą wyborcze materiały.
Rozpolitykowane psy
- Jestem wdzięczny za te sygnały. Nie ukrywam, że ściągam nie tylko moje banery, ale też banery kolegów. One również dostaną drugie życie. Głównie ściągają je wolontariusze, bo ekipa sztabowa jeszcze się nie rozeszła, ale i sam zakładam dżinsy bluzę i idę w miasto sprzątać - mówi Michał Jaros.
Jak zaznacza, z propozycją przekazania około setki banerów zadzwonił do schronisk dla zwierząt w regionie. Okazało się jednak, że wiele z nich ma zapas tego znakomitego materiału do docieplania klatek. Jak do tego doszło? - Mieliśmy kilka kampanii pod rząd. Samorządową, do europarlamentu, a teraz te krajową. Na szczęście w pobliskich Prusicach czekają na nasze w znacznej liczbie, więc choć tu się udało - mówi poseł.
Okazuje się wiec, że nie tylko Polacy są mocno rozpolitykowani, ale i bezpańskie psy mają codzienny kontakt z hasłami wyborczymi i twarzami polityków. By i w schronisku zadbać o podstawową estetykę, banery umieszcza się częścią zadrukowaną do środka klatki, tak jak widać to na zdjęciu tytułowym z Prusic i tym poniżej z odwiedzającym schronisko posłem Jarosem.
- Akcja nie odbywa się tylko na Facebooku. Dzwonią też ludzie do biura poselskiego i zgłaszają się po banery do ocieplenia dachu, na wiaty czy do wykorzystania np. w osiedlowym centrum aktywności. Chętnie je przekazujemy, oczywiście wszystko w miarę możliwości, bo może się okazać, że dla wszystkich nie wystarczy. Trochę banerów nam po prostu skradziono - mówi Michał Jaros.
Torba z okiem posła
Z podobną do tej inicjatywą wystąpił również Artur Soboń, kandydat PiS do Sejmu. Jeszcze przed wyborami zaprezentował autorską kolekcję ekologicznych toreb. "Żaden z moich banerów nie wyląduje na śmietniku" - zapewnił wtedy poseł.
Poseł PiS zapewnia, że są one wytrzymałe, a zarazem wygodne. Zainteresowani darmową ekotorbą z pociętych plakatów mogą ją odebrać w biurze poselskim Artura Sobonia. Polityk dostał się do nowego parlamentu, a torby rozeszły się błyskawicznie. Jak udało nam się dowiedzieć, będzie kolejna partia i dla każdego ma tym razem wystarczyć. Lista oczekujących jest jednak długa - w czwartkowe południe na torby czekało już ponad 50 osób.
Niestety, nie można zarezerwować torby z okiem lub z inną częścią twarzy posła. Na razie trzeba poczekać, ale - jak mnie zapewniono - jest tylu chętnych, że nawet i te bez samego posła rozejdą się jak ciepłe bułeczki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl