Bez bogatego tatusia daleko nie zajdziesz

Tylko promil menedżerów wielkich korporacji pochodzi z dołów społecznych. Ludzie wywodzący się z klasy niskiej awansują często do średniej, ale już nie wyżej.

Bez bogatego tatusia daleko nie zajdziesz

13.02.2012 | aktual.: 17.06.2014 10:29

*Tylko promil menedżerów wielkich korporacji pochodzi z dołów społecznych. Ludzie wywodzący się z klasy niskiej awansują często do średniej, ale już nie wyżej. * Nepotyzm, czyli faworyzowanie krewnych - wbrew pozorom - występuje nie tylko w Polsce, Rumunii czy Rosji. Jest to uniwersalna cecha wszystkich kultur, włącznie z amerykańską, która stworzyła mit self-made-mana: człowieka, który awansuje od pucybuta do prezesa korporacji. Nie mając oczywiście żadnych układów i pleców, lecz jedynie zdolności i ponadprzeciętną ambicję.

Prawda jest brutalna: bez względu na kraj i ustrój społeczno-gospodarczy, prestiżowe stanowiska – w polityce, biznesie czy administracji, wszędzie – przechodzą z pokolenia na pokolenie. Protekcja – lub choćby nazwisko – wpływowego ojca otwiera wszystkie drzwi. A brak bogatych i znaczących osób w rodzie robienie kariery utrudnia. Widać to najlepiej zarówno na najwyższych poziomach władzy, jak i szczeblu gminnym i powiatowym.

Klany, kasty i dynastie

- W każdej szkole, przychodni czy urzędzie same dynastie, klany i kasty. Kto żyw próbuje wkręcić swoje rodzeństwo, kuzynostwo albo zięcia czy szwagra. Sam nie jestem lepszy. Razem ze mną pracuje córka. Wprawdzie nie jako belfer, ale jako psycholog szkolny – śmieje się Wiesław, matematyk z małej wsi pod Elblągiem.

Sprawę - dodaje - ułatwia fakt, że członkowie danej rodziny zdobywają podobne wykształcenie i zawód. Dzieci lekarzy zostają lekarzami, nauczycieli - nauczycielami, a prawników - prawnikami.

Dziedziczenie statusu dotyczy także biznesu. Z badań Stevena Tucha, socjologa z George Washington University (USA), wynika, że tylko około 10 proc. menedżerów wielkich korporacji pochodzi z klas niższych. Jeśli wywodzący się z dołów społecznych awansują, to do klasy średniej, nie wyżej - twierdzi naukowiec. Wtóruje mu Thomas Hertz, ekonomista z waszyngtońskiego American University. Jak ustalił, w ciągu ostatnich 30 lat tylko 6 proc. Amerykanów z najbiedniejszych rodzin przedostało się do klasy najwyższej. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech.

- W Polsce nikt tego typu badań nie robił. Ale skala nepotyzmu może być, o dziwo, niższa. Bo po transformacji ustrojowej w 1989 roku nasze nowe, kapitalistyczne klasy społeczne dopiero zaczęły się tworzyć. I do elity dołączyli także ludzie z rodzin robotniczych i chłopskich – tłumaczy Antoni Chmielarz, psycholog społeczny.

Merytoryczny nepotyzm

Faworyzowanie krewnych jest obrzydliwością? Niekoniecznie. Mark Bellow w książce „Pochwała nepotyzmu: historia naturalna” dowodzi, że to całkiem naturalna ludzka skłonność. Bo czy nie rozsądniej dać pracę bądź awans komuś, kogo znamy od dziecka, niż osobie zupełnie obcej, po której nie wiadomo czego się spodziewać? - Fory dla krewniaka czy powinowatego są normalne, bo jakby z definicji zasługuje on na nasze zaufanie. Łatwiej wykręcić przecież numer obcym niż swoim. Największe grandy robi się daleko od własnego podwórka – podkreśla Chmielarz.

I tu właśnie leży sedno sprawy. Kiedy emigranci w Ameryce potrzebowali ludzi do pracy, ściągali ich zawsze ze swoich dawnych ojczyzn: Irlandii, Szkocji, Włoch czy Polski. Ponieważ tam znajdowali osoby, którym mogli zaufać. To zaufanie opierało się na poczuciu wspólnoty i więzach krwi. Nie bez znaczenia było, rzecz jasno, to, że jeśli by coś przeskrobali, ludzie zaraz wzięliby ich na języki. Także w rodzinnych stronach. Straciwszy dobrą opinię, nie mieliby już po co tam wracać z zarobionymi dolarami. Lecz poza wszystkim innym więzy pokrewieństwa mają wystarczającą moc, by trzymać człowieka w ryzach. Naturalnie, żaden uczciwy człowiek nie głosi pochwały tradycyjnego, prymitywnego nepotyzmu, dla którego nie liczy się nic oprócz pokrewieństwa. Nowoczesny nepotyzm – nazwany często merytorycznym – to nie tyle załatwienie komuś roboty, ile utorowanie mu drogi do dobrych stanowisk. Poprzez posłanie do najlepszych szkół. Przez wpojenie pewnej kultury i zasad, które dają młodemu człowiekowi przewagę na rynku pracy. -
Nepotyzm nie jest zły, dopóki promuje ludzi, którzy są jednak pracowici, sumienni i wykształceni. Faworyzowanie miernot tylko dlatego, że noszą to samo nazwisko, powinno być surowo karane – sumuje psycholog Antoni Chmielarz.

Mirosław Sikorski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)