Bez reform nie ma co marzyć o euro
Z Andrzejem Rzońcą, nowym członkiem Rady Polityki Pieniężnej, rozmawia Łukasz Wilkowicz.
18.01.2010 | aktual.: 18.01.2010 13:08
Jest Pan chyba jednym z najmłodszych bankierów centralnych na świecie...
Nie śledziłem wieku bankierów centralnych w innych krajach. Uczestniczyłem jednak w spotkaniach z takimi osobami, kiedy jeszcze byłem doradcą prezesa NBP - i wówczas młode twarze się pojawiały. Wydaje mi się, że nie jest to coś nietypowego w krajach posocjalistycznych.
To też pytanie o Pana doświadczenie pozwalające być członkiem Rady Polityki Pieniężnej.
Wydaje mi się, że na moją korzyść przemawia doświadczenie w Narodowym Banku Polskim, w tym w obserwowaniu pracy poprzedniej rady, a także rady pierwszej kadencji. Mam wiedzę na temat tego, w jaki sposób są podejmowane decyzje w sprawie polityki pieniężnej. Mogłem też obserwować z bliska działalność pana profesora Balcerowicza, który był prezesem NBP, no i wyznaczył jakieś standardy bankiera centralnego w Polsce. Proszę wziąć pod uwagę również moją działalność naukową.
Zajmował się Pan jednak bardziej polityką fiskalną niż pieniężną.
W sferze badań naukowych - tak. Ale moja aktywność zawodowa bardziej wiąże się z polityką pieniężną, bo sześć lat spędziłem w NBP. No i wśród moich prac naukowych są też prace ściśle związane z polityką pieniężną. Pisałem na temat deflacji, zagrożeń związanych ze zbyt niskim poziomem stóp procentowych, na temat monetarnych modeli wzrostu czy wreszcie kosztów inflacji.
Czy prof. Balcerowicz dawał Panu jakieś rady co do pracy w Radzie Polityki Pieniężnej?
Nie rozmawiałem z nim na ten temat.
Co Pan sądzi o publikacji ścieżki przyszłych stóp procentowych? Dyskusję w RPP o takim instrumencie komunikacji zapowiadał prezes Sławomir Skrzypek.
W świetle badań korzyści z tego instrumentu nie są bardzo istotne. W związku z tym wydaje mi się, że zasoby, jakimi dysponuje NBP, warto by skierować tam, gdzie te korzyści z punktu widzenia skutecznej polityki pieniężnej byłyby większe. Myślę np. o kwestii oczekiwań inflacyjnych przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. NBP ma tu swój liczący się dorobek. Ale wydaje mi się, że możemy się dowiedzieć na ten temat jeszcze więcej.
Jak Pan ocenia perspektywy inflacji? W tym roku trudno oczekiwać jakichś zagrożeń, ale w dłuższej perspektywie?
W krótkim okresie spodziewam się spadku inflacji poniżej celu RPP, który wynosi 2,5 proc. Pierwszy powód to taki, że nie spodziewam się podwyżek cen kontrolowanych w takiej skali, jak w zeszłym roku. Ponadto na przełomie 2008 i 2009 r. doszło do silnej deprecjacji złotego, co podbiło ceny towarów importowanych. Dzisiaj złoty jest stabilny i dużo mocniejszy niż rok temu. Zdziwiłbym się, gdyby w pierwszym półroczu inflacja nie spadła poniżej celu. Jeżeli nie spadnie, to będzie to sygnał - jeśli nie alarmowy, to przynajmniej ostrzegawczy, że trzeba szybko rozpocząć cykl podwyżek stóp procentowych.
A co dalej z inflacją?
Poprzednia projekcja inflacji pokazała nam, że na koniec jej horyzontu (koniec 2011 r. - red.) można spodziewać się ponownego przekroczenia celu. Ale w tamtej projekcji tempo wychodzenia ze spowolnienia gospodarczego było dosyć niskie. Dość przypomnieć, że dynamika PKB nie miała przekroczyć 2 proc. do końca 2010 r. Dzisiaj wiemy, że tempo poprawy sytuacji powinno być wyższe.
W pierwszym półroczu. Dalej perspektywy są dość niepewne.
Rzeczywiście, nadal panuje olbrzymia niepewność. Ale mogę powiedzieć - zestawiając poprzednią projekcję z danymi, które do nas ostatnio docierały - że ryzyko przekroczenia celu przez inflację w horyzoncie działania polityki pieniężnej wzrosło. Zobaczymy, czy będzie wyższe na tyle, by myśleć o szybkich podwyżkach stóp procentowych.
Czy możliwe są podwyżki w pierwszej połowie roku?
Stopy procentowe są na wyjątkowo niskim poziomie. Do takiego poziomu zostały sprowadzone w związku z wyjątkową sytuacją gospodarczą. Wydaje mi się, że ta wyjątkowość wkrótce się skończy. Im szybciej przestaniemy być w nadzwyczajnej sytuacji, tym szybciej stopy procentowe powinny przestać być na nadzwyczajnie niskim poziomie.
Normalny poziom to jaki?
Taki, który gwarantuje stabilność cen, a więc inflację na poziomie celu. W naszej historii nigdy stopy procentowe nie były tak niskie, jak obecnie. Nie sądzę, aby ten poziom był do utrzymania. Jeżeli oceniamy, że dynamika PKB będzie stopniowo zmierzać do poziomów obserwowanych w przeszłości, to i przeciętny poziom stóp powinien być taki, jak w przeszłości. No i trzeba pamiętać o tym, jak w przeszłości na inflację oddziaływało otoczenie zewnętrzne. W okresie krótkiej stabilizacji, w latach 2005-2006, importowaliśmy niską inflację. Nie wiadomo, co teraz będzie się działo z inflacją na świecie. Ja tu widzę sporo zagrożeń.
Czy Pana zdaniem RPP może przyspieszyć proces wchodzenia do strefy euro, pomijając oczywiście doprowadzenie do spełnienia kryterium inflacyjnego?
Ważne jest właśnie to ostatnie. Od rady zależy wypełnienie trzech kryteriów monetarnych. Oczywiście, jeśli chodzi o kryterium stabilności kursu, to najpierw musimy przystąpić do mechanizmu ERM2, a w tym wypadku RPP jest tylko jedną ze stron, które będą podejmować decyzję. Na pewno w momencie, w którym już wejdziemy na drogę do euro, RPP będzie miała ważne zadanie do wykonania. Wystarczy nie spełnić jednego kryterium i przyjęcie euro będzie niemożliwe. Natomiast póki proces nie będzie zainicjowany, czyli nie będzie poparcia politycznego dla niezbędnych zmian w prawie, to rolą RPP jest wskazywanie i przekonywanie do tego, że to Polsce się opłaca.
Wiadomo, że kiedy będziemy w ERM2, bank centralny przynajmniej musi być gotowy do większej aktywności na rynku walutowym, bo dopuszczalne wahania kursu będą niewielkie. Czy myśli Pan, że wcześniej może pojawić się sytuacja, która wymagałaby interwencji walutowych zanim wejdziemy do ERM2?
Mam nadzieję, że nie. Tu znowu odpowiada mi zapis, który jest w obecnych założeniach polityki pieniężnej. Interwencje walutowe mogą być wykorzystywane, ale tylko wtedy, gdy jest zagrożony cel inflacyjny.
A gdy jest zagrożony od dołu, czyli w wyniku szybkiej aprecjacji, i inflacja spada poniżej celu?
Cel inflacyjny jest oczywiście symetryczny, a więc tak samo niekorzystne jest, jeśli inflacja jest zbyt niska, jak i zbyt wysoka. Ale nie widzę żadnej potrzeby reagowania na spadek inflacji poniżej celu z powodu odwracalnych wstrząsów - trudno mi sobie wyobrazić efekty drugiej rundy, które utrwaliłyby inflację na obniżonym poziomie. Natomiast w przypadku wstrząsów - nawet odwracalnych - które podbiłyby inflację powyżej celu, RPP nie byłaby już w tak komfortowej sytuacji.
Można sobie wyobrazić, że do znaczącej aprecjacji złotego dojdzie już w tym roku. Mamy duże potrzeby pożyczkowe budżetu, ambitny program prywatyzacji...
Życzyłbym sobie, żeby kurs złotego rósł nie bardziej niż kurs równowagi…
...który - Pana zdaniem - jest na jakim poziomie?
Kurs równowagi jest tzw. wielkością nieobserwowalną. Przy zmianach innych nominalnych wielkości on może się znacząco zmieniać. Jestem daleki od podawania konkretnych wartości liczbowych. W NBP pracują osoby, które są specjalistami od szacowania kursu równowagi. Każdy, komu się wydaje, że zna punktową wartość kursu równowagi, powinien porozmawiać z tymi osobami. Zobaczy wtedy, jak szeroki to może być przedział.
Jak Pan myśli, jaki będzie wpływ finansów publicznych na prowadzenie polityki pieniężnej u nas?
Mam nadzieję, że najpóźniej w następnym roku zaczną być wprowadzane zmiany, które pozwolą nam najpierw ograniczyć deficyt, a później go wyeliminować. W efekcie od przyszłego roku, kiedy polska gospodarka będzie się rozpędzała, polityka fiskalna nie będzie dodatkowym dopalaczem, który przy obecnym poziomie deficytu tworzyłby mnóstwo zagrożeń dla przyszłego wzrostu. Jeśli polityka fiskalna będzie zacieśniana, to zwiększy pole manewru w polityce pieniężnej. W gospodarce będzie mniej niepewności. Wreszcie - bez reform w finansach publicznych nie mamy co marzyć o euro.
Dziękuję za rozmowę.
PARKIET