Biją się o polskie stocznie
Upadające stocznie w Gdyni i Szczecinie okazały się łakomym kąskiem dla inwestorów z Europy, Ameryki, Bliskiego Wschodu i Azji. Jeszcze przed tygodniem zainteresowanych było trzech, dziś jest już piętnastu. W ich gronie są fundusze inwestycyjne, firmy budowlane, banki, stocznie i armatorzy. Urzędnicy z Ministerstwa Skarbu nie kryją zaskoczenia.
25.07.2008 07:39
Upadające stocznie w Gdyni i Szczecinie okazały się łakomym kąskiem dla inwestorów z Europy, Ameryki, Bliskiego Wschodu i Azji. Jeszcze przed tygodniem zainteresowanych było trzech, dziś jest już piętnastu. W ich gronie są fundusze inwestycyjne, firmy budowlane, banki, stocznie i armatorzy. Urzędnicy z Ministerstwa Skarbu nie kryją zaskoczenia.
Z naszych informacji wynika, że poza znanymi już inwestorami - ISD Polska, spółką córką Związku Przemysłowego Donbasu, i spółką Janusza Barana stocznię w Gdyni chce kupić jeszcze siedem innych firm. W ich gronie jest m.in. wielkie indyjskie konsorcjum budowlane Larsen&Toubro, którego wartość szacuje się na 7 mld dolarów. Gdynią zainteresowani są również francuscy armatorzy z firmy CMA Ships, która złożyła ofertę wspólnie z Samsungiem. Koreańska spółka ma produkować okręty na zlecenia Francuzów. Ich konkurentami do stoczni w Gdyni jest m.in. norweska stocznia Aker Yards, fundusz inwestycyjny ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz polsko-ukraińska firma Eurus Capital, specjalizująca się w fuzjach i restrukturyzacji przedsiębiorstw.
Oferty na zakup Stoczni Szczecińskiej złożyły z kolei fundusze inwestycyjne ze Stanów Zjednoczonych - CRG Partners Group oraz Turtle Bay Capital. Rząd ma niewiele czasu na negocjacje z inwestorami. Błyskawicznej restrukturyzacji i prywatyzacji stoczni domaga się Komisja Europejska. Na plany restrukturyzacji Bruksela czeka tylko do 12 września. Chce, by do 30 września państwowe dziś stocznie trafiły wreszcie w prywatne ręce. Jeśli polski rząd nie dotrzyma terminu, Unia każe stoczniom zwrócić do budżetu ok. 7 mld zł pomocy, której przez lata udzielał polski rząd. To skończy się ich natychmiastową upadłością. Jedyną stocznią, którą ominie ewentualna katastrofa, jest Stocznia Gdańsk, bo w ubiegłym roku została już sprzedana ISD Polska.
Minister skarbu Aleksander Grad musi teraz ratować dwie pozostałe stocznie i dlatego już w przyszłym tygodniu rozpoczyna negocjacje z inwestorami. Mają trwać do połowy sierpnia i będą się toczyć zarówno w Warszawie, jak i w Brukseli. Komisja Europejska chce, by przyszli właściciele dołożyli jak najwięcej i nie żądali od polskiego państwa spłaty starych długów. I to w tych negocjacjach będzie najtrudniejsze, bo większość inwestorów nie chce odpowiadać za stare długi. Mostostal Chojnice, zainteresowany stocznią w Szczecinie, zaproponował, że zainwestuje w jej rozwój 180 mln euro, ale domaga się od Skarbu Państwa 232 mln zł pomocy publicznej na spłatę długów m.in. wobec ZUS.
Nie wiadomo, co o spłacie długów myślą zagraniczni inwestorzy, ale nieoficjalnie mówi się, że ci bogatsi mogą zgodzić się na ich pokrycie.
_ Najlepszym inwestorem byłaby firma, która ma doświadczenie w produkcji statków i spory kapitał. Nie wierzę, by fundusze inwestycyjne czy banki same mogły wyciągnąć zakłady z zapaści _ - uważa Grzegorz Skarżyński, były członek rady nadzorczej Stoczni Szczecińskiej.
Jeśli w ten sposób będzie myślała także Bruksela, to największe szanse na przejęcie stoczni w Gdyni ma konsorcjum francusko-koreańskie CMA Ships&Samsung, a na przejęcie stoczni w Szczecinie Mostostal Chojnice z norweską stocznią Ulstein. Ich plan uzdrowienia jest bardzo klarowny - Mostostal wstawia swoje maszyny do nieczynnych doków, a Ulstein uruchamia produkcję.
Potencjalni nabywcy, choć zdają sobie sprawę, że muszą zainwestować od 300 do 700 mln euro (1-2,3 mld zł), nie obawiają się tego. Branża stoczniowa od kilku lat przeżywa niezwykły boom. Portfel zamówień największych stoczni na świecie jest wypełniony na 3-4 lata z góry. Popyt napędza głównie chińskie zapotrzebowanie na surowce i rozwój światowego handlu. W Chinach, Wietnamie, Korei i na Filipinach powstają nowe stocznie. Ale polskie mają tę przewagę nad konkurencją, że produkują statki specjalistyczne, np. samochodowce czy chemikaliowce, które są dużo lepszej jakości niż np. chińskie. Nasze zakłady przynoszą straty tylko dlatego, że były przez lata fatalnie zarządzane. Wraz z wejściem nowych inwestorów nasze stocznie mogą dostać drugą szansę.
Oni chcą kupić
Wiele firm z Polski i zagranicy złożyło oferty na zakup polskich stoczni, które nadal jednak mają poważne kłopoty i czekają na wrześniową decyzję Komisji Europejskiej.
ISD Polska - jest to spółka córka ukraińskiego Donbasu (już jest właścicielem Stoczni Gdańsk)
Shipbuilding Company - spółka, należąca do przedsiębiorcy Janusza Barana
Larsen&Toubro - spółka budowlana z Indii. Zatrudnia dziesięć tysięcy ludzi CMA Ships&Samsung. CMA to armatorzy, a Samsung produkuje statki
ABG Shipyards - indyjska spółka
Abu Dhabi Investment Authority - fundusz inwestycyjny ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, dysponuje majątkiem 875 mld dolarów
ETA Ascom Star - kolejny fundusz inwestycyjny z Z.E.A.
Aker Yards - konsorcjum stoczniowe z Norwegii Eurus Capital - polsko-ukraińska firma zajmująca się fuzjami i restrukturyzacją przedsiębiorstw
Mostostal Chojnice &Ulstein Verft. Mostostal produkuje stal, Ulstein - statki.
European Bussiness Partners - polski fundusz inwestycyjny Newag - są to zakłady naprawcze taboru kolejowego z Nowego Sącza
CRG Partners Group, Turtle Bay i Fortis - fundusze z USA i Kuwejtu
Tomasz Ł. Rożek Robert Kiewlicz
POLSKA Dziennik Bałtycki