Bruksela stanęła za Grecją
Wydarzenia w USA tak naprawdę przebiegały w cieniu pogrążonej w swoich problemach Europy. Publikacji makro nie było wiele, ale mieliśmy do czynienia z dość ważnym wydarzeniem, które za sprawą Grecji zostawało w większości przemilczane.
12.02.2010 17:17
Stany Zjednoczone
Wydarzenia w USA tak naprawdę przebiegały w cieniu pogrążonej w swoich problemach Europy. Publikacji makro nie było wiele, ale mieliśmy do czynienia z dość ważnym wydarzeniem, które za sprawą Grecji zostawało w większości przemilczane.
Otóż szef Fedu, Ben Bernanke, zaczyna przygotowywać rynek na podwyżkę stóp procentowych. W środę, w tekście niedoszłego z powodu śnieżyc, wystąpienia padły słowa o podniesieniu jak na razie jedynie stopy dyskontowej. Ruch nie będzie szybki i według prezesa nie należy go traktować jako chęci zacieśnienia polityki monetarnej, ale potem na rynek napłynęły informacje o prowadzonych przez Rezerwę Federalną rozmowach z funduszami inwestycyjnymi w sprawie pomocy w ściągnięciu z systemu finansowego 1 biliona dolarów. Widać, że coś jest na rzeczy.
Generalnie dane makroekonomiczne, jakie napływają z USA, są lepsze niż te z Eurolandu, co powinno skutkować wcześniejszym zacieśnianiem polityki pieniężnej. W minionym tygodniu pozytywnie zaskoczyła między innymi sprzedaż detaliczna oraz ilość wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Pozytywne informacje są teraz traktowane jako zapowiedź mniejszej płynności na rynku, co usprawiedliwia obecnie kształtującą się korektę cen akcji.
Polska
Po serii spadków mieliśmy do czynienia z relatywnie spokojnym tygodniem i pewnego rodzaju odreagowaniem, ale biorąc pod uwagę skalę korekty, można mieć uzasadnione obawy, czy to jeszcze nie koniec realizacji zysków i odpływu pieniędzy z rynków kapitałowych. Argumentów na awersję do ryzyka w ostatnich dniach inwestorzy mieli bardzo dużo. Wróćmy jednak do początku tygodnia. Wyniki kwartalne podawały banki. We wtorek dowiedzieliśmy się o kondycji finansowej BRE, a w środę Millennium. Porównując wyniki BRE rok do roku, zysk netto wzrósł do 40,8 mln zł z 35,2 mln zł rok wcześniej, dane więc lepsze (trudno żeby było inaczej, gdyż końcówka 2008 r. była fatalna dla sektora finansowego niemal na całym świecie), ale niższe od oczekiwań rynkowych na poziomie 49 mln zł. Warto dodać, że porównując do III kwartału 2009, zysk netto był niższy o ponad 30 mln zł, a podsumowując cały mijający rok vs rok 2008, mimo cięcia kosztów, wynik banku był dużo gorszy. W 2008 roku grupa osiągnęła zysk 857,5 mln zł, rok później - 128,9
mln zł. Taki wynik finansowy ma przełożenie na decyzje zarządu, który nie rekomenduje wypłaty dywidendy za 2009 rok. Raport Millennium był z kolei mocno powyżej oczekiwań i wyniósł 67,5 mln wobec konsensusu 33 mln. Biorąc pod uwagę jednak stratę w III kwartale i zysk za 2008 rok na poziomie 413 mln zł wobec 1,5 mln zł w 2009 roku, rezultat za ostatni kwartał nie był wynikiem rewelacyjnym. Tym niemniej pozwolił zamknąć rok na plusie.
W skali całego tygodnia jak zwykle kluczowe były nastroje globalne, a konkretnie "odgrzewany temat bankrutującej" Grecji, ostatecznie "unormowany" przynajmniej chwilowo, podczas szczytu UE w Brukseli. Emocje dotyczące Grecji opadły trochę po informacjach, że nie zostanie pozostawiona sama sobie i może liczyć, na pomoc finansową. Informacja bardzo ogólnikowa i bez konkretów, ale wystarczyła, aby piątkową sesję zacząć w lepszych nastrojach, tym bardziej, że Amerykanie dzień wcześniej mieli ochotę na odreagowanie. Indeksy w Stanach zyskiwały w czwartek ponad 1 proc. Piątek mógł przynieść kolejny powód do obaw. Bank Centralny Chin podwyższył stopy rezerw obowiązkowych o kolejne 50 pkt bazowych, na co natychmiast zareagował rynek amerykańskich kontraktów terminowych. Co dziwne, nie miało to przełożenia na warszawską GPW, która mimo słabego otwarcia w Stanach, trzymała się na ponad 1% plusach. Do takiej zmienności należy się chyba przyzwyczaić. Kluczowe mogą się okazać w przyszłym tygodniu "wparcia techniczne",
które mogą zachęcić do zakupów, lecz biorąc pod uwagę spadający kurs EUR/USD i widoczną zwiększoną awersja do ryzykownych aktywów, każdy scenariusz jest możliwy. Europa Zachodnia
Dane makro ze strefy euro oraz kontynuacja "kwestii greckiej" to główne determinanty zachowań inwestorów na Starym Kontynencie. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym w większości wylądowały na lekkich plusach, oddalając się nieco od 3-miesięcznych minimów.
Początek tygodnia to kontynuacja niepokojących wieści z greckiej gospodarki, gdzie groźba strajków urzędników stawiała pod znakiem zapytania możliwość cięć wydatków publicznych, co jest warunkiem koniecznym (aczkolwiek niewystarczającym) doprowadzenia greckich finansów do jakiejkolwiek równowagi. Najwięksi pesymiści zaczęli już szacować prawdopodobieństwo pierwszego bankructwa w historii strefy euro. Humory wszystkim poprawiło jednak zapewnienie czołowych krajów Unii, które na szczycie w Brukseli - w obecności prezesa EBC - poinformowały o możliwości pomocy. Swoje pozytywne "trzy grosze" dodał także słynny George Soros, nie przewidując banicji Grecji poza wspólną walutę. Tematem na oddzielną dyskusję jest, stawiane coraz częściej pytanie, czy w podobnej sytuacji nie są też inne europejskie kraje. Udział greckiego długu w zadłużeniu całej strefy euro to wprawdzie tylko 4 proc. (udział PKB kraju do PKB strefy euro to 2 proc.), dla porównania zadłużenie Kalifornii to aż jedna dziesiąta długu Stanów
Zjednoczonych. Może się więc okazać, iż "nie taki diabeł straszny", ale tylko pod warunkiem poprawy finansów publicznych innych "zagrożonych" krajów, w szczególności Hiszpanii, Portugalii czy Irlandii, ba - nawet samej Wielkiej Brytanii, której agencja Fitch zagroziła właśnie obniżką ratingu.
Wydaje się, że rządy wszystkich zachodnioeuropejskich państw coraz częściej będą stawały "między młotem i kowadłem", a więc między potrzebą stymulacji gospodarek a koniecznością zaciskania pasa w publicznych finansach. Gorsze dane PKB za IV kwartał w strefie euro za pewno im tego zadania nie ułatwią. Czy przełoży się to bezpośrednio na sytuację na zachodnioeuropejskich giełdach - zobaczymy. Na razie sytuacja wydaje się być opanowana. Korekta z ostatnich tygodni na pewno wprowadziła pewne ostudzenie rozgrzanych głów inwestorów na Starym Kontynencie.
Japonia, Chiny, Indie
W ostatnim tygodniu na rynkach azjatyckich panowała czerwień, i nie mam tu na myśli koloru flag czy wystroju ulicznego miast w związku z zakończonymi 9 lutego świątecznych obchodów noworocznych nadchodzącego roku Wołu. Świąteczny nastrój nie przeszkodził w delikatnych spadkach, ale na pewno, jeżeli chodzi o Chiny, zahamował gwałtowną wyprzedaż. W odpowiedzi na powszechnie zadawane pytanie "Skąd?!" i "Jak to możliwe?!", patrząc na ceny chińskich nieruchomości, wyceny niektórych spółek giełdowych oraz opinie niektórych analityków znajdujemy odpowiedz w staro polskim przysłowiu, które odpowiada na wszystkie nurtujące nas pytania: "szczęściarzowi nawet wół się ocieli."
W styczniu wskaźnik cen konsumpcyjnych wzrósł jedynie o 1,5 procent względem 1,9 procent w grudniu. Jest to prawdopodobnie pierwszy, krótkoterminowy sukces władz banku centralnego Państwa Środka w walce z okrutną inflacją. Psychologiczny efekt "pogrożenia palcem", jaki obserwowaliśmy w grudniu wywołany strachem przed wprowadzeniem mechanizmów ograniczających podaż kredytów konsumpcyjnych oraz wskazujących irracjonalny i bardzo inflacyjny wzrost cen nieruchomości. Noworoczny szał świątecznych zakupów przyniesie kolejny wzrost cen zwłaszcza dóbr spożywczych, które w styczniu rosły najspokojniej.
Obecna kondycja ekonomiczna gospodarek Chin oraz USA nie sprzyja poprawie stosunków politycznych. Chiny największy rozgrywający amerykańskich obligacji zmienił politykę alokacji wolnych środków z obligacji USA na potencjalnie bardziej ryzykowne aktywa. Amerykanie powoli przygotowują się do eskalacji działań mających za zadanie podwoić ich eksport w celu walki z bezrobociem. Nie będzie to jednak możliwe bez udziału chińskiego konsumenta. Ogromne tarcia w tej materii były widoczne przy okazji "sprawy Googla", gdzie pod płaszczykiem ataków hakerów na internetowego giganta, urzędnicy obu krajów prężyli muskuły i wymieniali wzajemne uszczypliwości. Chińskie indeksy giełdowe po prawie dwóch tygodniach "wakacji" mają wiele do nadrobienia. Bycze nastroje inwestorów może popsuć niespodziewana piątkowa podwyżka stóp procentowych rezerwy obowiązkowej o kolejne 50 pkt bazowych.
Najwięcej w regionie, bo ponad 3,5 procent, stracił japoński Topix, który spadał mimo przewidywań większości analityków, że gospodarka Kraju Kwitnącej Wiśni rozwijała się w 4. kwartale najszybciej od 2008 roku. Twarde dane poznamy dopiero 15 lutego i wtedy prawdopodobnie zobaczymy rozstrzygniecie. Na piątkowej sesji Nikkei 225 wzrósł o 1,29 procent. Przez ostatnie pięć dni japoński jen osłabił się względem dolara o prawie jeden procent. Wcześniej waluta tego kraju była nielicznym środkiem płatniczym, który nie tracił względem umacniającego się dolara. W piątek poznaliśmy doskonałe informacje o grudniowym wzroście indyjskiego przemysłu, który był najwyższy od szesnastu lat. Z informacji wynika, że rośnie wszystko i to znacznie powyżej konsensusu rynkowego analityków. Począwszy od usług poprzez branże motoryzacyjną, a skończywszy na przemyśle ciężkim. Ponieważ jest to okres świąteczny, wolny od prac w Indiach, nie miało to bezpośredniego przełożenia na wzrost wartości akcji oraz obligacji. Informacja zostanie
zdyskontowana przy najbliższym otwarciu. *Surowce *
Po zeszłotygodniowej korekcie na globalnych parkietach, rynki powróciły do wzrostów, a w ślad za nimi również ceny surowców. Kontrakty terminowe na ropę Crude notowane są o 3% wyżej w odniesieniu do poprzedniego tygodnia, a baryłka w Nowym Jorku kosztuje 74 dolary. Rynek ropy w pierwszej połowie tygodnia wspierany był osłabiającym się dolarem. W drugiej połowie dolar odrabiał straty, ale ceny ropy nie spadły, gdyż zachowywały się pod wpływem raportu Międzynarodowej Agencji Energii. Według tej instytucji globalny popyt na "czarne złoto" wzrośnie w porównaniu z 2009 rokiem o 1,8%. Patrząc na wykres od strony technicznej, cena ropy ponownie zbliżyła się do dolnego ograniczenia trendu wzrostowego i przebicie tego poziomu powinno skutkować zejściem cen w okolice 70 dolarów za baryłkę. Wiele zależy od sytuacji na rynku walutowym i jeśli dolar nadal będzie się szybko wzmacniał to równie szybko ropa osiągnie niższe od obecnych poziomy cenowe.
Na rynku miedzi również obserwowaliśmy wzrosty. Metal ten zamyka tydzień na ponad 6% plusie, a tona kosztuje 6755 dolarów. Czwartkowe dane o inflacji w Chinach pokazały, że inflacja jest poniżej oczekiwań, co może świadczyć, że wizja podwyżek stóp procentowych w tym kraju będzie odłożona w czasie. Nieoczekiwanie, w piątek napłynęła informacja z Państwa Środka odnośnie podwyżki stopy rezerw obowiązkowych o 0,5%. Była to niekorzystna informacja z punktu widzenia rynków surowcowych, ponieważ oznacza mniej pieniądza na rynku, który poprzez inwestycje mógłby zwiększyć popyt Państwa Środka na surowce. Po piątkowych danych z Europlandu (spadek produkcji przemysłowej wobec oczekiwanego wzrostu) oraz danych z USA o sprzedaży detalicznej (wzrost większy od oczekiwań) inwestorzy mieli zapewne mieszane uczucia. Analiza techniczna wskazuje jednak, że korekta się jeszcze nie zakończyła i dopiero zejście cen w okolice 7130 da wyraźniejszy sygnał do dalszych wzrostów. Na ten moment scenariusz spadkowy wydaje się być
bardziej prawdopodobny, ale rozstrzygające sygnały przyjdą z rynku walutowego lub z Chin.
Złoto zgubiło korelację z zachowaniem się amerykańskiej waluty i, pomimo umocnienia dolara, kruszec zdrożał o 1,8%, natomiast za uncję trzeba zapłacić 1084 dolary. Pomimo tendencji spadkowej surowiec ten i tak wydaje się dość odporny na przecenę, gdyż w skali ostatniego miesiąca para walutowa usd/eur wzrosła o ponad 10%, natomiast złoto spadło "tylko" o 2%. Wydaje się, że odpowiedź można znaleźć w wydarzeniach ze strefy euro tzn. kłopoty fiskalne Grecji, Portugalii czy Hiszpanii. Wygląda na to, że to euro jest słabe a nie dolar aż tak silny. Długoterminowy trend wzrostowy może być zagrożony po przebiciu dolnego ograniczenia wyznaczonego na poziomie 1066 dolarów za uncję. Waluty
Miniony tydzień na parze EUR/USD to właściwie powtórka zachowania sprzed tygodnia. Początek wzrostowy, a ostatnie dni zejście w dół i ustanowienie nowych minimów. Różnica polega tylko na skali tych ruchów. Bardzo ciekawie wygląda wykres dzienny, gdzie możemy zaobserwować w ostatnich kilku tygodnia próby podejścia pod poprzednie dołki (istotne poziomy oporu) poczym szybki odwrót i gwałtowny ruch na południe. W związku z powyższym średnioterminowy trend spadkowy utrzymuje się w dalszym ciągu i póki co prognozowanie jego zakończenia mija się z celem. Polski złoty w ujęciu tygodniowym umocnił się do głównych walut. Spadki na giełdzie wyhamowały, a to z pewnością pomogło rodzimej walucie. Tendencję tę jednak ciężko będzie utrzymaćm jeśli dolar nadal będzie umacniał się do euro, a giełda zaliczy kolejny dołek. Póki co złoty wykazuje bardzo duża odporność na niesprzyjające warunki panujące na rynku.
Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Zofia Kamińska, Jacek Maleszewski, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Tatiana Świderska, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac, Konrad Widuliński, Jan Żuralski.