Chodzi tylko o carry-trade?

Dzisiejsza reakcja rynku na lepsze dane z USA odnośnie sprzedaży detalicznej i nastrojów konsumenckich pokazała, co tak naprawdę jest na rzeczy.

Chodzi tylko o carry-trade?
Źródło zdjęć: © DM BOŚ

11.12.2009 17:12

Przypomnę, podobne zachowanie rynku obserwowaliśmy tydzień temu, przy okazji publikacji odczytów z rynku pracy. Każda kombinacja danych z USA (gorszych, lub lepszych) tak naprawdę zaczyna prowadzić do tego samego, czyli umocnienia dolara. Gorsze dane to wzrost globalnego ryzyka i ruch w kierunku „bezpiecznej przystani”, czyli dolara. Lepsze dane to szanse na szybsze zacieśnienie polityki monetarnej przez FED, co też sugeruje wzrost dolara. Dobrym wytłumaczeniem dlaczego tak się dzieje, jest zrozumienie zależności w jaką wpadł dolar przez masowo stosowane w ostatnich miesiącach strategie „carry-trade”. Era tanich pożyczek w amerykańskiej walucie zaczyna się kończyć i inwestorzy nie czekając do końca roku, zaczynają już teraz redukować pozycje i spieniężać aktywa. Nikogo nie interesują już dobre dane z Chin, ani zapewnienia przedstawicieli agencji Moody’s, iż rankingi 17 krajów, które są opisywane przez trzy literki A, nie są na razie zagrożone. To nie Grecja, czy Dubaj były w minionym tygodniu głównym
czynnikiem psującym nastroje. To inwestorzy zastawili sami na siebie pułapkę, z której teraz próbują wybrnąć pośpiesznie zamykając spekulacyjne pozycje finansowane tanim dolarem. Trudno wyrokować, czy nie doprowadzi to do spadku w okolice 1,45 w przyszłym tygodniu (dzisiaj mimo korzystnie wyglądającego układu wskaźników i średnich na 4-godzinowych wykresach nie udało się sforsować kluczowego oporu na 1,4780, o którym wspominałem rano). Próbą odpowiedzi na tę zagadkę będzie zaplanowane na środę posiedzenie FED. Tyle, że Ben Bernanke już próbował przekonać inwestorów do swoich pesymistycznych tez w miniony poniedziałek. Czyżby „Pan Rynek” uznał, iż szef FED nie ma racji?

W kraju szeroko komentuje się dzisiejsze słabsze dane na rachunku obrotów bieżących. Nieoczekiwany wzrost deficytu w październiku do 991 mln EUR pokazuje, że pryska pozytywny wpływ eksportu, co może nieco zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu. Niemniej reakcja krajowych inwestorów jest dość wyważona. Trudno powiedzieć, czy jest to wynikiem obaw przed ewentualną interwencją resortu finansów, czy też brakiem wiary uczestników rynku w dalsze umocnienie dolara. Niemniej także i tutaj, jeżeli spekulacyjne pozycje carry-trade na rynkach wschodzących finansowane tanimi „zielonymi” będą nadal zamykane, to trudno będzie mówić o szansach na umocnienie złotego.

EUR/USD: Nieudana próba sforsowania oporu na 1,4780 finalnie doprowadziła do mocnego załamania się rynku podczas kolejnych godzin. Wskaźniki 4-godzinowe wykonały woltę w dół, która jest klasyczna dla rynku „bessy”, chociaż o takowym pojęciu nie mówi się w przypadku rynku walutowego. W efekcie złamaliśmy wsparcia na 1,4670-1,4700, a także minimum z 3 listopada na 1,4623. Wydaje się, że mamy otwartą drogę do 1,4500-1,4515, gdzie znajduje się 23,6 proc. zniesienie Fibonacciego wzrostów od początku marca b.r., a także wsparcia z końca września b.r. Co ciekawe umocnienia dolara nie potwierdza zachowanie się rynków akcji w USA, co skłaniałoby do tego, iż w perspektywie najbliższych godzin czeka nas odreagowanie. W tym przypadku silnym oporem będą okolice 1,4660-70. Wskaźniki na wykresie 4H sugerują dywergencje z kursem.

Marek Rogalski – analityk DM BOŚ (BOSSA FX)

Źródło artykułu:Dom Maklerski BOŚ
walutyzłotyeuro
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)