Co dziewiąty bezrobotny jest po studiach

Z danych resortu pracy wynika, że pod koniec grudnia ubiegłego roku było 225,8 tys. bezrobotnych z dyplomem uczelni wyższej

Co dziewiąty bezrobotny jest po studiach
Źródło zdjęć: © thinkstock

31.01.2012 | aktual.: 01.02.2012 12:54

Niedopasowana edukacja

Wykształcenie wyższe staje się coraz powszechniejsze. 9 lat temu zaledwie 16 proc. Polaków posiadało dyplom uczelni, dziś już 27 proc. Problem jednak nie w tym, że mamy tak dobrze wykształcone społeczeństwo. Problem stanowi jakość wykształcenia.

„Żywiołowy rozwój szkolnictwa wyższego spowodował problemy, bo nikt się nie zastanawiał nad tym, czy znajdą się miejsca pracy dla absolwentów uczelni – mówi w prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych w DGP. - Żadna gospodarka nie jest w stanie szybko wchłonąć tak dużej liczby osób po studiach. Wprawdzie duża ich część może znaleźć zatrudnienie, ale na stanowiskach niewymagających wyższego wykształcenia”.

Niedopasowanie wykształcenia do potrzeb rynku pracy to jeden z głównych powodów dramatycznej sytuacji młodych ludzi. Uczelnie wypuszczają absolwentów, których rynek nie potrzebuje. Przy tym również młodzi wykazują sporą dawkę luzu, wybierając kierunki łatwe, na których otrzymanie dyplomu nie jest wysiłkiem.

Na wady polskiego systemu edukacji wskazuje również Agnieszka Durlik-Khouri, ekspert prawno-gospodarczy Krajowej Izby Gospodarczej. - Nie chodzi tylko o to, jakie kierunki są oferowane maturzystom, ale również o to, na ile oni sami są zorientowani w potrzebach rynku oraz własnych predyspozycjach i możliwościach - mówi. - Rynek nie jest w stanie przyjąć aż tak wielu absolwentów kierunków ogólnych, bez przygotowania specjalistycznego do określonej dziedziny.

Pedagodzy mają najgorzej

"System edukacji w Polsce nie odpowiada zapotrzebowaniu pracodawców. Najchętniej kształci się humanistów, bo jest to najtańsze i najłatwiejsze" - powiedziała prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. Podobnego zdania jest prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. „Wciąż kształci się za dużo m.in. pedagogów, ekonomistów, specjalistów od marketingu i handlu, politologów czy socjologów. Choć rynek jest nasycony” – stwierdził w DGP.

Rozbieżności między oczekiwaniami firmy a kwalifikacjami kandydatów do pracy można pokonać, ale wymaga to dużego nakładu środków ze strony pracodawcy. "Przez pół roku można przyuczyć do pracy, ale taki program szkolenia dopuszczają jedynie duże firmy, które na to stać. Dla małych bariera związana z finansowaniem takiej nauki jest nie do pokonania" - powiedziała Sztanderska.

Szanse na znalezienie pracy topnieją jeszcze bardziej w przypadku osób, które nie zadbały zawczasu o edukację. Tymczasem Polska nie oferuje tak szerokiej oferty szkolenia, jak kraje zachodnie. Średnia uczestników kursów szkoleniowych w krajach Unii Europejskiej wynosi ponad 9 proc. W Polsce – zaledwie ok. 5 proc.

Osobna kwestia to problem osób, które nie mogą znaleźć pracy zgodnie z wykształceniem. Dotyczy to szczególnie absolwentów studiów humanistycznych. Z konieczności podejmują oni prace nie wymagające wysokich kwalifikacji. Filolog zatrudniony jako handlowiec, filozof w telemarketingu to dziś normalna sprawa. W wyuczonym zawodzie nie pracuje ok. 60 proc. polskich absolwentów.

Czy absolwenci szkół wyższych mogą się spodziewać poprawy sytuacji na rynku pracy? Coraz więcej osób nie zamierza na to liczyć. Wiele z nich planuje wyjazd za granicę. Już 60 proc. studentów poważnie myśli o takiej perspektywie.

Nadwykształciuchy

Obowiązujący trend do zdobywania wyższego wykształcenia, które ma stanowić gwarancję zdobycia dobrej pracy, sprawia, że coraz częściej na świecie mamy do czynienia z młodymi nadwykształconymi. W 2005 r. jedna na pięć młodych pracujących osób była „nadwykształcona”. Oznacza to, że posiadała ona zbyt wysokie wykształcenie, aby pracować na zajmowanym stanowisku, a tym samym zabierała pracę osobom z mniejszymi kwalifikacjami.

– Młode, nadwykształcone osoby, których potencjał i możliwości są źle lub nie w pełni wykorzystywane w pracy to rezultat pogoni za edukacją na akademickim poziomie, która miała być lekarstwem na bezrobocie. Wielokrotnie okazywało się, że sam dyplom był ważniejszy od tego, co się studiowało i jaki był tryb nauki. Z tego powodu grupa młodych wyedukowanych ludzi ma poważne problemy na rynku pracy. Szansą dla nich wydają się być zmiany systemowe, m.in. przygotowujące młodych ludzi do przekwalifikowywania się i umiejętnego odnajdywania się w nowej rzeczywistości zawodowej – komentuje Fiona Harvey, Market Director – Performance and Emerging Markets z Instytutu CIMA (Chartered Institute of Management Accountants).

Okazuje się więc, że w obecnej sytuacji na rynku pracy, studia właściwie są niepotrzebne. Jeżeli miałyby one pełnić tylko rolę gwaranta zdobycia zatrudnienia, nic nie da posiadanie kilku fakultetów lub nawet doktoratu – lepiej i taniej zrobić kursy spawacza czy z obsługi wózka widłowego.

W Europie też różowo nie jest

Zatrudnienie młodych osób z wyższym wykształceniem w latach 2007–2010 w całej Europie zmniejszyło się z ok. 61 proc. do 56 proc. – wynika z badania Eurofound „Youth and Work”. Dla porównania w Polsce spadek ten był o wiele mniejszy z ok. 53 proc. do 52 proc. Najwięcej spośród wysoko wykształconych młodych znajduje pracę w Finlandii (ok. 85 proc.) oraz Niemczech (ok. 76 proc.). Najmniej młodych ludzi z dyplomem znajduje zatrudnienie na Słowacji (ok. 26 proc.) oraz we Włoszech (ok. 23 proc.) – Patrząc z europejskiej perspektywy trudno wskazać jedno dobre rozwiązanie, które sprawdziłoby się w wielu krajach. Na pewno należy postawić na aktywizacje młodzieży, jak również pracodawców i państwa. Bo w gruncie rzeczy tylko ścisła i efektywna współpraca tych trzech stron może w rezultacie doprowadzić do zmniejszania bezrobocia młodych – mówi Fiona Harvey.

studiabezrobocieabsolwent
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (467)
Zobacz także