Czy Argentyna znowu da się wpędzić w kryzys?
Media światowe coraz częściej zapowiadają nowe, poważne kłopoty finansowe i gospodarcze Argentyny. Czyżby znowu groził jej kryzys i Argentyna miałaby się okazać "miękkim podbrzuszem" gospodarczego tygrysa, na jakiego ostatnio wyrosła Ameryka Łacińska?
07.12.2012 | aktual.: 07.12.2012 16:01
Scenariusz thrillera, według którego w ciągu 12 lat ma nastąpić ponowne, całkowite załamanie argentyńskiej gospodarki - jednej z najszybciej rozwijających się w ciągu ostatnich 10 lat na kontynencie - jest już gotowy. Według niego, najpierw tak zwanym sępim funduszom udaje się zmusić Argentynę na drodze wyroku sądowego do spłaty 100 proc. zadłużenia wraz z odsetkami, wykupionego za bezcen od tych wierzycieli, którzy nie zgodzili się po wielkim kryzysie lat 2000-2002 na restrukturyzację argentyńskiego długu.
Jeśli tym tzw. sępim funduszom to się uda, to - według tego scenariusza - natychmiastowej spłaty reszty umorzonych odsetek w wysokości 11 miliardów dol. mogliby zażądać pozostali wierzyciele. To groziłoby ponownym bankructwem państwa argentyńskiego.
Najnowsze problemy Argentyny zaczęły się od ataku dwóch "sępich funduszy": NML Capital Limited i Elliot Management Corporation. Po latach uzyskały wyrok nowojorskiego sądu federalnego na Manhattanie nakazujący do 15 grudnia br. wypłacenie im w sumie 1,3 miliarda dolarów długu z odsetkami.
"Sępie fundusze" to fundusze inwestycyjne wysokiego ryzyka, które inwestują w długi państw zagrożonych bankructwem. Chodzi o długi, które nie zostały zrestrukturyzowane, ponieważ nie zgodzili się na to wierzyciele. "Sępy" skupują te obligacje za ułamek wartości nominalnej i starają się na drodze prawnej odzyskać 100 proc. długu.
Po wyroku sądu na Manhattanie rząd w Buenos Aires niezwłocznie odmówił spłaty, powołując się na prawo krajowe, które zabrania mu stosowania wobec części wierzycieli lepszych warunków niż wobec pozostałych, którzy zgodzili się na restrukturyzację. Po tygodniu sąd wyższej instancji unieważnił wyrok: odsuwa na razie spłatę do 27 lutego.
Agencja Fitch obniża rating Argentyny, choć nie czynią tego inne firmy ratingowe: jest teraz tylko o jeden poziom wyższy od poziomu niewypłacalności.
Czy rzeczywiście grozi nam nawrót katastrofy z początku stulecia? - zastanawiają się Argentyńczycy. PKB skurczyło się wtedy o 20 proc., bezrobocie sięgnęło 25 proc., peso straciło 70 proc. na wartości, powszechne były eksmisje z powodu niespłaconych hipotek, banki zmuszone były zablokować konta klientów, ograniczono wypłaty pensji do 250 pesos (wtedy było to ok. 250 dol., obecnie po dewaluacji - ok. 60 dol.).
Rząd ogłosił niewypłacalność, tłumy demonstrowały na ulicach przeciwko "oszustom bankierom". Oskarżano rząd, że kryzys jest wynikiem "niewolniczego spełniania zaleceń MFW i gangów ratingowych".
Rząd prezydenta Nestora Kirchnera (męża obecnej szefowej państwa Cristiny Fernadez de Kirchner) podjął negocjacje w sprawie restrukturyzacji długu z głównymi wierzycielami: Niemcami, Japonią, Hiszpanią, Włochami, Holandią, USA i Francją. Sięgał on 145 miliardów dol. (rocznie obsługa kosztowała Argentynę ok. 10 mld). Rozmowy trwały kilka lat i przyniosły największe w historii współczesnych finansów umorzenie długu, co oznaczało de facto uznanie bankructwa kraju. 76 proc. wierzycieli prywatnych zgodziło się na ugodę, która oznaczała dla nich utratę 55 proc. wartości nominalnej posiadanych papierów Argentyny.
W ciągu ostatniego dziesięciolecia Argentyńczycy ciężko pracowali na spłatę długu, który kolejne rządy zaciągały od czasów dyktatur wojskowych przełomu lat 60. i 70. ubiegłego stulecia po lata 90. Po raz pierwszy od 30 lat ciężar ten uległ wyraźnemu zmniejszeniu, m.in. dzięki restrukturyzacji długu w latach 2005-2010 i spłacaniu obligacji z rezerw banku centralnego.
Dziś długu publicznego Argentyny nie da się w żaden sposób porównać z zadłużeniem Grecji, które wynosi ok. 140 proc. PKB. Dług Argentyny wynosi ok. 40 proc PKB. Gospodarka argentyńska, silnie powiązana z brazylijską "lokomotywą gospodarczą" całego regionu, wchodzi na drogę szybkiego rozwoju.
- Gwałtowny spadek ubóstwa w krajach Ameryki Łacińskiej i związany z tym eksport argentyński sprawił - ocenia ekonomista Banku Światowego, Jamele Rigolini - że klasa średnia w Argentynie, opierającej swój rozwój gospodarczy w znacznej mierze na wzroście konsumpcji, rozwijała się szybciej, niż w innych krajach regionu.
Od 2000 r. przybyło na kontynencie 35 milionów miejsc pracy.
W 40-milionowej Argentynie w latach 2003-2009 - według danych Banku Światowego - liczebność klasy średniej wzrosła z 9,3 miliona do 18,6 miliona. Raport BŚ ogłoszony w listopadzie 2012 r. stwierdza, że w całej Ameryce Łacińskiej klasa średnia wzrosła od początku stulecia z 103 milionów do 152 milionów osób. Kryterium: przeciętny dochód na członka rodziny minimum 10 dolarów dziennie.
Jednak, jak ocenia główny specjalista Banku Światowego do spraw gospodarki Ameryki Łacińskiej Augusto de la Torre, latynoamerykańska lokomotywa gospodarcza zwiększania konsumpcji wśród najuboższych uruchomiona w Brazylii na początku stulecia zaczyna słabnąć. W 2012 r. kontynent może liczyć na wzrost gospodarczy rzędu 3 proc., a w 2013 r. - 4 proc., podczas gdy w Argentynie był w ostatnich latach rzędu 9 proc.
Jednak nawet w warunkach spowolnienia gospodarczego bezrobocie w regionie spadło do 6,5 proc, co jest niemal minimum historycznym. To połowa tego, co przed 10 laty.
Aby przedłużyć koniunkturę, jaką przeżywa kontynent w czasach, gdy Europa boryka się z wielkim kryzysem, należy teraz przesunąć główny nacisk ze zwiększania konsumpcji wewnętrznej na inwestycje - radzi de la Torre, który pozytywnie ocenia tegoroczną decyzję Cristiny Fernandez de Kirchner dotyczącą nacjonalizacji, za odszkodowaniem, 50,01 proc. udziałów hiszpańskiego koncernu naftowego Repsol w wielkim argentyńskim koncernie państwowym YPF.
Broniąc tej decyzji przed ostrą krytyką z różnych stron pani prezydent powiedziała: - Argentyna była ostatnim krajem Ameryki Łacińskiej, który nie miał pełnej kontroli nad swymi bogactwami energetycznymi.
Mirosław Ikonowicz