Istnieje od 120 lat. Krakowski sklep ma kłopoty. Właściciel tłumaczy
W pasażu między ulicami Dietla i Miodową działa jeden z najstarszych sklepów z męskimi dodatkami w Krakowie. Choć zdarza się, że przez cały dzień ani jeden klient nie zajrzy do sklepu, właściciel Roman Bilski nadal kontynuuje rodzinną tradycję trwającą ponad 120 lat.
Jak podaje "Gazeta Krakowska", firma powstała w 1902 roku przy ulicy Floriańskiej. Założyli ją Jan Mikuła oraz jego austriacki znajomy Natan. Nazwę "Janina" utworzono, łącząc pierwsze części ich imion. Sklep szybko się rozwijał, bo władze austriackiego zaboru sprzyjały drobnym przedsiębiorcom.
Tyle musisz mieć, by się bawić na jarmarku. Podali kwoty
Ten sklep istnieje w Krakowie od ponad 120 lat
Po wojnie interes przejął syn założyciela, Stanisław. Jednym z warunków ojca było to, by przyszła żona Stanisława miała na imię Janina. I tak też się stało. Tą kobietą była siostra ojca dzisiejszego właściciela sklepu - Romana Bilskiego. W tamtym czasie "Janina" mieściła się już na placu Dominikańskim 5.
W latach 2000. do firmy dołączył Roman Bilski, wcześniej pracujący jako bramkarz w krakowskich klubach.
Obecnie sklep działa w pasażu między Dietla a Miodową. Bilski przyznaje, że ruch od kilku lat jest znacznie mniejszy.
- Mężczyźni przestali ubierać się elegancko. Nawet na śluby niektórzy chodzą bez krawatów, a czasem nawet i marynarek. Eleganckie dodatki kupują dzisiaj osoby bardziej świadome tego, jak wyglądają. Kiedyś każdy człowiek miał kilka sytuacji w swoim życiu, kiedy musiał ubrać się elegancko. Dziś nie ma takiego zwyczaju - mówił "Gazecie Krakowskiej" Roman Bilski.
Utrzymanie sklepu jest możliwe dzięki temu, że właściciel sam szyje część asortymentu z materiałów kupionych wcześniej po niższych cenach. - Tutaj nie chodzi tylko o pieniądze. Ta praca jest kontynuacją rodzinnej tradycji, która trwa już ponad sto lat. Czuję się dumny z tego, że jestem częścią tej pięknej i eleganckiej historii - dodaje właściciel Janiny.
Mimo trudności, właściciel "Janiny" nie traci humoru. Opowiada anegdoty z czasów, gdy pracował jako bramkarz, a zimą, żeby obniżyć koszty ogrzewania, robi pompki, gdy w lokalu jest chłodniej.
Źródło: "Gazeta Krakowska"