Czy można znaleźć pracę w dwie godziny?
Dziesięć lat temu Aneta dostała pracę, przeznaczając na jej szukanie dwie godziny
10.01.2013 | aktual.: 10.01.2013 16:54
Dziesięć lat temu Aneta dostała pracę, przeznaczając na jej szukanie dwie godziny. Procedura była prosta: kupić w poniedziałek rano gazetę z ogłoszeniami, przejrzeć ogłoszenia, skserować cv, napisać wypełniony nadmuchanymi zwrotami list motywacyjny, powysyłać kilkanaście kopert, cierpliwie czekać na zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Powtórzyć za tydzień.
– Nie działałam zgodnie z jakąś ścieżką kariery. Po prostu chciałam się gdzieś zaczepić i dostawać co miesiąc pensję – opowiada. – Miałam trochę doświadczenia w pracy handlowca i wiedziałam, że prędzej czy później coś się trafi.
W roku 2013, w dobie portali społecznościowych, identyczna procedura zajmuje znacznie więcej czasu. Trzeba przejrzeć ogłoszenia w kilku portalach. Trzeba przekopiować informacje z cv do szablonu na stronie internetowej. Czasem trzeba coś dopisać, coś zmienić, coś usunąć, poprawić formatowanie. Co więcej – procedura ta daje znacznie gorsze efekty. Ponieważ odpowiedź na ofertę nie kosztuje praktycznie nic, na każde ogłoszenie rekruterzy dostają dziesiątki, a nawet setki zgłoszeń. Ich analiza trwa znacznie dłużej, o ile w ogóle do takowej dochodzi.
*Polecamy: * Szukasz pracy? Wstąp do mundurówki
– Jakieś dwa miesiące temu, ze zwykłej ciekawości rozejrzałam się po rynku – przyznaje Aneta. – Znalazłam sporo ciekawych ogłoszeń i zaczęłam przesyłać oferty. Po godzinie i zamknięciu trzech ogłoszeń powiedziałam „pas”. Gdybym chciała przejrzeć wszystkie interesujące oferty, siedziałabym przy komputerze pewnie cały dzień. Sorry, to nie dla mnie. Przynajmniej na razie.
W miejsce tej czasochłonnej procedury Steve Dalton, amerykański doradca zawodowy, w swojej świeżutkiej książce pt. „The 2-hour Job Search” (2012, Ten Speed Press/Crown Publishing/Random House)
proponuje szybszy sposób na znalezienie pracy. Kluczem jest odwrócenie tradycyjnych ról: nie ścigasz się z setką innych kandydatów, by wygrać jedno miejsce pracy, lecz tworzysz listę kilkunastu firm, w których możesz pracować, i zaczynasz się z nimi kontaktować. Dlaczego ta metoda działa?
Powód pierwszy – nawet jeśli firma nie potrzebuje pracownika dziś, może potrzebować za tydzień lub za miesiąc. Jeśli w momencie stwierdzenia „Ok, potrzebujemy nowego pracownika” menedżer lub dział HR będzie dysponować kilkoma kandydaturami będącymi pod ręką i spełniającymi podstawowe wymagania, jest duża szansa, że zamiast formalnej kampanii rekrutacyjnej po prostu zaproszą te osoby na rozmowę. Koszty będą znacznie niższe, a ryzyko – praktycznie żadne. Trafi się dobry kandydat, to świetnie. Nie trafi się, trudno, próbowaliśmy, musimy ruszyć z oficjalną rekrutacją. Jeśli tylko firma nie poszukuje wybitnego specjalisty, każdy rozsądny menedżer najpierw spróbuje pójść po najmniejszej linii oporu. Powód drugi – bezpośredni kontakt z potencjalnym pracodawcą może zaowocować propozycjami, które normalnie byłyby niedostępne. Może okaże się, że oddział w innym mieście potrzebuje pracownika. Może firma chce ruszyć z nową linią, a nie chce przedwcześnie informować całego rynku o swoich planach. Może jakiś dostawca lub
inny kooperant poszukuje kogoś na twoje stanowisko, a obie firmy pozostają na tyle w dobrych stosunkach, że mogą sobie polecać potencjalnych kandydatów (oczywiście, z zachowaniem poufności danych osobowych).
*Polecamy: * Rząd Tuska będzie walczyć o każde miejsce pracy
Powód trzeci – twoje aktywne podejście do szukania pracy wywołuje pozytywne wrażenie na osobie z którą się kontaktujesz ORAZ polepsza twoje samopoczucie. Zamiast biernie czekać na gwiazdkę z nieba, bierzesz swój sukces w swoje ręce. Większość rozsądnych ludzi woli kogoś, kto jest energiczny i zaradny, niż kogoś, kto tylko czeka na instrukcje.
Metoda ta jest skuteczna pod dwoma warunkami: masz kilkuletnie rozeznanie na rynku (na tyle żeby wiedzieć jak działa i gdzie tkwią największe bolączki), dysponujesz sporą przebojowością i pewnością siebie. Bez tego dwa-trzy pierwsze spotkania wystraszą cię przed kolejnymi. Uznasz, że tradycyjne wysyłanie ofert – choć znacznie mniej skuteczne – jest też znacznie mniej stresujące, a wtedy to by było na tyle w kwestii szukania pracy.
No i wreszcie konkretne działania do wykonania – z komentarzem odnośnie polskiej rzeczywistości.
(1) zbierz listę 40 potencjalnych pracodawców
W Polsce za dobry wynik można uznać 20 firm, chyba że twój zawód nie jest bardzo ograniczony merytorycznie – np. handlowiec poradzi sobie w wielu firmach, prawnik musi włożyć znacznie więcej wysiłku w zapoznanie się ze wszystkimi przepisami w nowej branży.
(2) Określ w ilu z tych firm pracuje ktoś kogo znasz lub kto z życzliwością może cię pokierować do odpowiedniej osoby kontaktowej
Portale społecznościowe działają w Polsce, więc nie jest to specjalnie skomplikowane działanie. W większości wypadków wystarczy grzecznie popytać po znajomych, żeby dostać numer telefonu lub adres email – jeśli to nie pomoże, trzeba po prostu zadzwonić na recepcję firmy.
(3) Oceń jak bardzo chcesz pracować w każdej konkretnej firmie z listy
Motywacja ta pozwoli ci nie załamywać się odpowiedzią „Na razie dziękujemy” i pozostawać w kontakcie z firmą. Z drugiej zaś strony, na niektóre firmy nie będziesz poświęcać więcej czasu niż niezbędne minimum – w końcu potrzebujesz jednego etatu, a nie trzech (chyba że jesteś lekarzem lub nauczycielem).
(4) Sprawdź czy firmy te prowadzą rekrutację w ogóle oraz na twoje stanowisko
Jeśli firma w ogóle nie prowadzi rekrutacji przez dłuższy czas, zwykle to znaczy, że albo działa w sposób stabilny, albo że właściciel lub dyrektor nie jest zainteresowany rozwojem firmy. W obu tych sytuacjach szkoda inwestować czas na kontakty w tej firmie (no, chyba że nie masz ciśnienia na szybkie znalezienie pracy).
Jeśli firma nie prowadzi akurat rekrutacji na twoje stanowisko, ale prowadzi inne rekrutacje, to trzeba poczekać cierpliwie. Typowy okres zatrudnienia to 1,5-2 lata, więc w końcu zacznie się ruch wokół upragnionego przez ciebie stanowiska. Przez ten czas możesz spokojnie nawiązać kontakt w firmie i przygotować się do rekrutacji.
*Polecamy: * Zarobki twórców gier komputerowych
Pytanie kluczowe – a zarazem największa wada tej metody – oczywiście brzmi następująco: Jak, u licha, nawiązać profesjonalny i życzliwy kontakt z kompletnie obcą osobą? Autor podaje w książce prosty przepis na mail: przedstaw się, odnieś się do publikacji medialnej z daną osobą (wywiad, artykuł), poproś o krótkie spotkanie lub zadaj merytoryczne pytanie (nie wspominaj o tym, że szukasz pracy). Problem z takim mailem polega na tym, że w większych firmach większość takiej korespondencji przechodzi przez dział PR lub marketingu – i wcale nie dochodzą do adresata, nie mówiąc już o jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Problem ten w Polsce jest dodatkowo wzmocniony, ponieważ niektóre firmy traktują swoją obecność w mediach jako przykry i w gruncie rzeczy niepotrzebny obowiązek. Pojawiają się zatem jedynie pod postacią korporacyjnych newsów PR-owych i tak naprawdę ani nie ma do kogo się zwrócić. Jeśli już pojawi się ktoś z imienia, z nazwiska i ze stanowiska, to zwykle ta osoba nie czuje potrzeby dalszego drążenia
tematu wywiadu lub wypowiedzi (z różnych powodów).
Co robić w takim przypadku? Wyjścia są trzy. Jeśli ci naprawdę zależy na określonej firmie, wybierz się na jakąś branżową konferencję lub targi i tam bezpośrednio porozmawiaj z jej przedstawicielem. Jeśli niezbyt ci się spieszy, monitoruj cierpliwie media – w końcu trafisz na informację o zmianach w firmie i znajdziesz upragniony kontakt. Jeśli nie masz czasu lub cierpliwości, po prostu zmniejsz dla tej firmy poziom motywacji (działanie numer 3 w opisanej powyżej metodzie) i czekaj na ogłoszenia rekrutacyjne. Skup swoją uwagę natomiast na tych kilku firmach, z którymi nawiązanie bliższego kontaktu jest łatwiejsze.
Przedstawiona metoda ta może wydać ci się skomplikowana. Dotychczasowa alternatywa jest z pewnością łatwiejsza – ale czy dalej chcesz biernie czekać na fajną pracę?
Mariusz Ludwiński,MA,WP.PL