Dietetyk - zawód przyszłości?
Ostrzega nas przed skutkami siedzącej pracy, choć jego zawód niestety też wpisuje się do grona tych, zagrożonych nadwagą. Jednak nawet siedząc przed komputerem, nie podjada krakersów, ani paluszków, bo wie, czym to grozi
10.08.2012 | aktual.: 25.05.2018 15:18
Jesteśmy coraz grubsi. - Ponad 40 proc. Polaków ma nadwagę - mówi dietetyk medyczny Alicja Wałdoch. O naszej nie najlepszej kondycji fizycznej świadczą dane przytoczone niedawno przez Gazetę Wyborczą. Powołując się na raport sieci badawczej HBSC, dziennik upublicznił, że już wśród najmłodszych pojawia się ten problem – 29 proc. 11-latków cierpi z powodu nadwagi. Nie ma się co dziwić – styl życia rodziców, przechodzi na dzieci. Brak ruchu, zła dieta – czyli potocznie nazywane „jedzenie śmieciowe”, to podstawowe przyczyny tycia. Jeśli dodamy do tego stres i nieregularny tryb życia, powstaje bomba z opóźnionym zapłonem – otyłość. Stąd już tylko krok do chorób, które znacząco mogą pogorszyć jakość życia.
Jednak nawet dla tych, co już dawno przekroczyli swoją górną granicę wagi, zawsze istnieje droga odwrotu. Wystarczą szczere chęci zmiany i wizyta u dietetyczki. Tych ostatnio pojawia się coraz więcej, bo w odpowiedzi na wzrastającą otyłość społeczeństwa, coraz więcej szkół i ośrodków szkoleniowych oferuje możliwość zdobycia tego zawodu. I niewątpliwie, potrzeba jest duża, bo patrząc na rosnące statystyki, Polacy coraz mniej wiedzą o zdrowym odżywianiu. Co prawda, do Amerykanów nam jeszcze daleko. Choć liczne statystyki dotyczące nadwagi w tym kraju są rozbieżne, niektóre z nich podają, że nawet 75 proc. tego narodu boryka się problemem tycia.
Prawdy ukryć się nie da – statyczny tryb życia „idzie nam w boczki”. - Klientami poradni dietetycznych są głównie kobiety w wieku średnim, aczkolwiek tendencja ta powoli się zmienia i coraz więcej mężczyzn zaczyna dostrzegać potrzebę zmiany sposobu odżywiania. Najczęściej osoby te wykonują pracę siedzącą – mówi dietetyk medyczny, Alicja Wałdoch.
W pracy nie tylko siedzimy, ale też zazwyczaj nie mamy czasu na regularne jedzenie. Jak wynika z badania Instytutu Opinii Publicznej Homo Homini 68 proc. Polaków nie ma czasu na obiad w pracy. Tymczasem, jak zauważa dietetyk medyczny, największym problemem, wynikającym z tempa życia, jest nieregularność spożywania posiłków, tj. jedzenie kilkunastu dań w ciągu dnia lub jednego do dwóch, najczęściej wieczorem. - Taki sposób odżywiania znacząco wpływa na obniżenie przemiany materii i gromadzenie niechcianych kilogramów, dlatego zachęcam do tego, aby jeść regularnie, pięć posiłków dziennie i dbać o aktywność fizyczną. W ten sposób można się ustrzec przed tyciem, które predysponuje nas do poważnych chorób cywilizacyjnych – mówi Alicja Wałdoch.
Tymczasem siedząc w pracy przed komputerem, jak często odpuszczamy sobie przerwę, sięgając po drobne przekąski „w międzyczasie”. W ruch idą krakersy, paluszki, chipsy lub inne słone lub słodkie przygryzki. - Podczas pracy przy komputerze nie kontrolujemy ilości zjadanych produktów – ostrzega dietetyk. Czynnikiem wyzwalającym mechanizm kompulsywnego jedzenia jest również stres. – Proces zmiany nawyków żywieniowych wymaga nieraz współpracy lekarza, psychologa i dietetyka – mówi Alicja Wałdoch. Jeśli czujemy, że na dobre zapomnieliśmy, jak wygląda piramida żywieniowa, może pora zasięgnąć porady specjalisty?
Problem jednak polega na tym, że dietetykiem może się dziś tytułować praktycznie każdy. - Zawód ten niestety nie jest w żaden sposób regulowany prawnie. Szkoły policealne umożliwiają zrobienie „kwalifikacji” dietetyka w rok, ale niekiedy możemy je nawet zdobyć na kilkudniowych kursach – mówi Alicja Wałdoch. - Dietetyk to jednak zawód odpowiedzialny, musi być poprzedzony zdobyciem niezbędnej wiedzy z zakresu m.in. fizjologii, biochemii żywności, psychologii. Najlepiej pod kątem tej profesji przygotowują uniwersytety, np. medyczne, gdzie studia trwają kilka lat– zauważa. Lepiej więc sprawdzić, komu powierzamy swoje zdrowie, tym bardziej, że usługi dietetyka należą do prywatnych i trzeba za nie zapłacić. W Gdańsku za taką kurację zapłacimy od 200 zł do 600 zł, ale np. w Warszawie stawka ta może wzrosnąć dwukrotnie.
Kiedy już podejmiemy decyzję o zmianie trybu życia z pomocą dietetyka, możemy liczyć na kompleksowy jadłospis dobrany do indywidualnych preferencji, potrzeb i celów. - Dietetyk jest przede wszystkim osobą wspierającą, stale motywującą oraz kontrolującą uzyskiwane postępy podczas kuracji – mówi Alicja Wałdoch. – Jednak praca w tym zawodzie opiera się na współpracy. Osiągniecie sukcesu zależy zarówno od dietetyka jak i osoby będącej na diecie – zauważa.
Jak jednak twierdzi, zawód ten jest w Polsce wciąż niedoceniany, zarówno w środowisku lekarskim, jak i w społeczeństwie. - Chociaż zmieniające się trendy, kreujące zdrowy styl życia, wskazują na coraz większe zaufanie do dietetyków – mówi. Czy staniemy się jak Skandynawowie - każdy na „jakiejś” diecie, przekonany, że dzień bez sportu, jest dniem straconym? Zważając na zatrważające statystyki, dotyczące otyłości na świecie, to by była dobra wróżba. W ostatnich 30 latach, liczba dzieci z nadwagą i otyłością wzrosła u Polsce dziesięciokrotnie, podczas gdy w Skandynawii zmalała. - Otaczająca na rzeczywistość stawia przed nami nie lada wyzwanie. Szereg pokus w postaci prostych i szybkich posiłków, może ułatwia życie, jednakże niezdrowa dieta, brak ruchu i nadwaga pogarszają nasze zdrowie i samopoczucie – mówi Wałdoch, jednocześnie optymistycznie spoglądając na nasze podejście do odżywiania: - Mimo to, patrząc na rosnącą ilość zwracających się o pomoc klientów można stwierdzić, że stajemy się bardziej świadomi
tego, jak powinniśmy żyć i co powinniśmy jeść – mówi dietetyk medyczny.
MD/JK