Dlaczego mamy płacić abonament?
Polacy przestali płacić abonament RTV. Przykład dali im politycy, jak Donald Tusk, który stwierdził, że to haracz i że będzie dążyć do jego zniesienia. Na nic zdały się medialne kampanie. W konsekwencji media publiczne rozstają się z misją. Co
dalej?
02.05.2012 | aktual.: 02.05.2012 08:24
Abonament radiowo-telewizyjny to najpowszechniejszy sposób utrzymywania mediów publicznych. W zasadzie we wszystkich krajach europejskich taki system finansuje publicznych nadawców.
Siła przekazu mediów i oddziaływania ich na opinie i postawy obywateli jest tak duża, że pojawiła się konieczność nadania mediom misji. Szybko jednak zdano sobie sprawę, że rozwijający się nadawcy komercyjni nie zrobią niczego, co nie będzie się wiązało z zyskiem. Dlatego niezbędne było zabezpieczenie funkcjonowania mediów publicznych, które miały szerzyć społeczne wartości, edukować oraz dbać o tzw. wyższą kulturę.
Jednocześnie jasne stało się, że kontrola nad publicznymi nadawcami to łakomy kąsek dla polityków. Finansowanie ich działalności bezpośrednio z budżetu zagrażało niezależności programowej. Stąd przyjęto abonament jako najlepszy sposób na finansowanie, a zarazem zabezpieczenie bezstronności mediów. Miały wszak służyć całemu społeczeństwu.
- My niestety nigdy nie wypracowaliśmy spójnej i jasnej koncepcji mediów publicznych. Te szczątkowe z ubiegłych lat raczej służyły doraźnemu interesowi politycznemu niż kompleksowej wizji takich środków przekazu - mówi prof. dr hab. Wiesław Godzic, medioznawca i wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Po co nam ta misja?
Radio i telewizja to potężne źródło oddziaływania na ludzi. Przede wszystkim dlatego, że bierny odbiór treści dostępnych dla całego społeczeństwa ma ogromny potencjał kształtowania mentalności widzów. Nie dziwi zatem pomysł wykorzystania tego medium dla szerzenia uniwersalnych wartości, kultury obywatelskiej, edukacji i informacji.
Tymczasem polityczny taniec nad publiczną telewizją i radiem rozpoczął się w zasadzie od momentu reform w 1989 roku. Już pierwsza wersja ustawy medialnej z 1992 roku to efekt walki o władzę w mediach. Od tamtego czasu każda siła polityczna na zmianę zwalczała owe media lub broniła ich w zależności od tego, po której stronie barykady się znalazła. Misja stała się jedynie instrumentem w tych potyczkach. My tymczasem całą tę zabawę musieliśmy utrzymywać.
Punktem kulminacyjnym była rozgrywka o media między PO a PiS. Z jednej strony skrajne upolitycznienie, z drugiej działania zmierzające do osłabienia pozycji publicznych nadawców przelały czarę goryczy. W konsekwencji zmiany w przepisach o abonamencie oraz wzrost niechęci do jego płacenia zmusiły przede wszystkim telewizję do przyjęcia bardziej komercyjnej formy.
- Dziś ciężko mówić o jakiejkolwiek misji publicznej. Bardziej niż ją widać reklamę. Telewizja sama sobie podcięła skrzydła. Dziś TVP ciężko odróżnić od stacji komercyjnych - mówi Tomasz Kulisiewicz z firmy doradczej Audytel.
Tymczasem misja umożliwia utrzymywanie na antenie programów, które nie są dochodowe lub przynoszą zbyt skromne zyski dla stacji nastawionych tylko na zysk. Chodzi przede wszystkim o programy kulturalne, edukacyjne i regionalne. Przykład fiaska TVN Warszawa pokazuje, że z finansowego punktu widzenia takie przedsięwzięcia mają małe szanse na przetrwanie, choć dla lokalnej społeczności mają duże znaczenie.
Czy powinniśmy płacić abonament?
Jest to obowiązek każdego, kto posiada odbiornik radiowy lub telewizyjny z wyjątkiem osób zwolnionych na podstawie ustawy. Jednak już taka konstrukcja przepisów o abonamencie może wprowadzać w błąd. Łatwo bowiem zarzucić władzy, że niejako narzuca nam usługę, z której nie możemy zrezygnować. W czasie gdy jednocześnie media publiczne tracą atrybut misyjności, takie argumenty stają się zrozumiałe i nietrudno dla nich znaleźć poparcie.
Jest to jednak błędne pojmowanie funkcji abonamentu.
- Należy zrozumieć, że utrzymywanie mediów publicznych, które rzeczywiście pełnią misję, to nie zapewnienie sobie dostępu do telewizji, lecz wspieranie działalności społecznej tych mediów. Nawet jeśli sami ich nie oglądamy, to one mają za zadanie kształtować, informować i edukować resztę społeczeństwa - mówi prof. Wiesław Godzic.
Zatem jest to danina na rzecz pewnej funkcji społecznej, którą zamiast państwa realizują media publiczne. Zasadniczy warunek to właśnie jakość tej misji i pluralizm światopoglądowy.
W tym kontekście rozważania nad konstytucyjnością abonamentu czy uznawanie posiadania telewizora lub radia za przesłankę do obowiązku jego opłacania są bezpodstawne. Zresztą w Europie obowiązek utrzymywania nadawców publicznych staje się coraz bardziej powszechny. Źródłem finansowania jest nie tylko abonament.
Tylko w Skandynawii oraz we Francji abonament jest jedynym źródłem utrzymania publicznych nadawców. Jednak już od 2016 roku nad Sekwaną zostanie wprowadzony także podatek od stacji komercyjnych i operatorów komórkowych. Także w Niemczech od przyszłego roku zostanie rozszerzona baza opłat na rzecz mediów misyjnych. W Grecji i Portugalii abonament rtv wiąże się z poborem prądu. Podobny pomysł Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji chce wprowadzić w Polsce.
- W niektórych krajach w ogóle odchodzi się od uzależnienia obowiązku opłacania abonamentu od posiadania telewizora lub radia. Sadzę, że modyfikacja prawa w Polsce w tym kierunku rozwiązałoby obecny impas w kwestii utrzymania naszych mediów - mówi prof. Stanisław Jędrzejewski, przewodniczący Rady Nadzorczej Polskiego Radia i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
- Mimo opłakanego stanu, w jakim znalazła się funkcja społeczna TVP, wciąż wierzę w powrót do misji i odbudowę autorytetu mediów publicznych. Dlatego jeszcze płacę abonament - mówi Tomasz Kulisiewicz.
Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że przesłanki płacenia abonamentu na świecie są różne. W Wielkiej Brytanii dobrze rozwinięta jest kontrola oraz przepisy zmuszające do wnoszenia tej opłaty. Na Wyspach ponad 95 proc. osób, które muszą płacić abonament, robi to. W Niemczech płacą niemal wszyscy - to efekt mentalności i postawy legalizmu w tamtejszym społeczeństwie.
U nas ani jeden, ani drugi czynnik nie ma szans wpłynąć na wzrost dochodów mediów publicznych z tego tytułu. Mamy najwyższy w Europie poziom niepłacenia abonamentu. Nie reguluje go 65 proc. widzów.
- Administracja, nie egzekwując opłat abonamentowych, w zasadzie toleruje łamanie prawa - mówi Marek Składowski, prezes Radia Łódź.
- Państwo nieumiejące egzekwować prawa, które samo wprowadziło, jest państwem słabym. Tymczasem konkretne przepisy nakładają taki obowiązek na obywateli - mówi prof. dr hab Wiesław Godzic.
Najbardziej cierpi radio
Nie wszędzie jest tak źle z działalnością misyjną. Wciąż tę funkcję stara się pełnić radio. Ze swej natury jest mniej skomercjalizowane i bardziej wierne wartością misji społecznej. Tymczasem całokształt mediów publicznych jest kształtowany przez telewizję.
- Wśród ludzi ta świadomość jest niestety marginalna. Przykłada się do nas tę samą miarę co do telewizji. To ona przede wszystkim odstrasza od płacenia abonamentu, lecz to my cierpimy najbardziej - mówi Marek Składowski.
O ile abonament stanowi raptem kilkanaście procent budżetu TVP, o tyle wpływy z tego tytułu to w zasadzie być albo nie być dla stacji radiowych.
Jak rozplątać węzeł gordyjski?
Niechęć do płacenia abonamentu w tych okolicznościach niestety nie dziwi. Trudno zaakceptować sytuację, gdy za nasze pieniądze produkuje się rozrywkowe szmiry i płytkie seriale lub zatrudnia się gwiazdy o gażach przekraczających 30 tys. zł za występ w kilku emisjach programu.
Media publiczne jednak, starając się przetrwać przy lawinowo spadających wpływach z abonamentu, nie mają wyjścia i muszą dalej iść w komercję, zaniedbując niedochodową działalność misyjną. Wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia.
Bałagan w mediach publicznych to efekt nieodpowiedzialnych działań polityków. I jedynie na poziomie politycznym ten problem można rozwiązać. Po pierwsze, należy zdecydować, czy potrzebujemy podatne na wpływy ideologiczne i skomercjalizowane stacje utrzymywane za nasze pieniądze. Po drugie, czy nasza klasa polityczna jest w stanie stworzyć prawdziwie, służebne wobec społeczeństwa, a także obiektywne środki przekazu. Jeśli bowiem nie, to powinniśmy dać sobie spokój raz na zawsze z dalszą produkcją telenoweli pod tytułem bój o media publiczne. Oszczędzimy przynajmniej te kilkaset złotych rocznie.