Dolar robi spustoszenie na azjatyckich rynkach. Na złotym nowe rekordy
Przy prawdopodobnym spadku kursu eurodolara w perspektywie pół roku do parytetu (EUR/USD po 1,00), być może za amerykańską walutę trzeba będzie zapłacić nawet 4,40 zł.
24.11.2016 | aktual.: 25.11.2016 07:52
Dolar wzbija się na kolejne szczyty. Rano kosztował już ponad 4,21 zł. Nasza waluta jest wyjątkowo słaba, ale nie tylko ona ma problemy. Jeszcze większe spustoszenie robi amerykańska waluta na rynkach azjatyckich. Tam padają rekordy wszech czasów.
Złotówka w ostatnim czasie mocno osłabiła się względem dolara. Od początku miesiąca kurs wymiany wzrósł o blisko 30 groszy do poziomu 4,20 zł. W czwartek przed południem nawet przekroczył na chwilę 4,21 zł, co jest nowym 14-letnim rekordem. To duży cios, ale i tak na tle innych krajów nie wypadamy wcale aż tak źle. Niektórzy mają gorzej.
Obserwuj bieżące notowania dolara src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1479942060&de=1480028340&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=USDPLN&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&tid=0&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/>
Prawdziwe trzęsienie ziemi ma miejsce na azjatyckich rynkach finansowych. Waluty tamtejszych wschodzących gospodarek notują historyczne rekordy słabości. Agencja Bloomberg rozpisuje się na temat Indii. W czwartek za jednego dolara mieszkańcy tego kraju musieli płacić już 68 rupii. Nigdy wcześniej nie widziano tam takich notowań, a przypomnijmy że tamtejsza gospodarka radzi sobie bardzo dobrze - rozwija się w tempie prawie trzykrotnie szybszym niż Polska, a bezrobocie nie przekracza 5 proc.
Pod względem gospodarczym za azjatyckiego tygrysa uznawane są także Filipiny, które również muszą uznać niesamowitą siłę dolara czy Malezja, której waluta ringgit jest najsłabsza od 1998 roku.
Co łączy azjatyckie tygrysy z Polską w kontekście dolara? Odpływ kapitału. Z rynku obligacji indyjskich w tym miesiącu wypłynęło 1,4 mld dolarów, a w przypadku akcji mowa o kolejnych 1,7 mld dolarów. To największa ucieczka inwestorów od kwietnia 2014 roku. Do tego dochodzi 327 mln dolarów jakie wyparowały z giełdy na Filipinach.
Jak wskazują ekonomiści pytani przez Bloomberga, inwestorzy na całym świecie sprzedają ryzykowniejsze aktywa i przenoszą pieniądze na rynki rozwinięte, w tym m.in. do Stanów Zjednoczonych. Spekuluje się bowiem, że prezydentura Donalda Trumpa, który oficjalnie zostanie zaprzysiężony w styczniu, będzie sprzyjać rozwojowi gospodarczemu USA i w efekcie przyczyni się do zwiększenia tempa podwyżek stóp procentowych. Te w USA są obecnie na prawie zerowym poziomie (0,5 proc.). Dla porównania w Polsce oprocentowanie jest trzykrotnie wyższe, w Indiach wynosi 6,25 proc., a na Filipinach 3 proc. Ta różnica do tej pory przyciągała kapitał.
Sytuacja jest na tyle poważna, że ekonomiści spodziewają się interwencji ze strony banków centralnych Indii czy Filipin w obronie własnych walut. Te jak zgodnie oceniają eksperci, są niedowartościowane. Ma to negatywny wpływ m.in. na rosnące zadłużenie zagraniczne i coraz wyższe ceny na półkach sklepowych importowanych towarów.
Spokój zachowuje na razie Narodowy Bank Polski. Jego organ odpowiadający za politykę pieniężną, czyli RPP przygląda się sytuacji i nie zmierza podejmować pochopnych kroków. Od wielu miesięcy utrzymuje stopy procentowe na niezmienionym poziomie.
- Trzeba nauczyć się żyć ze słabym złotym - radzi Marcin Kiepas, główny ekonomista easyMarkets. - Perspektyw dla niego wciąż są złe. I to zarówno te oceniane przez pryzmat czynników globalnych, czyli oczekiwania co do polityki Trumpa, podwyżki stóp przez Fed, mocny dolar, wyprzedaż obligacji, odpływ inwestorów z rynków wschodzących, jak i lokalnych takich jak zwalniające tempo wzrostu gospodarczego w Polsce czy obawy przed cięciem ratingu.
Ekspert ostrzega, że przy prawdopodobnym spadku kursu eurodolara w perspektywie pół roku do parytetu (EUR/USD po 1,00), być może za amerykańską walutę trzeba będzie zapłacić nawet 4,40 zł.