Dzięki fikcyjnym meldunkom wiceminister zarobił 3,7 mln zł
Osiemset hektarów ziemi i 3,7 mln zł unijnych dopłat, to "dorobek" byłego wiceministra środowiska i osób z jego najbliższego otoczenia. Wszystko dzięki fikcyjnym meldunkom - twierdzi "Rzeczpospolita".
Sprawa Macieja Trzeciaka głośna jest już od roku. To wówczas "Rzeczpospolita" i "Superwizjer" TVN zarzuciły mu, że dzięki fikcyjnemu meldunkowi kupił 206 ha ziemi, obsadził je orzechem włoskim i dostaje unijne dopłaty. Śledztwa wszczęły policja i CBA. Urzędnik zapewniał, że jest niewinny, ale podał się do dymisji.
Teraz "Rzeczpospolita" dotarła do świadków, którzy nie kryją, że Trzeciak meldował się fikcyjnie, podobnie jak związane z nim osoby (kosztowało to ok. 1000 złotych). Jedna z tych osób powiedziała gazecie, że czyniła to tyle razy, że już zapomniała ile.
W efekcie "spółka rodzinna" Trzeciaka kupiła na przetargach (organizowanych dla miejscowych rolników - po to potrzebny był meldunek) 800 ha ziemi, z czego na 600 ha uprawia orzechy włoskie, za które przez pierwsze pięć lat dostaje sowite dopłaty z UE. Tylko na swoje 206 ha były wiceminister otrzymał z Unii od 2007 r. niemal 520 tys. zł.
Jego żona dostała od Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ponad 800 tys. zł dopłat. Co ciekawe zgłosiła grunty, które od Agencji Nieruchomości Rolnych dzierżawi zupełnie inna osoba.
Sześć osób, w tym Artur B., który zameldował u siebie Trzeciaka, usłyszało już zarzuty poświadczenia nieprawdy - donosi "Rzeczpospolita". Policja chciała zatrzymać Trzeciaka, ale nie zgodził się na to prokurator.