Eksperci: kurs PLN i bessa na GPW wśród przyczyn spadku inwestycji firm
Zmienny kurs złotego, bessa na GPW i wprowadzenie podatku bankowego przy jednoczesnym zwolnieniu z opodatkowania zakupu obligacji skarbowych - to według ekspertów przyczyny spadku o 8,6 proc. nakładów inwestycyjnych firm w pierwszym kwartale tego roku.
23.05.2016 17:15
W poniedziałek GUS podał, że nakłady inwestycyjne przedsiębiorstw niefinansowych w I kw. tego roku spadły o 8,6 proc. w porównaniu do pierwszego kwartału 2015 r; wyniosły 21,4 mld zł. Rok temu w pierwszym kwartale 2015 r. zanotowano wzrost o 14,6 proc.
Ekspert ds. ekonomicznych Pracodawców RP Łukasz Kozłowski powiedział PAP, że stopniowe osłabianie się dynamiki nakładów inwestycyjnych jest widoczne już od drugiej połowy ub. roku.
"Na początku bieżącego roku tendencja ta uległa szczególnemu nasileniu. Wstępny, znacznie niższy od oczekiwań odczyt PKB za I kw. 2016 r. - choć struktura czynników na niego wpływających nie jest jeszcze znana - był już pierwszym sygnałem wskazującym na to, że mogło dojść do znacznego spowolnienia lub wręcz spadku w obszarze nakładów na środki trwałe" - podkreślił.
Jak dodał, z jednej strony ma to związek z zakończeniem wydatkowania środków europejskich ze starej perspektywy finansowej - bezpośrednio oraz pośrednio determinujących poziom inwestycji także w firmach prywatnych, przy jednoczesnym braku uruchomienia do tej pory na znaczną skalę środków z budżetu unijnego na lata 2014-20. Z drugiej zaś strony - zdaniem Kozłowskiego - niski poziom inwestycji jest pochodną bardziej niepewnych uwarunkowań działalności przedsiębiorstw oraz sytuacji na rynkach finansowych: wysoce zmiennego w ostatnim czasie kursu złotego, a także bessy na Giełdzie Papierów Wartościowych.
"To zaś ogranicza dostęp do źródeł finansowania inwestycji oraz utrudnia dokonanie rachunku opłacalności rozważanych inwestycji. W końcu wprowadzenie podatku bankowego przy jednoczesnym zwolnieniu z opodatkowania zakupu obligacji skarbowych wywołało efekt wypierania inwestycji prywatnych przez inwestycje w dług rządowy. Banki, zamiast kredytować inwestycje w gospodarce, wolą teraz kupować polskie papiery dłużne, bo stało się to stosunkowo zyskowniejsze, a jednocześnie pozostaje nieporównywalnie znacznie bezpieczniejsze" - zaznaczył.
Zdaniem Kozłowskiego, czynnikiem wspierającym wzrost inwestycji w dalszej części 2016 r. będzie coraz większy poziom wydatkowania środków europejskich, natomiast trudno przewidzieć, w którym momencie nastąpi odwrócenie dotychczasowych tendencji panujących na rynkach finansowych. "Ewentualna realizacja pesymistycznego scenariusza, a więc utrzymywanie się przez dłuższy czas niskiego poziomu inwestycji może zaś niekorzystnie odbić się na sytuacji na rynku pracy, gdyż przy niewielkich nakładach na środki trwałe obserwujemy zazwyczaj spadek liczby tworzonych miejsc pracy" - dodał.
Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club zauważył, że dane za pierwszy kwartał, chociaż nie są specjalnie optymistyczne, nie przesądzają o wyniku za cały rok. "W pierwszym kwartale nakłady inwestycyjne są małą, wręcz niewielką częścią nakładów rocznych. I tak zapewne będzie i w tym roku" - powiedział PAP.
Zwrócił jednak uwagę, że zaniepokojenie wśród ekonomistów co do wyników całorocznych wzbudza wzrost ryzyka inwestycyjnego za przyczyną osłabienia złotego, a także sporu między władzą ustawodawczą a sądowniczą. Natomiast czynnikiem obiektywnym, łagodzącym te obawy, jest - jak wskazał - koniec unijnej perspektywy budżetowej.
"Ponieważ w zeszłym roku kończyła się 7-letnia perspektywa budżetowa, chodziło o to, by możliwie jak najwięcej pieniędzy unijnych wydać na projekty do końca roku. W związku z tym w pierwszym półroczu jest stosunkowo mało projektów inwestycyjnych współfinansowanych przez Unię Europejską. Należy więc oczekiwać znacznego zmniejszenia dynamiki nakładów inwestycyjnych w obszarze inwestycji publicznych w pierwszym półroczu" - wyjaśnił.
"Powstaje pytanie, czy w drugim półroczu poprawa będzie na tyle duża, by doszło do wzrostu na skalę roku. W tej chwili trudno to przesądzać" - dodał ekonomista.