Emerytura? Jaka emerytura? W świadczenie na starość już w ogóle nie wierzę [OPINIA]

Nie wierzę już w emerytury. Nie wierzę w polityków. Grzebanie przy limicie maksymalnych składek na ZUS i ciche propozycje ustawowe ograniczonej emerytury prowadzą do jednego: politycy ośmieszają państwo. Nad głowami milionów Polaków Jarosław Kaczyński z Jarosławem Gowinem bawią się w układanie koalicji - pisze w felietonie Mateusz Ratajczak, dziennikarz money.pl.

Emerytura? Jaka emerytura? W świadczenie na starość już w ogóle nie wierzę [OPINIA]
Źródło zdjęć: © East News | Adam STASKIEWICZ
Mateusz Ratajczak

Może będzie jakaś, może nie będzie nijaka. Może będzie wysoka, może będzie dramatycznie żałosna. Może wiemy, jak ją wyliczyć, a może nie mamy zielonego pojęcia, co ten Zakład Ubezpieczeń Społecznych w zasadzie wymyśla.

Emerytura w Polsce to loteria. I to loteria, której reguły gry zmieniają się nadzwyczaj często. Tak często, że powagi w tym nie zostało już ani krzty. W ciągu ostatnich dwóch dekad system dostawał ciosy od każdej kolejnej ekipy. A to reforma z przełomu tysiąclecia, a to upadek systemu Otwartych Funduszy Emerytalnych, które każdemu z nas miały gwarantować jesień życia pod palmami. Prawo i Sprawiedliwość postanowiło właśnie kolejny raz zamieszać w systemie.

Nocne plany wywrotu w sprawie limitu 30-krotności składek na ubezpieczenia społeczne pokazują jedynie, że politycy za nic mają sobie system emerytalny. Ten i jakikolwiek inny, który będzie w przyszłości. Polacy żyją krócej niż mieszkańcy zachodniej Europy. Tylko dlatego nasz system emerytalny jeszcze się nie zawalił. Majstrowanie w nieskończoność może skończyć się tylko źle.

Mogą zmienić co chcą, jak chcą i kiedy chcą. Jest pomysł, jest projekt, jest głosowanie, jest zmiana. I to jeszcze pod osłoną nocy. A reszta? A reszta nas - polityków - nie obchodzi. Przykrywanie się solidarnością, dobrem wspólnym i bajońskimi majątkami osób zarabiających ponad 15 tys. zł jest co najwyżej śmieszne. A tak właśnie tłumaczony jest kolejny skok rządzących na kasę obywateli. I nie chodzi o żadną sprawiedliwość. Chodzi wyłącznie o efekt fiskalny.

Dlaczego każdy powinien interesować się tą ustawą? Bo wbrew pozorom nie dotyczy tylko 370 tys. najlepiej zarabiających Polaków, którzy pracują na etacie. Tak tę zmianę przedstawiają jej twórcy. Nie dajmy się zwieść.

Zniesienie 30-krotności składek na ZUS dotyka każdego, nawet szeregowego pracownika. Zmiana oznacza nie tylko mniej w portfelu dobrze zarabiającego pracownika. Pracownik będzie droższy dla pracodawcy. Bo i firma będzie musiała dorzucić swoje. A skoro to szef, dyrektor, menadżer będzie kosztował więcej, to ile zostanie w koszyku na podwyżki dla innych? Mówiąc wprost: tyle, co nic. Tym bardziej na przełomie roku, gdy budżety w największych firmach są już dawno ustalone.

Problem przedsiębiorców zdaje się jednak polityków nie interesować.

Majstrowanie przy emeryturach to jeszcze jeden problem. Dla mnie - największy. To problem zaufania, którego system emerytalny w Polsce ma coraz mniej. Nie wierzę, że za blisko 40 lat będzie cokolwiek na mnie czekało. Jak będzie trzeba, to zmieni się sposób wyliczania świadczenia. Może każdy dostanie tyle samo? Politycy coś wymyślą, o to jestem spokojny.

Jak dzisiejsze pokolenie młodych Polaków ma wierzyć w jakiekolwiek świadczenia wypłacane na starość? "Pieniądze? Jakie pieniądze?". Jak ufać, że system emerytalny przetrwa do mojej starości, skoro ledwie skończył 18 lat, a już jest wymieniany? Po cichu. Bez żadnej debaty.

I to za pomocą poselskiego projektu ustawy, który nie został napisany przez posłów. Skąd to wiadomo? To proste. Żaden poseł w historii nie stworzył projektu tak pełnego przypisów, wyjaśnień i dodatków. Posłowie napisali tylko uzasadnienie. Lakoniczne, skrótowe, dwustronicowe. Z informacji money.pl wynika za to, że pomysł od dawna leżał w szufladach Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Zniesienie limitu 30-krotności to zapowiedź życia na kredyt. Kredyt, które będą spłacać kolejne pokolenia. Dziś budżet trochę zyska, w przyszłości będzie dławił się emeryturami liczonymi w dziesiątkach tysięcy złotych. Emeryturami, na które dzisiejsze pokolenie młodych będzie musiało zapracować. Nas, młodych ubywa. Naszych rodziców, starszych jest wielu. Tym bardziej smuci, że nad głowami milionów Polaków Jarosław Kaczyński z Jarosławem Gawinem bawią się w układanie koalicji. Zapominają o najważniejszym. Dzisiejsza zabawa odbije się czkawką kolejnym pokoleniom, w tym mojemu.

Prawo i Sprawiedliwość na emerytalnych nocnych przewrotach potknie się dwa razy.

Najpierw skutecznie odciągnie pracujących od Pracowniczych Planów Kapitałowych, które miały pomóc im w oszczędzaniu na starość. By PPK się udało, brakuje jednak elementarnego składnika: zaufania do państwa. Wymianki przepisów emerytalnych pisanych na kolanie tego zaufania nie zbudują. Nie można w jednym miesiącu wymieniać zasad emerytalnych, likwidować OFE i wprowadzać - z sukcesem - PPK. To nie przejdzie. I nie ma się co dziwić.

Prawo i Sprawiedliwość (oraz wszyscy głosujący "za!") przeliczą się na zniesieniu limitu "30-krotności" składek również w kwestiach budżetowych.

Zamiast 7 mld zł w budżecie, zobaczą topniejące wpływy. Nie wiedzą, jak bardzo zachęcą Polaków do przedsiębiorczości. Zmiany teoretycznie dotkną blisko 370 tys. osób. Z tego ponad blisko 300 tys. to pracownicy sektora prywatnego, 80 tys. to pracownicy sektora publicznego.

Co to oznacza? 300 tys. osób może bez problemu zmienić swoją formę zatrudnienia. Uciekną, ominą niekorzystną zmianę, po prostu zadbają o własny portfel. Zamiast etatowcami zostaną po prostu przedsiębiorcami. A budżet pożegna się z 7 mld zł.

Nie wierzycie? Udowodni to matematyka. Osoba z umową o pracę, która zarabia 20 tys. zł, odprowadza co miesiąc 1,9 tys. zł składki emerytalnej, 300 zł ubezpieczenia rentowego, 490 zł ubezpieczenia chorobowego oraz 1,5 tys. zł ubezpieczenia zdrowotnego. Jeden pracownik i 4 tys. zł wędruje do budżetu.

Gdyby ta sama osoba wybrała samozatrudnienie, czyli jednoosobową działalność gospodarczą, to zaoszczędzi ponad 2 tys. zł. Na składki zamiast 4 tys. zł powędruje zaledwie 1,8 tys. zł. Rocznie to już 26 tys. zł na korzyść samozatrudnienia.

Gdyby wszyscy etatowcy dotknięci zmianą, przeszli ścieżkę z etatu na własną działalność gospodarczą, to budżet pożegnałby się z około 7 mld zł. Zamiast 7 na plusie, rząd będzie miał 7 na minusie. A warto przypomnieć, że na etacie składki płaci jeszcze pracodawca. Przy tej samej umowie - to kolejne 4 tys. zł co miesiąc. I strata znów rośnie. Rząd może zaliczyć wyjątkowo bolesną wpadkę.

Zdaje się, że politycy i rząd wysyłają właśnie apel do Polaków: Chcecie mieć godną starość? To radźcie sobie sami, oszczędzajcie na boku, dbajcie o swój portfel.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)