Euro: uczmy się od Słowaków
W najbliższy czwartek nasi sąsiedzi pożegnają koronę. Mimo obaw - ceny na razie nie wzrosły
31.12.2008 10:55
_ Nie boję się euro. Byłem w Niemczech, gdy przyjmowały wspólną walutę. I nic strasznego się tam nie stało. Nieznacznie wzrosły jedynie ceny podstawowych produktów _- mówi Miroslav Budos z Żyliny, jeden z naszych słowackich rozmówców.
W Nowy Rok nasi południowi sąsiedzi pożegnają koronę i przyjmą euro. Słowacja będzie pierwszym krajem w Europie Środkowo-wschodniej, który konsekwentnie przygotowywał się do wprowadzenia wspólnej waluty i spełnił wszystkie kryteria, by wejść do strefy euro.
Słowacy - podobnie jak wcześniej Słoweńcy, Maltańczycy czy Cypryjczycy - w sprawie wprowadzenia europejskiej waluty są podzieleni na dwa obozy. Jedni obawiają się znacznego wzrostu cen. Drudzy uważają, że dopiero teraz słowacka gospodarka na dobre stanie na nogi i uwolni się od komunistycznych zaszłości.
Z badań przeprowadzonych w maju wynika jednak, że aż 76 proc. Słowaków obawia się euro. Mniej jest tych, którzy wierzą, że ceny nie wzrosną- w maju było ich 14 proc. To i tak znacznie więcej niż we wrześniu 2007 roku, gdy optymistów było zaledwie 3 proc.
Słowaccy handlowcy najbardziej boją się pomyłek przy przeliczaniu cen z koron na euro. Maria Kubusova, która w miejscowości Cadca sprzedaje wyroby z sera, uważa, że to największe wyzwanie dla wszystkich przedsiębiorców i drobnych sklepikarzy.
_ Obawiam się, że narobię manka w kasie i mniej zarobię, ale i do tego trzeba się będzie przyzwyczaić _- mówi Maria Kubusova.
Mimo tych niepokojów słowacka droga do euro może być dla nas wzorem. Słowacy zaczęli przygotowywać się do wprowadzenia wspólnej waluty już w 2002 r. W następnym roku rząd w Bratysławie przyjął szczegółową strategię ekonomiczną. Niemal od razu uruchomiono wielką kampanię informacyjną i powołano pełnomocnika ds. euro. Wreszcie w maju Komisja Europejska uznała, że Bratysława spełnia opisane w traktacie z Maastricht warunki konwergencji. To znaczy, że na tyle upodobniła swą gospodarkę do państw Europy Zachodniej, że przyjęcie naszych południowych sąsiadów do strefy euro stało się realne.
Ważne jest też, że rządzący na Słowacji nie bali się trudnych reform, które pomogły im szybko wejść do Eurolandu, np. wprowadzili podatek liniowy, co przyciągnęło wielu zagranicznych inwestorów. Władze ostro ścięły też wydatki z kasy państwa.
Od sierpnia ubiegłego roku wszystkie ceny na Słowacji podawane są zarówno w koronach, jak i euro, by uniemożliwić sprzedawcom zaokrąglanie sum w górę. Rząd postanowił ostro karać oszustów zawyżających ceny - grozi im od sześciu do dziesięciu lat więzienia.
Dla Polaków wejście Słowacji do strefy euro nie powinno mieć wielkiego znaczenia. Ten kraj jest dopiero 8. partnerem handlowym Polski i liczy jedynie 5 mln mieszkańców.
Podwyżki cen mogą odczuć jedynie polscy turyści wyjeżdżający w słowackie Tatry. Jeśli, jak twierdzą nasi ekonomiści, euro wzmocni się do złotego o kolejne 5 proc., w przyszłym roku więcej zapłacimy za dotychczas stosunkowo dla Polaków tanią żywność i atrakcyjne noclegi na Słowacji.
NaszeMiasto.pl
Tomasz Ł.Rożek, Jacek Drost