Europa źródłem niepokoju

W USA gracze giełdowi znowu zostali w poniedziałek postawieni w sytuacji tych, którzy powinni ratować świat. Od rana w Europie panowały bardzo złe nastroje, ale bardzo często giełdy amerykańskie promieniejąc optymizmem ten nastroje poprawiają. Tym razem było o to bardzo trudno.

Europa źródłem niepokoju
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

19.07.2011 09:32

Na rynku walutowym już w nocy z niedzieli na poniedziałek mocno spadał kurs EUR/USD. Było to pokłosie zarówno niewiary w jakość testów odpornościowych jak i wywiadu Jean-Claude Trichet. Sytuację usiłował uspokoić rzecznik niemieckiego rządu twierdząc, że nie ma nieporozumień między kanclerz Angelą Merkel, a Wolfgangiem Schaeuble, ministrem finansów Niemiec. Powiedział też, że pani kanclerz weźmie udział w czwartkowym szczycie liderów UE, który da jasny sygnał, że nastąpił duży postęp w sprawie drugiego planu pomocy dla Grecji. Nie podziałało. Ceny obligacji krajów PIIGS nadal spadały, a to szkodziło europejskiej walucie.

Drugim tematem (straszakiem) była walka o podniesienie limitu zadłużenia USA. W poniedziałek kolejna, trzecia już agencja (Fitch) ostrzegła, że rozważy obniżenie ratingu USA, jeśli nie dojdzie do podwyższenia limitu zadłużenia przed 2 sierpnia. Nie widać było nawet śladu wstępnego porozumienia między Demokratami i Republikanami. Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA, w wywiadzie telewizyjnym dla CNBC stwierdził, że nie może być mowy o ogłoszeniu niewypłacalności USA i że Republikanie doskonale wiedzą o konieczności porozumienia się przed 2 sierpnia z Demokratami.

Na rynku akcji najgorzej zachował się sektor bankowy. Wydaje się, że europejskie stress testy przyniosły więcej szkody niż pożytku. Uznano je (słusznie) za niewiarogodne, co przeceniło sektor bankowy w Europie, a to zaszkodziło też bankom amerykańskim. Rzadko się zdarza, że Europa tak zaraża USA, ale tym razem tak się stało. Indeksy dość szybko spadły o więcej niż jeden procent, ale naruszenie wsparcia tuż pod poziomem 1.300 pkt. wpierw zatrzymało przecenę, potem indeksy zaczęły pełznąć na północ, a w ostatniej godzinie byki delikatnie przycisnęły pedał gazu. Dzięki temu straty zostały nieco ograniczone, a średnie 50. sesyjne na DJIA i NASDAQ ocalone. Na S&P 500 nadal jest tylko naruszona. Sygnału sprzedaży nadal nie ma.
GPW od początku dnia poszła w poniedziałek drogą wytyczoną przez inne giełdy europejskie. Nasz rynek kopiował dokładnie ruchy innych indeksów. Spadki o więcej niż jeden procent po pierwszej godzinie handlu zostały w drugiej godzinie ograniczone do jednego procenta i rynek wszedł w marazm. W okolicach południa zrobiło się jednak niebezpiecznie, bo indeksy na innych giełdach stabilizowały się, a u nas zaczęły się osuwać. Potem zresztą dołączyły też i inne giełdy. Wszystko opierało się na zachowaniu europejskiego rynku długu.

Przed rozpoczęciem sesji w USA nastroje na giełdach zaczęły się nieznacznie poprawiać, co również u nas doprowadziło do chwilowej redukcji strat. Potem było jednak już tylko gorzej. Słabe rozpoczęcie sesji w USA i przecena na rynkach europejskich doprowadziły do spadku WIG20 aż o 2,62 proc. (największy spadek w tym roku) na całkiem sporym obrocie. Jeszcze mocniej spadł węgierski BUX (blisko 3,7 proc.), co sygnalizuje, że z naszego regionu ewakuował się jakiś zagraniczny kapitał. Wszystkie sygnały sprzedaży nadal obowiązują. Jeśli nawet uda się dzisiaj indeksowi odbić to nadal będą obowiązywały.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)