Fryzjerzy - oszuści reaktywują się przed Sylwestrem
Uwaga na samozwańcze, internetowe fryzjerki! Przed Sylwestrem również amatorzy liczą na łatwy zarobek.
28.12.2010 | aktual.: 28.12.2010 14:28
Ela, prowadząca zakład fryzjerski w Gdańsku-Wrzeszczu, pracuje w zawodzie około 30 lat.
- Druga połowa grudnia to w tym zawodzie bardzo gorący czas. Najpierw Wigilia, potem zabawa Sylwestrowa. Każdy chce dobrze wyglądać - jak co roku. Jednak coś się zmieniło - ocenia.
- Kilka, kilkanaście lat temu więcej pań wybierało się na bale, oficjalne przyjęcia. Wcześniej planowały wielkie wyjście i z wyprzedzeniem umawiały się na czesanie, strzyżenie czy farbowanie włosów. Dziś znacznie więcej osób bawi się na prywatnych, domowych imprezach, na które nie robią jakichś wymyślnych fryzur - tłumaczy. - Te panie, które planują wielkie wyjście, to właśnie te klientki, które już zapisały się na wizytę 31 grudnia i chcą mieć pewność, że w ostatniej chwili nie okaże się, że brakuje dla nich miejsca. Reszta zacznie o tym myśleć dopiero teraz. Salon pani Eli czynny jest od 7 do 20. Także w Sylwestra. Pracuje na dwie zmiany.
- Dzięki temu nie musimy wydłużać czasu pracy - same przecież też mamy plany na tę noc. Wiem jednak, że zakłady działające na jedną zmianę często 31 grudnia pracują dłużej niż w inne dni. Takie są oczekiwania klientów - mówi fryzjerka.
- W Sylwestra zawsze mieliśmy więcej chętnych niż byliśmy w stanie obsłużyć. Jestem pewna, że w tym roku będzie tak samo - dodaje pani Ela.
Potwierdza to też 24-letnia Marta Dudkiewicz. Fryzjerka z wykształcenia, makijażystka z zamiłowania. Pani Marta pracuje w domu albo umawia się na czesanie w mieszkaniu klienta.
- Mam małe dziecko i nie mogę pracować od godziny do godziny w zakładzie. Dlatego wymyśliłam sobie taki system domowo - wyjazdowy - tłumaczy pani Marta. - W tym roku na ostatnie trzy dni przed Sylwestrem mam już umówione właściwie wszystkie terminy. Może uda mi się wcisnąć jeszcze jedną, dwie osoby. Nie więcej. Większość pań umawia się na włosy, ale w Sylwestra po południu idę do czterech dziewczyn, które będę i czesać i malować. To przynajmniej 2,5 godz.
Stawki pani Marty nie są zbyt wysokie, więc klientów nie brakuje.
Za czesanie i makijaż biorę po 60-100 zł od osoby, zależy od tego jak czasochłonne i pracochłonne mają pomysły. W normalne dni stawka jest oczywiście niższa. - mówi fryzjerka.
Jeśli więc nie zarezerwowaliśmy sobie jeszcze miejsca u fryzjera czy makijażystki - warto się pospieszyć. Trzeba też uważać – nie brakuje oszustów.
Do najpopularniejszych oszustw należy podmienianie kosmetyków. Fryzjer do pojemnika po markowym szamponie lub farbie wlewa najtańszy na rynku preparat. Potem mówi nam, że do ceny usługi dolicza np. 100 zł za drogi środek, który w rzeczywistości kosztował 3 zł.
- To fryzjer myje nam włosy, wciera maseczkę albo farbuje włosy. Nie jesteśmy w stanie odróżnić drogiego preparatu od taniego. Gdy twierdzimy, że źle nam się układają włosy lub, że są szorstkie w dotyku, fryzjer powie, że to nasze włosy tak reagują na strzyżenie. Dlatego zwracajmy uwagę na to, czy fryzjer przy nas otwiera drogi kosmetyk. Zdarza się też, że w salonie za drogi szampon musimy zapłacić kosmiczną cenę – czasem jeszcze raz tyle, ile wynosi cena rynkowa. Fryzjer tłumaczy, że można go nabyć tylko w najlepszych salonach i że mamy szczęście, bo on akurat jeszcze go ma. Dowiedzmy się wcześniej, jakich kosmetyków używa fryzjer i przed pójściem do salony poszukajmy ceny w sieci. Może warto kupić taniej w internetowym sklepie i iść do fryzjera z własnym szamponem. Czasem warto też zadzwonić do kilku salonów i zorientować się jakie są ceny kosmetyków, każdy fryzjer doskonale je zna – twierdzi Emilia Kudrycka, fryzjerka w jednym z gdańskich zakładów fryzjerskich.
Fryzjerzy często wykonują nieumiejętnie usługę. Bywa, że są w stanie zniszczyć fryzurę i włosy. Potrafią zmienić kolor na zupełnie inny niż chciał klient. Tłumaczą zawsze, że to wina włosów.
- Kiedyś przyszła do mnie klientka, której w innym salonie zmieniono kolor włosów na pomarańczowy. To ewidentnie brak wiedzy fryzjera. Bo farbowanie to wyższa szkoła jazdy. Ja jestem w stanie ufarbować na każdy kolor, wiem jak uzyskać żądany przez klienta odcień. Często fryzjerzy mówią, że się nie da. Tymczasem nie ma takiej możliwości. Zawsze się da, tyle że czasem klientce lub klientowi nie pasuje. Wówczas staram się odradzić, wskazać lepsze rozwiązania. Najczęściej klientki biorą sobie do serca moje rady – mówi Kudrycka. – Zdarzyło się, że klientka miała z tyłu "łysy placek". Fryzjerowi omsknęły się nożyczki i jakoś mu „się wycięło” duże pasmo. Musiałam całkiem zmodyfikować fryzurę. Nie rozumiem jak można tak zniszczyć włosy i jeszcze chcieć za to pieniędzy. Takie zdarzenie całkowicie dyskwalifikuje fryzjera.Trudno mówić, by to w ogóle był fryzjer. Ale niektórzy należą do związku rzemieślników, warto poinformować organizację o takiej fuszerce. Można też powiedzieć o nieuczciwości w Urzędzie Ochrony
Konkurencji i Konsumentów.
Trwała ondulacja, która w salonie wyglądała imponująco, po powrocie klientki do domu, opadła. Następnego zaś dnia nie ma po niej śladu. Fryzjer na to: takie włosy.
„Za trwałą ondulację zapłaciłam prawie 200 zł. Byłam bardzo zadowolona. Zastosowałam się do rad. Miałam umyć włosy za kilka dni. Tymczasem już na drugi dzień, miałam proste włosy. Fryzura całkowicie oklapła. Poszłam do fryzjerki, żeby mi oddała pieniądze. Tymczasem dowiedziałam się, że widocznie musiałam umyć zaraz po powrocie do domu, że to ja popełniłam błąd. Albo że mam takie słabe włosy. Byłam zrozpaczona, fryzjerka nie oddała mi pieniędzy. W innym salonie zrobiono mi powtórnie trwałą i wszystko było dobrze. Widocznie poprzednia fryzjerka użyła złego specyfiku” – pisze na forum Vera.
Często klienci nie znają cen. Godzą się na zapłatę żądanej kwoty nawet, jeśli nie odpowiada ona wartości usługi. I tak, za podcięcie grzywki trzeba płacić tyle co za farbowanie włosów w innym salonie.
„Moja siostra farbowała sobie włosy i zapłaciła 200 zł, a ja poprosiłam tylko o podcięcie grzywki i miałam zapłacić 150. Byłam w szoku! Fryzjerka powiedziała mi, że to artystyczne strzyżenie grzywki a nie takie zwykłe. Ja tego nie zauważyłam, to niby artystyczne strzyżenie trwało dosłownie 3 minuty” – pisze Fabiana na forum.
„Nosiłem kucyk i postanowiłem się go pozbyć. Fryzjerka chciała za odcięcie ogonka, bez tych strzyżeń i cieniowań, 100 zł. Powiedziała, że zrobiła mi bardzo modną fryzurę w stylu angielskim. Zaśmiałem się, bo dawno mi nikt większego kitu nie wcisnął. Uparłem się i dałem jej tylko 10 zł, bo tyle najwyżej kosztowała ta usługa” – opisuje Łukasz.
Emilia Kudrycka twierdzi, że zdarza się, iż niektóre salony mocno "podśrubowują" ceny, bo są bardzo modne. Fryzjerzy dyktują trendy lub czeszą gwiazdy.
- W takich zakładach za podstawową usługę płaci się krocie. Ale takie są prawidła rynku. Cena rośnie, gdy jest duży popyt. Trzeba jednak docenić fryzjera, który rzeczywiście jest artystą i warto zapłacić więcej za to, co zrobi nam na głowie – tłumaczy Kudrycka.
Specjaliści radzą też, by korzystać wyłącznie z usług fryzjerów, którzy mają certyfikaty. Na rynku nie brakuje samozwańczych fryzjerów.
- Oczywiście nie mam nic przeciwko fryzjerom, którzy nie mają dyplomów a potrafią robić świetne fryzury. Znam dużo takich osób. Bo dyplom nie zawsze oznacza, że fryzjer ma wysokie umiejętności. Jednak ostatnio dość dużo klientek skarżyło na „fryzjerki” z Internetu. Ogłaszają, że przyjadą do domu i za grosze zrobią fryzurę. Najczęściej do strzyżenia używają nie nożyczek, tylko dziwnych chińskich urządzeń, które niszczą włosy. Niektórzy mówią, że mają doświadczenie, tymczasem skracają włosy od… tygodnia. Poza tym takiej usługi nie da się zgłosić do reklamacji, te „fryzjerki” używają nieznanych kosmetyków, może nawet szkodliwych. Zdarza się, że kradną. Gdy klientka siedzi z szamponem na włosach, okradają mieszkanie. Lepiej nie wpuszczać do domu takiej przypadkowej osoby – dodaje Kudrycka.
(AD)
(toy)