Gdzie najczęściej dorabiamy?
Strażnik miejski grający po weselach. Policjant jeżdżący taksówką. Muzyk z filharmonii prowadzący firmę przewozową.
22.03.2012 | aktual.: 22.03.2012 14:59
Dorabiania przyczyn kilka
Z czego wynika konieczność dorabiania? Przyczyny są różne. Najczęstsza jest zarazem najbardziej oczywista: wielu Polaków dorabia, bo nie są w stanie wyżyć z pensji. Ale dorabiają też ludzie dobrze sytuowani. Wiadomo: dodatkowe parę groszy zawsze się przyda. Czasem, w przypadku wysoko wykwalifikowanych specjalistów, te parę groszy to zresztą kilkucyfrowe sumy.
Zaradność, pomysłowość, umiejętność radzenia sobie w trudnej sytuacji – to niby pożądane cechy. Z drugiej jednak strony, skala dorabiania w rozmaitych branżach musi niepokoić. Jest wynikiem marnych zarobków, niepewnej sytuacji ekonomicznej. Czasem może wskazywać na wady w działaniu rynku pracy. Na potęgę dorabiają na przykład specjaliści w tych branżach, gdzie jest ich za mało. Oni po prostu nie mogą się opędzić od propozycji. I to w kraju, gdzie bezrobocie ciągle jest jednym z najważniejszych problemów. Innym powodem pogoni za dodatkowym zajęciem jest pracoholizm. Dane OECD pokazują, że jedna czwarta Polaków spędza w pracy ponad 200 godzin w miesiącu. Daje to nam, za Koreą Płd., miano najbardziej zapracowanej nacji wśród krajów rozwiniętych. Istnieją zawody, których przedstawicielom dorabiać nie wolno, jak prokuratorzy czy sędziowie. Z ich wykonywaniem łączy się konieczność stałego dokształcania, duża odpowiedzialność i stres. Dlatego sędzia czy prokurator powinien zarabiać dobrze. W przeciwnym wypadku
najlepsi zaczną odchodzić z zawodu. Media alarmują nawet, że ten proces już się rozpoczął.
Inaczej jest z policjantami. Ci mogą dorabiać. Wielu nawet musi, tłumacząc to niskimi pensjami. Portal praca.pl w czerwcu ub. roku podawał, że zarobki nowicjusza w policyjnym mundurze nie przekraczały 1,5 tys. zł. Oficer z długoletnim stażem zarabiał netto ok. 3,5 tys. zł. Dużo to, czy mało?
Mundurowy za kółkiem
W świetle przepisów nie ma jasno ustalonych przyczyn, dla których pracodawca mógłby zabronić pracownikowi dorabiania. Są jednak zawody, w których zwierzchnik musi wyrazić na to zgodę. W przypadku policjantów na drodze do podjęcia dodatkowej pracy zarobkowej może stanąć zakaz wydany przez komendanta. Powodem odmownej decyzji może być choćby sprzeczność interesów. Trudno sobie wyobrazić, by funkcjonariusz policji mógł pracować jednocześnie np. jako prywatny detektyw czy ochroniarz w klubie.
Inna przyczyna odmowy? Dbanie o godność policjanta, o honor państwowej służby. Jakie zajęcia kolidują z powagą policyjnego munduru? Decyzja o tym również należy do zwierzchnika.
Zdarza się, że problemem jest zbyt duża ilość funkcjonariuszy, dorabiających w określonym zawodzie. Taki właśnie przypadek miał miejsce na Pomorzu. W ubiegłym roku pojawiły się zarzuty wobec policjantów dorabiających jako taksówkarze. Niektórzy z nich mieli naginać przepisy do swoich potrzeb, pracować bez zezwolenia przełożonego. Ich liczba była trudna do oszacowania. Nieoficjalnie podawano, że mogła zbliżać się nawet do tysiąca.
Dorabianie, rzecz normalna
Wiadomo, że gdy dorabianie pochłania wiele czasu i wysiłku, traci na tym jakość naszej podstawowej pracy. Ale w Polsce spotyka się ono ze zrozumieniem. Wiadomo, żyć trzeba. Zwraca też uwagę tempo, w jakim rośnie liczba osób dorabiających. Według danych CBOS, w 1993 roku dodatkową pracę podjęło 12 proc. Polaków. W 10 lat później było to już 26 proc. Tymczasem w krajach zachodnich liczba dorabiających rzadko przekracza 10 procent.
Dorabianie ma w Polsce długą tradycję. Polacy, przyzwyczajeni do tego, że na wzrost pensji nie ma co liczyć, „od zawsze” radzili sobie w inny sposób. Te zwyczaje zadomowiły się zresztą w całym społeczeństwie. Europosłowie dorabiają w Sejmie. Kadra profesorska pędzi z uczelni na uczelnię, prowadząc wykłady na kilku placówkach. Dorabiają w mniejszym lub większym wymiarze przedstawiciele wielu zawodów. Jedni robią to oficjalnie, inni swoją aktywnością powiększają szarą strefę.
Państwo w niektórych przypadkach usiłuje ograniczać możliwości dorabiania. Dotyczy to prezesów spółek skarbu państwa, ale też np. rencistów. Bezrobotnym nie wolno dorabiać do zasiłku. Prawda jest jednak taka, że jeśli ktoś z tych czy innych powodów zechce sobie dorobić, zawsze znajdzie sposób.
Dorabianie ma bowiem wiele twarzy. Samo w sobie trzeba zapewne uznać za zjawisko pozytywne. Może być np. niezłym sposobem na walkę z rutyną, ze zniechęceniem, wypaleniem zawodowym. Gorzej, że w polskich realiach bardzo często jest ono smutną koniecznością. I to powinno niepokoić najbardziej.
Tomasz Kowalczyk