Ich rodzice pracują, oni nie muszą. Co robią dzieci milionerów?
Dzieci tych najbogatszych odziedziczą fortuny z dziewięcioma zerami
01.06.2012 | aktual.: 01.06.2012 15:40
Coraz ich więcej
Będą pracować nad pomnożeniem rodzicielskich fortun? Większość zapewne tak. Z pewnością znajdą się też i tacy, którzy zaczną je trwonić. Oraz tacy, którzy utworzonych przez rodziców imperiów zechcą się pozbyć – naturalnie z zyskiem.
Tym ostatnim biznesmeni nie powinni zbytnio się przejmować. To normalna kolej rzeczy. Według ekonomistów z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, na trzy rodzinne fortuny dwie nie przechodzą w ręce kolejnego pokolenia.
Na ubiegłorocznej liście „Wprost” widnieje 25 polskich miliarderów. Już przed 10 laty osób z co najmniej milionem na koncie było w Polsce, według szacunków, ponad 100 tysięcy. Pięć lat temu na zlecenie „Rzeczpospolitej” instytut GfK przeprowadził na ten temat badania. Wynikło z nich, iż 7 proc. Polaków – według własnej oceny – zgromadziło majątek wart ponad 1 mln zł.
Oznaczałoby to, że w Polsce mieszka ok. 2 mln milionerów. Co prawda socjologowie są ostrożniejsi w ocenach – mówią raczej o 3 proc. Polaków z milionem na koncie. Ale i tak oznacza to, że w naszym kraju rośnie również liczba osób, które na bogactwo nie będą musiały pracować – po prostu je odziedziczą.
Młodzi, konserwatywni, pracowici
Czy polscy milionerzy różnią się czymś od tych z Zachodu? Tak, na przykład tym, że są młodsi. Statystycznie młodsze są też więc ich fortuny, a także i dzieci. Bogacze rodzimego chowu są przeważnie milionerami dopiero w pierwszym pokoleniu. Ich fortuny nie sięgają wielu stuleci wstecz, jak w przypadku bogatych rodów angielskich, niemieckich czy włoskich, a co najwyżej lat 90. ubiegłego wieku.
Dwa lata temu na zlecenie UniCredit, właściciela Pekao SA, przeprowadzono rozmowy z 600 polskimi bogaczami. Wynikło z nich, że niemal 50 proc. milionerów nie przekroczyło jeszcze 50-tki. A tylko co piąty zbliża się do emerytury. Mało tego, wśród najbogatszych pojawiają się już nawet ludzie przed 30-tką, którzy kokosy zbijają na informatyce. Milionerzy około 80-tki, w rodzaju Jerzego Urbana, stanowią absolutną rzadkość. Urban zresztą wyróżnia się również i tym, że karierę biznesmena-wydawcy zaczął bardzo późno, bo dopiero koło 60-tki.
Jaki jest polski milioner? Pracowity, ale to chyba oczywiste. Raczej konserwatywny, nieufny wobec świata mediów i polityki. Z jednej strony, niby deklaruje, że jest „zwykłym człowiekiem”, i nie lubi afiszować się z zamożnością. Z drugiej jednak – niejeden z nich uwielbia zadawać szyku luksusowym samochodem czy domem. Rockefeller made in Poland nie nauczył się też jeszcze na ogół korzystać z tzw. kultury wysokiej. Rzadko chodzi do opery, filharmonii czy teatru. Jeśli już miałby sponsorować kulturę, to raczej tę popularną, choćby sportową – piłkę nożną lub koszykówkę. Jaki ojciec, taki syn?
Co tego wszystkiego wynika dla milionerskich dzieci? Przysłowie mówi, że czym skorupka za młodu… Być może dla wielu spadkobierców rodzinnych fortun rodzicielskie zachowania będą stanowiły wskazówkę, jak postępować w życiu. Doskonałym przykładem przechodzenia zainteresowań z pokolenia na pokolenie może być choćby syn Ryszarda Krauze, który gra zawodowo w koszykówkę.
Innych młodych ciągnie do biznesu, choć niekoniecznie w tych samych sektorach gospodarki, w których sprawdzili się ich przodkowie. Młody Sebastian Kulczyk działa w branżach technologicznej i turystycznej, prowadzi własne spółki oraz fundusz inwestycyjny. W biznesie robi też karierę jego siostra Dominika. Biznesmenem jest Tobias Solorz. Piotr Woźniak-Starak próbuje sił w przemyśle filmowym. Biznesową żyłkę po ojcu odziedziczył Piotr Wejchert, który wykazał się także skłonnością do ryzyka. Pod koniec ubiegłego roku sprzedał udziały w ITI, by zacząć realizować projekty biznesowe na własny rachunek.
Wielu biznesmenów mówi o tych szczęśliwcach z nutą zazdrości: łatwo jest rozpoczynać interesy, nawet niezbyt pewne, gdy nie istnieje ryzyko porażki. Zabezpieczenie finansowe sprawia przecież, że dziecko bogacza, nawet jeśli gdzieś popełni błąd, i tak spadnie na cztery łapy.
Dzieci milionerów wcale nie mają jednak przed sobą pewnej przyszłości. Na Zachodzie już kilka lat temu widoczny był trend, zgodnie z którym osoby bogate nie zamierzały wcale (przynajmniej według własnych deklaracji) zabezpieczać finansowo swoich pociech. Podobne plany mieli np. Bill Gates, Warren Buffett czy słynący z oszczędności aktor Sean Connery.
Nie wiadomo, jak to będzie w praktyce. Na pewno życie z poczuciem, iż jest się biednym dzieckiem bogatego człowieka, może być wyjątkowo frustrujące. Na szczęście oprócz samych bogaczy, właścicielkami fortun bywają też często ich aktualne lub byłe żony. One zawsze mogą przyjść dziecku z pomocą. Nie lubimy bogaczy, a ta niechęć do pewnego stopnia przenosi się na ich dzieci. Nie powinniśmy jednak zapominać, że polscy milionerzy dają pracę i zarobek… milionom osób. A bez nich nasza gospodarka byłaby w znacznie gorszej kondycji, niż jest obecnie.
TK/JK