Irlandia: Będą odszkodowania za niewolniczą pracę w zakonnych pralniach
Irlandia wypłaci co najmniej 34,5 mln euro rekompensat setkom kobiet za ich przymusową, niepłatną pracę w irlandzkich pralniach prowadzonych przez zakonnice w latach 1922-96 - ogłosił rząd w Dublinie.
27.06.2013 | aktual.: 28.06.2013 09:21
Minister sprawiedliwości Alan Shatter przeprosił te kobiety - szacuje się, że żyje ich jeszcze ok. 770 z ponad 10 tys. - za to, że tak długo musiały czekać na zadośćuczynienie.
W lutym br. premier Enda Kenny przepraszał już za kierowanie dziewcząt i kobiet, głównie z marginesu społecznego, do przymusowej pracy w pralniach prowadzonych przez zakonnice.
Traktowanie tych kobiet zostało opisane w raporcie senatora Martina McAleese'a. Dziewczynki i kobiety były zmuszane do ciężkich, darmowych prac, a zakonnice miały nad nimi absolutną władzę. Mieszkały w prymitywnych warunkach, były źle odżywiane. Chodziło m.in. o nieślubne dzieci albo kobiety skazane za drobne wykroczenia, np. jazdę bez biletu, a także kobiety niepełnosprawne fizycznie lub umysłowo.
Spośród ok. 10 tys. osób - głównie sierot, kobiet opuszczonych i "upadłych" - które w latach 1922-96 pracowały w 10 pralniach, około 2,5 tys. zostało tam umieszczonych z polecenia różnych agencji rządowych. 10 proc. trafiało tam z inicjatywy rodzin, a 19 proc. zgłaszało się z własnej woli. Pralnie pracowały m.in. dla wojska, hoteli czy browaru Guinnessa.
"Nie można sobie wyobrazić dezorientacji i strachu, który przeżywały młode dziewczęta, w wielu przypadkach wciąż dzieci, które nie wiedziały, gdzie są, czuły się opuszczone, biły się z myślami, że zrobiły coś złego, nie wiedząc, kiedy i czy w ogóle wyjdą z tych miejsc i zobaczą rodziny" - napisał McAleese w raporcie.
Według niego większość kobiet, z którymi rozmawiał, przygotowując raport, mówiła o pralniach jako o "miejscach zimnych, w których obowiązywała surowa dyscyplina oparta na fizycznie wyczerpującej pracy i modlitwie". "Były ostro upominane i upokarzane" - napisał McAleese. Ich listy do rodzin cenzurowano.
Dzienna rutyna zaczynała się pobudką o godz. 6. Kobiety i dziewczynki pracowały do godz. 14. Po lunchu wracały do pralni, a po odmówieniu różańca o godz. 18 szły spać. Obowiązywał zakaz rozmów i śmiania się. W niedzielę nie pracowano w pralni, ale wykonywano inne prace, jak np. mycie podłóg.
Raport nie odnotowuje przypadków fizycznego znęcania się ani wykorzystywania seksualnego. Pojawiają się w nim jednak informacje o upokarzaniu psychicznym. Pracownicom mówiono np., że ich ojcowie są pijakami albo że matki się ich wyrzekły. Niektórym za karę golono włosy, zamykano w izolatce, karmiąc tylko chlebem i wodą, pozbawiano spaceru polegającego na chodzeniu parami po wewnętrznym dziedzińcu.
Minister Shatter wyraził w środę nadzieję, że kobiety zaakceptują planowane rekompensaty "jako szczery wyraz ubolewania przez państwo, że zawiodło was ono w przeszłości, uznania przez nie waszych obecnych potrzeb i zobowiązania do poszanowania waszej godności i praw człowieka".
Równocześnie Shatter zaapelował do czterech zakonów żeńskich, które prowadziły te pralnie, o współudział w wypłacaniu rekompensat.